Vaclav Milik z dużymi nadziejami przystępował do sobotniego turnieju Grand Prix Czech w Pradze. Chciał nie tylko dobrze zaprezentować się przed własną publicznością, ale i odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań dotyczących jego sportowej kariery.
Przed rokiem Milik mówił otwarcie, że do Grand Prix mu daleko. Nie interesował go jednorazowy start, w którym mógłby zdobyć na przykład pięć punktów.
Uznał, że to nie byłoby dla niego korzystne, więc ze światową czołówką chciał się sprawdzić dopiero w momencie, kiedy się odbuduje.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gollob, Leśniak i Kowalski gośćmi Musiała
"Podobnie, jak wy kibice, my również mieliśmy oczekiwania, co do tego turnieju. Rywalizacja z absolutną czołówką w Grand Prix była znowu wielkim wyzwaniem i jednocześnie szansą na pokazanie się z jak najlepszej strony. Niestety, ale wszystko potoczyło się inaczej niż sobie to wyobrażaliśmy - napisał po zawodach Milik w social mediach.
Na praskiej Markecie doświadczony zawodnik wywalczył zaledwie jeden punkt, który przy jego nazwisku zapisano po tym, jak w swoim ostatnim występie pokonał on Roberta Lamberta.
"Nie chcemy, aby to wyglądało tak, jakbyśmy ciągle szukali wymówek, ale przez ostatnie półtora miesiąca mamy problemy, które nie dotyczą tego, czy forma jest, czy jej nie ma. Nadal trapią nas problemy techniczne, które naszym zdaniem zostały rozwiązane po Żarnowicy (0,0,1,1,3 w eliminacjach do Grand Prix - dop. red.), ale tak jednak nie było." - dodał żużlowiec, który przyznał, że od lat jeździ w lewo, ale to, co dzieje się teraz totalnie nie ułatwia mu zadania, by wyjść na prostą.
Reprezentant Czech swoją formą martwi również Cellfast Wilki Krosno, bo jego postawa może być bardzo ważna w perspektywie walki o utrzymanie. Tymczasem ostatnie mecze Milika to: 1+1, 5, 3, 4+1. Jest to zdecydowanie za mało, co się wymaga od zawodnika drugiej linii.
"Ogromne zmiany w ustawieniach prowadzą nas donikąd. Niezależnie od tego, co zrobimy, to różnica jest naprawdę minimalna albo nie istnieje w ogóle. Na początku sezonu było super, szło fantastycznie, a później nastąpił punkt zwrotny, od którego to wszystko idzie pod górkę. Nie bez powodu mówi się, że raz jesteś na górze, a raz na dole. W sporcie jest to podwójnie prawdziwe" - czytamy na profilu Milika.
30-latek w obszernym wpisie przyznał, że przegrane siedzą w głowach, zarówno jego, jak i członków teamu. Wszyscy próbują wpaść na pomysł, co zrobić, by wyjść z kryzysu.
"Czeka nas dużo pracy, aby dostać się na falę, na której byliśmy na początku sezonu. Zrobimy, co w naszej mocy, by tak się stało" - zakończył.
Czytaj także:
Popełnili poważny błąd, którego nie naprawili. Zawodnicy pozbawieni szansy walki o tytuł!
Tor się rozpadł, a zaraz ma tam się odbyć Grand Prix