"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Środowisko żużlowe żyło ostatnio w dużej niepewności, zadając sobie fundamentalne pytanie - co gryzie Jasona Doyle'a. A dokładniej rzecz biorąc, czy wielki mistrz zdecyduje się pójść na minimum dwutygodniowe zwolnienie lekarskie, by pomóc swojemu polskiemu klubowi kosztem osobistych marzeń. Czy odbierze sobie szansę występu w praskiej Grand Prix Czech, by ZOOleszcz GKM Grudziądz mógł wpisać Australijczyka do składu, a obok zastępstwo zawodnika. Jason wyszedł na prawdziwego kapitana i strażnika zasad rządzących grupą, mimo że dał się wcześniej poznać jako wybitny egoista. Bo tacy zazwyczaj dochodzą w pojedynkę na szczyt. Użyłem określenia "wyszedł", bo zapewne pomógł mu w tym kiepski stan zdrowia. Doyle nie jest jeszcze najpewniej gotów, by ścigać się w najbliższy weekend, dzięki czemu mógł okazać szacunek swojemu polskiemu pracodawcy.
Tak czy siak, uważam, że przepis o konieczności wystawienia minimum dwutygodniowego zwolnienia, by móc skorzystać z zetzetki, stał się na naszych oczach reliktem przeszłości. Jest nieżyciowy, niesprawiedliwy, stoi w sprzeczności z prawami rządzącymi fizjoterapią i rehabilitacją, a poza wszystkim stawia żużlowców w tragicznym położeniu znanym z greckich tragedii - tzn. w którą stronę nie pójdą, będzie źle. Bo ktoś na pewno straci.
ZOBACZ WIDEO: Szczere słowa Macieja Janowskiego. Chodzi o Bartosza Zmarzlika
Te dwa tygodnie, jak pamiętamy, miały być orężem walki z pozorowanymi kontuzjami. By nie dochodziło do sytuacji, że odsuwa się od składu zawodnika bez formy i tym samym wzmacnia, dzięki zetzetce, drużynę. W przeszłości taki proceder rzeczywiście miał miejsce, natomiast dziś nam raczej nie grozi.
Otóż teraz, gdy w przypadku kontuzji zetzetkę można zastosować wyłącznie za dwóch najlepszych zawodników w zespole, trudno uznać, by komukolwiek się to opłacało. No bo czy ktoś celowo chciałby usunąć Łagutę lub Bewleya ze składu Betard Sparty? Vaculika lub Thomsena z ebut.pl Stali? Kołodzieja czy Zengotę z Fogo Unii? Sajfutdinowa czy Lamberta z Apatora? Hampela albo Przemysława Pawlickiego z Falubazu? Zmarzlika albo Kuberę z Orlen Oil Motoru? Madsena lub Michelsena z Krono-Plast Włókniarza? Czy wreszcie Fricke'a lub Doyle’a z ZOOleszcz GKM-u?
Mam świadomość, że gdy przyjdzie faza play-off, przepis ulegnie przeobrażeniu i wtedy zetzetka będzie już obowiązywać w przypadku urazów trzech najskuteczniejszych jeźdźców zespołu. Co sytuacji nie zmieni ani trochę, bo czy ktoś zechce upozorować niezdolność do jazdy Woźniaka, Lebiediewa, Dudka, Jensena, Jacka Holdera, Maksyma Drabika, Tarasienki lub Woffindena? Oczywiście, posługuję się nazwiskami obowiązującymi dziś, na bazie zeszłorocznych osiągnięć, bo po siódmej kolejce pojawi się nowy ranking, już na podstawie obecnych poczynań.
No, nie twierdzę, że nagle staliśmy się absolutnie bezpieczni od wszelkich przekrętów. Nie mamy przecież gwarancji, że gdyby nie dwutygodniowe zabezpieczenie, nikt nie wpadłby na pomysł, by wmówić przeziębienie Woffindena czy Przemka Pawlickiego. Od jeżdżenia po wioskach na motorze bez kasku, od paskudnego przewiania, jak to drzewiej bywało…
Nie zmienia to faktu, że obecne zapisy są mocno kłopotliwe. To przecież codzienność nie tylko żużla, ale generalnie sportu, że dziś zawodnik jest jeszcze niezdolny, ale za trzy czy cztery dni chce już spróbować podjąć rękawicę. Bo zwyczajnie poczuł się dużo lepiej lub wykonał świetną pracę z rehabilitantem.
Akurat w przypadku Doyle'a wyszło szczęśliwie, bo ze względu na stan zdrowia zrozumiał, że nie ma szans na sobotni występ w Pradze i w końcu pokazał L4. Więc ogłosiliśmy go niemal honorowym obywatelem Grudziądza. A gdyby miał takie szanse na występ? Wtedy byśmy powiedzieli, że jest nielojalny i ma w d… użym poważaniu polski klub, z którego ciągnie miliony. Choć trudno mieć pretensje do sportowca, jeśli zapragnie realizować osobiste cele w mistrzostwach świata i z narodową flagą na piersi kosztem meczu ligowego w dalekim, obcym kraju.
Dlatego, mimo wszystko, jestem za likwidacją tych nieszczęsnych zapisów, którym sami sobie jesteśmy winni. Jako pierwsi co cwaniakowania i szukania dziurek w regulaminach.
Ciekawe rozwiązanie zaproponował natomiast jeden z internuatów na portalu X, pomny wydarzeń w Rybniku, gdzie Brady Kurtz skasował Dmitriego Berge. By w takich sytuacjach móc stosować ZZ za żużlowca niezdolnego do jazdy wskutek działania przeciwnika. Z takim zastrzeżeniem, że zastępcami mogliby zostać tylko koledzy z niższą średnią od poszkodowanego. To całkiem niegłupia idea, by w tym konkretnym meczu, w którym doszło do wykluczenia rywala z dalszej rywalizacji, dać poszkodowanemu zespołowi taką szansę.
Choć najprościej byłoby wtedy skorzystać z rezerwowego, którą to pozycję zawodowy sport żużlowy zmarginalizował, by nie powiedzieć, że wyrugował i przestał tolerować. Środowisko sobie wmówiło, że rezerwowy to wróg dla własnej drużyny, bo wywiera na kolegów presję. Jakby nie wywierał w piłce nożnej, koszykówce czy piłce ręcznej. Przy czym we wspomnianych dyscyplinach nie płacą od strzelonej bramki czy zdobytego punktu, jak w speedwayu.
I to jest pewien problem, bo sport potrzebuje także rezerwowych. Prawdziwych i żelaznych, a nie tylko na doczepkę do wycieczki.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Chomski po skandalu w Gorzowie. "Ja bym tego oświadczenia nie podpisał"
- "Totalna katastrofa". Po skandalu w Gorzowie zwraca uwagę na jedno