Przypomnijmy, że do pozornie niegroźnego upadku Czecha doszło w meczu Cellfast Wilków z Innpro ROW-em. Vaclav Miliku upadając uderzył ciałem o jeden z motocykli leżących pod bandą.
Badania wykonane w szpitalu w Krośnie potwierdziły, że zawodnik doznał złamania kości przedramienia z odłamami. Na miejscu wykonano też operację. Żużlowiec wrócił do ojczyzny i nawet zaczął ćwiczyć, żeby nie stracić kondycji, ale w pewnym momencie poczuł się źle i trafił do szpitala w miejscowości Caslav. Wówczas wyszło na jaw, że w Polsce nie wykonano badań wewnętrznych, a Vaclav Milik ma pękniętą śledzionę.
- Niestety zapomniano (w Krośnie - dop. red.) o bardzo ważnym badaniu, które należy wykonać po każdym takim upadku, czyli o zbadaniu brzucha i wykluczeniu ewentualnych obrażeń wewnętrznych. A tak, trzy dni po operacji ręki wypuścili mnie do domu bez dalszych ceregieli - relacjonował końcem sierpnia Milik.
ZOBACZ WIDEO: Ważna deklaracja prezesa Unii w kwestii budżetu klubu. Tyle będzie trzeba wydać na awans
Teraz reprezentant kraju w rozmowie ze sport.cz dał do zrozumienia, że nie zamierza tak zostawić tej sprawy.
- Na pewno był to błąd i nadal będziemy się tym zajmować. Gdyby tam zostało to odkryte, mógłbym mieć tę śledzionę do dziś. Z jednej strony nie jest to organ, bez którego nie da się żyć, ale z drugiej jest to pewnego rodzaju powikłanie - przyznał żużlowiec.
Problem Vaclava Milika jako pierwszy zdiagnozował jego ojciec, też Vaclav Milik, który również był żużlowcem i który... także stracił śledzionę. - Gdyby nie jego doświadczenie z tym problemem, prawdopodobnie martwiłbym się bardziej - dodał Milik syn.
Indywidualny wicemistrz Europy z 2016 roku zaraz po operacji dziękował personelowi szpitala Caslav za opiekę i - jak sam mówił - za uratowanie życia. Skutki wynikające z pękniętej śledziony byłyby dla zawodnika Wilków najprawdopodobniej tragiczne w skutkach.
- Cieszę się, że mnie tam operowali, bo tam się urodziłem. Tak naprawdę urodziłem się tam po raz drugi - mówi cytowany przez sport.cz.
Czech nie zmierza zostawić sprawy braku badań, których nie przeprowadzono, ale za to chwali sobie to, jak w Krośnie zoperowano mu rękę.
- Kiedy byłem w Czechach u ortopedy, powiedział, że dawno nie widział tak dobrze zoperowanej ręki. Trzy razy w tygodniu chodzę na rehabilitację i moja ręka ma się naprawdę dobrze - przyznał.
31-letni zawodnik w przyszłym roku zamierza wrócić na tor, ale na razie nie wiadomo, który zespół będzie reprezentował w lidze polskiej. Cztery ostatnie sezony spędził w Cellfast Wilkach, ale wiele wskazuje na to, że na przyszły rok będzie musiał poszukać nowego pracodawcy.