Antti Vuolas na świat przyszedł 23 sierpnia 1999 roku w liczącej zaledwie siedem tysięcy mieszkańców miejscowości Hapaharvi, która znajduje się w północnej części Finlandii. Kiedy wraz ze starszym bratem Niilo trafili na żużlowe tory, to w ojczyźnie wiązano z nimi bardzo duże nadzieje.
Niektórzy mówili, że mają szansę iść śladami swoich utytułowanych rodaków, jak np. Kai Laukkanen czy Timo Lahti.
Już na mini torach sięgali po pierwsze sukcesy, ale poważne ściganie przyszło po przesiadce na 500cc. I tu też nie zwalniali tempa. Antti Vuolas po pierwszy medal sięgnął w 2017 roku, kiedy to przed własną publicznością zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Finlandii do 21. roku życia.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Kubera, Dobrucki, Murawski i Gajewski gośćmi Musiała
Był to początek jego dominacji na krajowym podwórku, bo w kolejnych trzech sezonach dorzucił srebro i dwa złote medale. W 2018 roku dosyć niespodziewanie stanął na najniższym stopniu podium seniorskich mistrzostw. Te wszystkie sukcesy nie pozwoliły mu jednak marzyć o zawodowej karierze.
Pracował w fabryce
Szansą na rozwój mógł być wyjazd do miejsca, gdzie na co dzień będzie miał styczność z dobrym żużlem. Niestety dla Anttiego, jak i jego brata Niilo, pozostawali anonimowymi postaciami w świecie czarnego sportu. Pierwszy z nich w rozmowie z WP SportoweFakty przyznał, że w Finlandii nie jest tak łatwo udowodnić swoje umiejętności i zyskać szansę, na którą mogą sobie zapracować ich koledzy z bardziej żużlowych krajów. Dodatkowo dręczyły go kontuzje, a dwa lata stracił przez pandemię COVID-19.
Vuolas, choć marzył o wielkiej karierze, to na co dzień zamiast skupić się na niej, musiał również chodzić do pracy. Dzień w dzień meldował się w fabryce metalu, a jazda na żużlu była odskocznią od zajęć i pasją. Do czasu, aż dostał zaproszenie do Lublina na mini camp, w którym to Motor zamierzał dać szansę tym, których chciałby widzieć w składzie na U-24 Ekstraligę. - Chyba wypadłem dobrze, bo dostałem ofertę - mówił Vuolas.
Znaleźli go w internecie. "Coś się kliknęło"
Vuolas, aby dostać się do Lublina na trening, musiał pokonać dystans ok. 1700 kilometrów, bo tyle właśnie dzieliło jego dom od stadionu przy Alejach Zygmuntowskich. Był to początek nowego życia sportowego, bo chwilowy wyjazd zamienił się w bardzo długi, bo prawie dwumiesięczny pobyt w kraju nad Wisłą.
Antti Vuolas zadebiutował w naszym kraju w maju ubiegłego roku w U-24 Ekstralidze. Dobra postawa zaowocowała powołaniem na mecz z Duda Development Ciesiółka Auto Group Unią Leszno. Fin na obiekcie im. Alfreda Smoczyka wywalczył 10 punktów z bonusem, co było drugim rezultatem w zespole Koziołków. Jego plecy musieli oglądać m.in. Damian Ratajczak, Maksym Borowiak czy Keynan Rew.
Nic dziwnego, że Vuolas trafił na usta wielu kibiców i to nie tylko w samym Lublinie. Piotr Więckowski w audycji "Pięć Jeden" na antenie Radia Freee zdradził, że na zawodnika trafili dosyć przypadkowo. - Antti Vuolas wziął się z... internetu. To był strzał. Szukaliśmy zawodników, "coś się kliknęło" i wyskoczył Vuolas. Przyjechał, spróbował, spodobał się trenerowi i pojechał od razu w zawodach - mówił działacz.
Życiowa szansa
Ten sezon układa się bardzo pozytywnie dla fińskiego żużlowca. Vuolas jest jedną z czołowych postaci w U24 Ekstralidze, bo w tej chwili zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych. W trzech meczach wystartował w ośmiu wyścigach, w których wywalczył 19 punktów i dwa bonusy. Pięciokrotnie meldował się na mecie na pierwszej pozycji.
Fin zaskoczył w eliminacjach do TAURON SEC. W rundzie kwalifikacyjnej na torze w Mureck wywalczył 13 punktów, co dało mu drugą pozycję i przepustkę do Challengu. Na austriackiej ziemi zdołali go pokonać jedynie Lukas Fienhage i Timo Lahti, a on sam przywoził za swoimi plecami m.in. Francisa Gustsa, Michaela Jepsena Jensena, Mateusza Cierniaka czy Kaia Huckenbecka i Dimitriego Berge.
W finale eliminacji do mistrzostw Europy już tak udanie nie wypadł, co nie zmienia faktu, że w kilku notesach na pewno jego nazwisko zostało zapisane. Teraz przed Anttim Vuolasem życiowa szansa, bowiem wobec kontuzji Dominika Kubery trzeba wypełnić skład zawodnikiem do 24. roku życia. Motor szerokiej ławki nie ma i opcji jest niewiele
Jedna z nich zakładała jazdę z tzw. kevlarem, czyli wystawieniem dowolnego zawodnika i zmienianiem go przez duet Kacper Grzelak - Mateusz Cierniak. Druga, to postawić na tego, który jest najlepszy z szerokiego składu i pozwolić mu powalczyć. Przykład Nazara Parnickiego pokazał, że ci mało znani przy odpowiednim wsparciu wcale nie muszą być dostarczycielami punktów, a wręcz przeciwnie.
Konrad Cinkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Kolejni zawodnicy opuszczą Cellfast Wilki?
Jeśli zrobią to raz jeszcze, to wylecą ze składu!