Wygrać połowę turniejów Grand Prix w sezonie i nie zostać mistrzem świata - to możliwe. Brady Kurtz zadziwił żużlowy świat, zwyciężając w pięciu ostatnich rundach, a mimo to nie sięgnął po złoto. Historia australijskiego debiutanta będzie zapewne opowiadana przez lata. Kurtz, choć był znakomity, nie został mistrzem, bo miał niewiarygodnego rywala - Polaka Bartosza Zmarzlika, żużlowca nad żużlowcami. Człowieka, który wciąż pisze własną historię światowego speedwaya.
Bartosz Zmarzlik dołączył w sobotę do żużlowych legend: Ivana Maugera i Tony'ego Rickardssona, którzy zdobywali po sześć tytułów indywidualnego mistrza świata. Polak zrobił to jednak najszybciej, w wieku zaledwie 30 lat. Mało tego, jako pierwszy w historii dokonał tego w cyklu Grand Prix, który wyłania od 30 lat mistrza świata. Grand Prix ruszało, kiedy Zmarzlik przychodził na świat, a po trzech dekadach Polak napisał własną historię żużla. Dołączył do największych z wielkich i nikt nie ma wątpliwości, że kwestią czasu jest, kiedy zdobędzie siódme i kolejne złote medale!
ZOBACZ WIDEO Jarosław Hampel ogłosił zakończenie kariery w Lublinie, a nie w Zielonej Górze. Znamy kulisy tej decyzji
Zmarzlik jako pierwszy w żużlowych annałach zapisał się jako czterokrotny z rzędu indywidualny mistrz świata. Zresztą to, co Polak z Australijczykiem wyprawiali w tym sezonie Grand Prix było epicką historią, którą opowiadać będą sobie kolejne pokolenia.
Ostatni wyścig długiego sezonu decydował o losach złotego medalu. Finał po raz piąty z rzędu wygrał Kurtz, ale to Polak cieszył się jak dziecko z kolejnego triumfu. Założył złoty kask i świętował przed kompletem publiczności w Vojens Speedway Center, które obchodziło jubileusz 50-lecia. To wydarzenie na zawsze zapisze się w historii żużla. Zmarzlik wygrał jednym punktem - a co ciekawe, ten decydujący punkt zdobył w tzw. sprintach, czyli dodatkowo punktowanych wyścigach kwalifikacyjnych. Miały być jego piętą achillesową, a ostatecznie to one dały mu złoto.
W tej niezwykłej historii polskiego żużlowca trzeba podkreślić także rolę Brady'ego Kurtza, dzięki któremu tegoroczna walka o tytuł mistrza świata zapisze się jako jedna z najbardziej pasjonujących w dziejach tego sportu. Absolutny debiutant był w tym sezonie znakomity, a zdobycie wicemistrzostwa świata to ogromne osiągnięcie Australijczyka. Warto też pamiętać o jego pechowym defekcie w Pradze, gdy walczył o awans do finału i zanotował upadek.
Teraz nie ma co gdybać, czy pech pozbawił Australijczyka złota, czy po prostu Zmarzlik jest fenomenalny i dopisała mu odrobina szczęścia. Przekleństwem Kurtza - jak i pozostałych obecnie startujących żużlowców jest tylko fakt, że żyją i ścigają się w erze Bartosza Zmarzlika. Polaka, który już dziś należy do panteonu gwiazd obok dwóch innych wybitnych żużlowców. Pytanie nie brzmi "czy", lecz "kiedy" zostanie sam na szczycie - i z jak imponującą liczbą tytułów mistrza świata.
Polscy kibice, którzy przez lata czekali na mistrzowski tytuł Tomasza Golloba, mogą być dumni, że żyją w czasach Bartosza Zmarzlika i mają okazję oglądać jego sukcesy na żywo. To czysta przyjemność, a dla tych, którzy widzieli jego triumf w Vojens na własne oczy - historia, którą zapamiętają do końca życia. Drugi raz coś takiego szybko może się nie wydarzyć.
Z Vojens Maciej Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Za rok szykuje się jeszcze ciekawiej ciekawe nazwiska zagwarantowały sobie możliwość stary jeszcze trzymamy kciuki za Patryka i może dzikie karty dost Czytaj całość