U23, U24, U45... Nie wiem, skąd to zamiłowanie w polskim żużlu do wszelkiego rodzaju ograniczeń. Przed kilkoma laty o potrzebie wprowadzenia zapisu U45 wspomniał honorowy prezes Polskiego Związku Motorowego Andrzej Witkowski. W ten sposób chciał się pozbyć z żużlowej przestrzeni "juniorów starszych", a pozbyłby się tak zasłużonych postaci jak Tomasz Gollob czy Piotr Protasiewicz, którzy po ukończeniu tej magicznej bariery dawali jeszcze wyścigi sezonu. No ale rozumiem, że pan Andrzej po prostu głośno myślał, szukając rozwiązania dla problemu starzejącego się rynku pracowniczego. Dlatego nie zamierzam się już pastwić.
Ostatnio zasugerowałem, że powinniśmy sobie odpuścić regulaminowy zapis chroniący zawodników do 24. roku życia, znany pod kryptonimem U24. I temat zaczął być wałkowany. To kolejny sztuczny twór, który miał rozłożyć parasol ochronny nad żużlowcami opuszczającymi wiek młodzieżowca. Tymczasem gdy ktoś jest w formie, to swoją szansę i tak dostanie. A gdy formy brak, to żaden regulamin nie jest w stanie takiego straceńca uchronić. Przykłady? Mateusz Świdnicki czy Wiktor Lampart, do którego cierpliwość stracił nawet taki dyplomata jak Piotr Baron.
Tu nie chodzi o to, żeby wskazać czyjeś błędy i ogłosić porażkę obowiązującego systemu. Bo rozgrywki U24 Ekstraligi to twór, który nadal powinien istnieć. Sprawdził się, niech pozostanie poligonem doświadczalnym dla młodzieży, którą każą przecież szkolić pod rygorem potężnych sankcji finansowych. Niech młodzi chłopcy nadal pokazują się w nim światu. Ale! Czy zawodnik 25-letni lub 27-letni to już taki emeryt, że nie ma prawa zademonstrować swoich możliwości w rozgrywkach o charakterze wybitnie szkoleniowym?
ZOBACZ WIDEO: Fogo Unia dała zielone światło. Będzie głośny transfer?!
Dlatego proponuję, by jedno miejsce w ośmioosobowych składach drużyn ścigających się w U24 Ekstralidze wyjąć poza nawias i dopuścić do niej jeźdźców bez żadnych wiekowych ograniczeń. W ten sposób kluby mogłyby sprawdzać swoje wynalazki w bezpieczny sposób, bez żadnych konsekwencji, a nie w warunkach bojowych najlepszej ligi świata, która błędów nie wybacza i nie daje czasu na ich naprawianie. O twoim być albo nie być decyduje ledwie 14 ligowych kolejek, a nie 34, jak w przypadku piłkarskiej PKO BP Ekstraklasy.
Narzekamy, że liga jest zabetonowana, a sami ją betonujemy. Przepisami.
My generalnie lubujemy się w sztucznym regulowaniu żużlowego świata. Stąd abstrakcyjny w mojej ocenie przepis o zawodniku rezerwowym do 24. roku życia. Co i tak jest sukcesem oraz jakimś kompromisem, bo przecież zaczynaliśmy od U23. A więc taki przykładowy Bartosz Smektała może się znaleźć albo w podstawowym składzie albo poza składem. Rezerwowym, w obecnym świecie, nie będzie już nigdy.
I wracając do pozycji U24. Paradoks polega na tym, że taki Wiktor Lampart nadal może rozdawać karty, bo swoją deskę ratunku dostrzega w nim Włókniarz Częstochowa. W niedzielę pokazał się wreszcie Jakub Miśkowiak, ale czy wytrącił atuty z ręki przeciwnikom przepisu U24? Hej, to przecież indywidualny mistrz świata juniorów, trudno sądzić, że po przejściu do grona seniorów stałby się nagle nikomu niepotrzebny.
Zerknąłem w statystyki. Lampart w tym sezonie wygląda tak - 40 biegów, dwa biegowe zwycięstwa. Natomiast Anders Rowe - pięć biegów, jedno zwycięstwo. A więc ta liga jest zabetonowana głównie w naszych głowach. Pewnie, że nie każdy eksperyment wypali, ale, jak mówią, kto nie próbuje, nie pije szampana. Dlatego warto mieć pole do tych eksperymentów.
Wszelkie sztuczne ograniczenia z jednej strony zaniżają poziom sportowy, a z drugiej - podwyższają koszty utrzymania zespołu. Patrz wspomniany Lampart, który nadal, jak widać, cieszy się pewną popularnością. I patrz wspomniany Miśkowiak, bo gdyby pozbyć się ze składu zawodnika U24, nie czułby się już aż tak bardzo pożądany. Musiałby zejść nieco z ceny. Bo jak nie on, to ktoś inny. Może 25-latek, a może 35-latek, bo to przecież w speedwayu żaden emeryt, tylko sportowiec w sile wieku.
A co by się stało, gdybyśmy wprowadzili KSM? Podobnie. Poziom sportowy by się obniżył, a żądania przeciętniaków wzrosły. Nie wspominając już o takich dramatach, że miejscowa legenda nie pasuje do... swojego klubu. Bo cyferki się nie zgadzają. Nie tak było swego czasu ze Sławkiem Drabikiem, który, o zgrozo, nie pasował do Częstochowy?
Przykro mi cholernie, gdy patrzę, jak się męczy Mateusz Świdnicki. No ale regulamin skrojono pod niego i jemu podobnych chłopaków. Którzy jednak muszą wykazać się też odpornością psychiczną. Bez tego w tym sporcie ani rusz. Konkurencja przecież rośnie, bo tego, i słusznie, oczekujemy od klubów. Szkolenia.
Apeluję zatem - wróćmy do korzeni, a więc do pięciu seniorów w składzie, dwóch juniorów oraz jednego rezerwowego. Do systemu, który wiekiem będzie ograniczał wyłącznie tę dwójkę juniorów. To zapewni najwyższy poziom sportowy. Będzie lepiej, zdrowiej i na pewno nie drożej.
A jeśli już musimy, to wprowadźmy zapis U60. Raz na zawsze. I konsekwentnie się go trzymajmy.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Będzie zagraniczny junior w PGE Ekstralidze?! Ważne zmiany w regulaminie szkoleniowym
- Skandal w Gorzowie. Są kary dla gwiazd ligi!
Dodatkowo powiększyć ligę by było więcej spotkań zamiast PO. KSM i tak to wyreguluje i mecze b Czytaj całość