Znany mechanik ma przyglądać się pracy teamu i służyć cennymi wskazówkami odnośnie ustawienia motocykla. Wszystko po to, by nie przydarzyły się już żadne wpadki.
Takich ruch Bartosza Zmarzlika można nazwać sporą niespodzianką, bo do tej pory żużlowiec stawiał na sprawdzonych ludzi, którzy pracują z nim od lat i incydentalnie prosił o pomoc osoby z zewnątrz. Teraz zrobił wyjątek, bo i sytuacja jest bardzo poważna.
W ostatni weekend w Lublinie zawodnik zdobył 10 punktów, a przez całe zawody gubił się z ustawieniami. Równie słaby występ w rewanżowym meczu we Wrocławiu mógłby zmniejszyć szansę jego zespołu na mistrzostwo Polski. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Hućko w niedzielę bardziej skupiał się na zebraniu przemyśleń przed... kolejnym weekendem.
ZOBACZ WIDEO: Emil Sajfutdinow mówi o swoim tunerze. Na czym polega jego fenomen?
Jak udało nam się potwierdzić, wiadomo już, że mechanik będzie obecny w parku maszyn Zmarzlika także podczas finałowej rundy Grand Prix Polski w Toruniu. Tam każda decyzja będzie jeszcze ważniejsza, bo stawką będzie tytuł mistrza świata. Po dyskwalifikacji z ostatniego turnieju GP, Zmarzlik ma zaledwie sześć punktów przewagi nad Fredrikiem Lindgrenem i trzeba zakładać, że do obrony mistrzowskiego tytułu niezbędny będzie awans do finału turnieju.
Marek Hućko od lat bardzo dobrze zna się z Bartoszem Zmarzlikiem. Obaj są wychowankami Stali Gorzów i przez lata mieli regularny kontakt. Były żużlowiec uznawany jest zresztą w środowisku za bardzo dobrego specjalistę od sprzętu. Przez lata współpracował jako mechanik choćby z Nickim Pedersenem. W tym roku pomagał Patrykowi Dudkowi, a gdy obie strony doszły do wniosków, że potrzebna jest zmiana, to Hućko przeniósł się do teamu Grzegorza Walaseka. Sezon zakończy z jeszcze bardziej odpowiedzialnym zadaniem.
Czytaj więcej:
Arged Malesa ma nowego zawodnika
Zapadła decyzja ws. dzikiej karty na GP w Toruniu