Jest legendą polskiego żużla, chociaż zginął, mając niespełna 22 lata. Mimo tak młodego wieku był uznawany za najlepszego zawodnika w naszym kraju. Wielu przewidywało mu wielką karierę. Największe sukcesy na światowych arenach stały przed nim otworem. Kto wie, czy teraz nie wymienialibyśmy go, obok Bartosza Zmarzlika i Tomasza Golloba, mówiąc o najbardziej utytułowanych jeźdźcach znad Wisły. Wszystko jednak przerwał tragiczny wypadek 26 września 1950 roku, a więc dokładnie 75 lat temu.
Tragiczny wypadek przerwał wielką karierę
Alfred Smoczyk w 1949 roku został powołany do wojska. Jak wielu wówczas sportowców, zaczął reprezentować barwy Legii Warszawa, oczywiście tej żużlowej. Cały czas jednakże tęsknił za swoimi rodzinnymi stronami, dlatego regularnie wracał do Leszna. Niestety podczas koleżeńskiej eskapady motocyklowej uderzył w drzewo i zginął na miejscu.
ZOBACZ WIDEO: W Toruniu już myślą o... składzie drużyny na 2028 rok
"Wieczór 26 września 1950 r. Szosą Gostyń - Leszno, pustą o tej porze, mknie czerwona Jawa. Pęd łzawi oczy kierowcy, rozwiewa włosy, targa ubraniem. Dwie sylwetki niżej pochylają się do przodu. Prędzej! 100, 100 km/godz.! Przyjemnie tak pędzić z wiatrem w zawody. Alfred lubi szybkość, upaja się nią, zna swoje umiejętności, panuje nad swoją maszyną… Na piersi, twarzy, coraz silniejszy opór powietrza (...). Las Kąkolewski. Jeszcze 13 kilometrów i Leszno. Za 7 minut będą w domu… - Alfred! Wolniej! Po co tak pędzić - słowa kolegi ulatują z wiatrem. Usłyszał?..." - wspomina w książce "Czarny Sport" Andrzej Martynkin.
"Zachodzące słońce kładzie nienaturalnie długie cienie na asfalcie. Zaraz długi łuk w prawo. Zna go doskonale, jak każdy metr okolicznych szos. Potem przejazd przez tory i już prawie będą w domu… Pochyla maszynę w prawo. Jakaś nienaturalnie ciężka, oporna. Mocniej, szybciej! Połowa zakrętu. Siła odśrodkowa znosi na zewnątrz. Błyskawicznie zbliża się pobocze… Inny grunt, inna przyczepność… Jeszcze walczy, stara się opanować motocykl. Na moment wyrównuje. Drzewo! Ominąć! Kontra kierownicą. Zdąży? Trzask gniecionego żelaza, głuche uderzenie ciała o pień" - czytamy opis zdarzenia.
Wielka gwiazda od najmłodszych lat
Alfred Smoczyk urodził się 11 października 1928 roku w Kościanie, lecz pięć lat później wraz ze swoją rodziną przeniósł się do Leszna. Pierwszy kontakt z motocyklem miał jeszcze w czasach wojennych. I choć wielokrotnie przerywała ona różne marzenia, w jego przypadku było inaczej. Po wojnie zapisał się do Leszczyńskiego Klubu Motorowego i dość szybko pokazał, że posiada ogromny potencjał. Lubił też harcerstwo czy żeglarstwo, ale to żużel był najistotniejszy.
Już jako 17-latek zadebiutował w zawodach. Wielokrotnie pokonywał starszych i bardziej doświadczonych przeciwników. W 1948 roku został wicemistrzem Polski w klasie 250 cm3. Rok później, już bez podziału na klasy, okazał się indywidualnie najlepszym Polakiem. Wraz ze swoją leszczyńską drużyną wywalczył za to drużynowe mistrzostwo kraju.
Błyszczał nie tylko na krajowym podwórku. Swoje umiejętności pokazywał także w trakcie zawodów międzynarodowych w różnych krajach Europy. Tam byli nim zachwyceni. Proponowali mu nawet kontrakt, ale Smoczyk nie chciał wyjeżdżać z Polski na stałe. Tutaj był niejako twarzą, odradzającej się dyscypliny nad Wisłą. Wówczas nie była ona tak popularna i na tak wysokim poziomie, jak teraz.
Zmarzlik tamtych czasów
Umiejętności jeździeckie to jednak nie wszystko. Młody żużlowiec świetnie dostosowywał się do nowinek technologicznych. Kapitalnie też odczytywał tor i potrafił wybierać odpowiednie ścieżki, a dodatkowo był dobrym mechanikiem. Śmiało więc można go nawet określać Zmarzlikiem tamtych czasów. Wydaje się, że obaj pod niektórymi względami byli do siebie podobni.
Smoczyk przyciągał na stadiony tłumy. Każdy w końcu chciał zobaczyć jego popisy. Niestety przez tragiczny wypadek w 1950 roku nigdy nie dowiedzieliśmy się, ile mógł osiągnąć. Kto wie, czy teraz nie pisalibyśmy o kilkukrotnym mistrzu świata i jednym z najwybitniejszych reprezentantów Polski. Co ciekawe, w sezonie 1950 pośmiertnie przyznano mu tytuł indywidualnego mistrza kraju, choć w zawodach tryumfował Józef Olejniczak.
Pamięć o Alfredzie Smoczyku jednakże nigdy nie zginie. Od 1951 roku odbyło się już 75 memoriałów poświęconych jego postaci. Od 1953 roku stadion żużlowy w Lesznie nosi jego imię i nazwisko. W tym samym mieście postawiono również jego pomnik. Prezydent Bolesław Bierut odznaczył go także krzyżem oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.