Maciej Janowski w niedzielnym SEC Challenge w łotewskim Dyneburgu stracił trzy punkty, ale to nie przeszkodziło mu w odniesieniu triumfu. Zawodnik nie ukrywał radości z faktu, że wszystko mu zagrało tak, jak sobie zaplanował, tym bardziej że obsada była niezwykle mocna i wyrównana.
- Takie imprezy nie są łatwe. Miejsc gwarantujących awans jest niewiele, a wiadomo, że każdy ma te same ambicje, dlatego margines błędu jest bardzo mały. Trzeba utrzymywać pełną koncentrację i uważnie analizować, jak zachowuje się tor, żeby właściwie ustawiać sprzęt na każdą kolejną serię - przyznał żużlowiec w rozmowie z redbull.com.pl.
Janowski zauważył, że takie turnieje bywają trudniejsze, niż sam cykl finałowy, bo o wszystkim decyduje dyspozycja dnia, a czasem nawet i jeden konkretny dzień.
- Mega ważne było to, że wygrałem swój pierwszy wyścig, bo dobre wejście w zawody daje sporo komfortu i sprawia, że czujesz się dobrze. Porażka na inaugurację może wprowadzić nerwówkę i mętlik w głowie. Na szczęście uniknąłem tego i jestem bardzo zadowolony - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice
Janowski ma dobre wspomnienia z Dyneburgiem, bo to na tym obiekcie wygrał pierwszy raz w karierze zawody Grand Prix (2015). Dwa lata później stanął na najniższym stopniu podium, kiedy to przegrał z Piotrem Pawlickim i Patrykiem Dudkiem.
Pierwszy finał Indywidualnych Mistrzostw Europy zaplanowano na 8 czerwca w węgierskim Debreczynie. Kolejnymi przystankami będą: Grudziądz (20.07), Guestrow (24.08) i Chorzów (21.09).
Czytaj także:
1. Mocne słowa Jasona Doyle'a. "Ludzie z małymi mózgami"
2. Słaby początek sezonu Włókniarza. Jest reakcja zarządu klubu