Rene Deddens nie ukrywa, że żużel ma we krwi, ale trudno, by było inaczej, skoro z czarnym sportem związany jest od 4. roku życia. Uznawany był za wielki talent, ale jego maksymalnym poziomem było miano solidnego niemieckiego ligowca. Kluczem był fakt, że postawił na edukację, a nie na rozwój sportowy.
W Polsce zaliczył tylko epizod, kiedy w 2014 roku odjechał trzy wyścigi dla Kolejarza Rawicz. Był też jednak związany z pilską Polonią i gdańskim Wybrzeżem.
Niedawno postanowił zakończyć swoją sportową karierę, ale na emeryturze wytrzymał zaledwie kilka miesięcy i w 2022 roku wrócił na tor. I był to świetny comeback, bo na podium Indywidualnych Mistrzostw Niemiec.
ZOBACZ WIDEO: Był krok od mistrzostwa. Czy stracił swoją życiową szansę?
- Bardzo dużo trenowałem w tej przerwie i pogłębiałem swoją wiedzę. Dużo współpracowałem z Kaiem (Huckenbeckiem), a także z Andersem Thomsenem. Obaj udzielali mi wielu rad. I tu nie chodzi tylko o to, jak być dobrym na torze. Są czasem ważniejsze sprawy, które sprawiają, że jesteś szybszy - wspominał w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty.
31-latek zdecydował, że ten rok będzie dla niego już definitywnie ostatnim na żużlowych torach. Na koniec sezonu zamierza odwiesić kevlar na kołek, ale nim tego dokona, to wystąpi jeszcze w kilku turniejach. Jego klub - MSC Cloppenburg przekazał, że na pewno weźmie udział w turniejach przed własną publicznością. Ponadto na 11 października zaplanowano jego turniej pożegnalny.
I choć rozstaje się ze ściganiem, to przy żużlu zostanie. Zostanie jednym z członków klubu, który odpowiedzialny jest za codzienne życie klubu z Cloppenburgu oraz jednym z dyrektorów corocznego turnieju Night of the Fights. W przyszłości chciałby uzyskać licencję międzynarodowego dyrektora zawodów żużlowych.
Czytaj także:
1. Poświęcenie rodziców pozwala mu realizować marzenia
2. Nie wyobrażał sobie jazdy w innym zespole, niż Włókniarz