W piątkowy wieczór Andrzej Lebiediew odjechał bardzo słabe spotkanie w polskiej PGE Ekstralidze i po meczu w Częstochowie mówił otwarcie, że to przez brak jego punktów Fogo Unia Leszno przegrała starcie, w którym mogła sprawić dużą niespodziankę.
Kilkanaście godzin później Łotysz szalał na węgierskim owalu w Debreczynie, gdzie w siedmiu startach stracił tylko jeden punkt. Jego pogromcą okazał się być Jacob Thorssell.
- To miejsce jest dla mnie wyjątkowe, bo mam stąd dużo pucharów. Cieszę się, że znów udało się tu zrobić taki wynik, bo za juniora wygrywałem jakieś turnieje, ale ostatnie lata, to jak tu przyjeżdżałem, to byłem na drugim albo trzecim miejscu. Kiedy Maciej mnie minął w finale, to pomyślałem, że znów będę na podium, ale nie na najwyższym stopniu. Jednak popełnił błąd i zrobił mi prezent. Cieszę się, że moja fura pojechała na tyle, że zwyciężyłem - powiedział po zawodach Lebiediew w materiale, który przesłał organizator mistrzostw Europy.
Tym samym do kolejnych zawodów to właśnie 29-latek przystąpi w plastronie lidera rozgrywek. Z racji, że tutaj w porównaniu do Grand Prix liczy się tylko to, co zostało wywalczone na torze, to po zawodach na Węgrzech Lebiediew ma pięć punktów przewagi nad Maciejem Janowskim i sześć nad Thorssellem.
- Ja lubię tu przyjeżdżać. Odpowiada mi geometria tego toru. [...] Znam ten owal, a na pewno też pomogły mi te zawody sprzed kilku tygodni, kiedy jechaliśmy tu kwalifikacje do Grand Prix. Miałem na świeżo to, co tu się działo - dodał żużlowiec.
Czytaj także:
- Z Cowry do najlepszej ligi świata
- Transfer Cellfast Wilków nie był wcale taki oczywisty
ZOBACZ WIDEO: Prezes GKM-u tłumaczy koncepcję na skład. Przyznaje, na kogo klubu nie było stać