Kacper Woryna do Chorzowa przyjechał w roli zawodnika goniącego lidera cyklu, którym był Andrzej Lebiediew. Polak wraz z Leonem Madsenem tracili do Łotysza sześć punktów, ale jednocześnie poza "pościgiem" za najgroźniejszym rywalem musieli uważać na siebie i grupę zawodników, która mogła wyrzucić ich z końcowego podium.
Woryna rozkręcał się z każdym wyścigiem. Długo kazał jednak czekać swoim fanom na zwycięstwo, bo takowe odnotował dopiero w ostatnim wyścigu rundy zasadniczej. - Taki miałem układ pól. Na początku nie było tego, czego byśmy potrzebowali do zdobywania punktów, pojawiły się błędy, co do dopasowania, ale i w mojej jeździe. Wiedziałem, że do końca jest szansa zawalczyć o srebrny medal, więc trzeba było zacisnąć zęby - mówił po zawodach reprezentant Polski.
Dla rybniczanina sobotni medal jest największym sukcesem w karierze na arenie międzynarodowej. Dotychczas najwyższą jego lokatą w Tauron SEC było czwarte miejsce. Czy w sobotę czuł, że może sięgnąć nawet po wicemistrzostwo Starego Kontynentu?
ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji
- Nie miałem szczególnych założeń przed zawodami. Balonik był pompowany zewnętrznie, a u nas w teamie był spokój, bo wiedzieliśmy, czego się spodziewać i że takie zawody są nieobliczalne. Do ostatniego biegu toczyła się walka o srebrny krążek, bo złoto było poza naszym zasięgiem. Przed startem cyklu brąz brałbym jednak w ciemno - dodał 28-latek.
Zawodnik przyznał, że sprzęt miał z najwyższej półki ze stajni RK Racing, więc jedynie on mógł sobie "spaprać" kwestie związane z medalem Tauron SEC 2024. Teraz przed rybniczaninem kolejne wielkie wyzwanie. 4 października w Pardubicach powalczy o awans do przyszłorocznej kampanii Speedway Grand Prix.
- Potrzeba chwila odpoczynku. We wtorek jadę po kolejny medal do kolekcji (w lidze szwedzkiej - dop. red), później znów przerwa i chwila do GP Challenge. Na razie żyję tym, co tu i teraz - skomentował.