Udowodniliśmy, że liczymy się w tej lidze - wypowiedzi po meczu Orzeł Łódź - Start Gniezno

Orzeł Łódź, mimo atutu jakim powinna być jazda na własnym torze przegrał ze Startem Gniezno 39:52. Trener łodzian nie szczędził słów krytyki pod adresem swoich podopiecznych - Niektórzy muszą się zastanowić jak jeździć na żużlu - mówił po meczu Jacek Woźniak. Dzięki dwóm punktom wywiezionym z Łodzi drużyna Startu objęła prowadzenie w tabeli.

Piotr Paluch (Start Gniezno): Zdobyłem 13. punktów. To było miłe. Było blisko kompletu, ale popełniłem mały błąd. Najważniejsze, że wygraliśmy już po trzynastym biegu. Było już takie małe rozprężenie, ale jechaliśmy do końca. Udowodniliśmy, że liczymy się w tej lidze. Jeszcze tylko Miszkolc został w rywalizacji i będzie dobrze, bo Łódź była takim jakby pewnikiem do naszej dyspozycji. Pokonaliśmy ich zdecydowanie. Trochę byłem zaskoczony, że tak łatwo poszło. Dowiedziałem się, że tutaj chłopaki nie trenowali za dużo, tor zrobił się dziurawy i mieli problemy. W następnych meczach będą lepiej jechać. Zaskoczenie trochę było, bo na obcym torze rywala, gdzie są aspiracje awansu wygrać taką różnicą to jest zaskoczenie.

Dawid Cieślewicz (Start Gniezno): Mamy tylko jeden cel - interesuje nas awans. Musimy zrobić wszystko, żeby awansować. Gniezno nie zasługuje na drugą ligę. Mamy duże grono kibiców. W Łodzi jest około dwóch tysięcy. U nas, kiedy jest dobry sezon to potrafi przyjść osiem tysięcy. Zasłużyli na to. Zrobimy wszystko, żeby ci kibice mieli co oglądać. Brakuje próby toru, której już nie ma. Nie wiadomo jak się przełożyć. Pierwsze biegi jadę zawsze tak jak u siebie, a potem muszę coś zmieniać. Było widać, że zmieniłem conieco i były lepsze efekty. Najgorsze mecze za nami. Baliśmy się Opola i Łodzi, w tym momencie mamy już z górki i mam nadzieję, że będzie lżej.

Mirosław Jabłoński (Start Gniezno): Pierwszy bieg super, w drugim zostałem na starcie, próbowałem atakować drugiego Liberskiego, ale trochę mnie to zmęczyło. Po tej dużej tutaj jazda była naprawdę męcząca. Nie potrzebnie zmieniałem motor na trzeci i czwarty bieg. Po prostu nie miałem dnia. Sprzęt miałem super, wszystko dopasowane do toru. Biorę winę na siebie, bo ja jechałem jak... nie ja, żeby nie powiedzieć brzydko. W czwartym biegu przechodziłem za parę gospodarzy, bo zaspałem trochę na starcie i spadła mi noga z haka. Prawie się wywaliłem dlatego nie kontynuowałem jazdy, byłem tak zrezygnowany. Tutaj się biję w pierś, bo powinienem jechać do końca. Ja nie byłem w formie, ale koledzy jechali bardzo dobrze i dzięki temu wygraliśmy. Dziwi to, że tak łatwo poszło. Łatwiej niż w Opolu, bo tam był o wiele trudniejszy bój. Chyba gospodarze ugotowali się tym torem, bo my mieliśmy rok temu to samo. Dosypano nawierzchni i nie mogliśmy ujechać. Tak samo oni... Co się z którym rozmawia, to narzekają strasznie na ten tor. Pierwsza liga? Coraz bliżej.

Kevin Woelbert (Start Gniezno): Tor był bardzo ciężki, ale jestem zadowolony ze swoich startów. Była walka i to jest najważniejsze. Lepszy wygrał. Maci mocną drużynę, dlatego nie można powiedzieć, że było łatwo.

Robert Mikołajczak (Orzeł Łódź): Pojechałem tylko dwa wyścigi, startowałem z trzeciego i czwartego pola. Ewidentnie przegrywałem start, po trasie też niewiele można było zdziałać. Sam jestem w szoku i szczerze mówiąc podłamany całą tą sytuacją, bo nawet w czarnych snach nie spodziewałem się, że mogę zakończyć zawody z dwoma zerami. Dwa razy wyjechałem i to wszystko. Nie dano mi więcej szansy. Na trzeci wyścig chciałem zmienić motocykl, ale niestety już go nie spróbowałem, bo nie było jak. Pechowa przegrana w Miskolcu, przegrana z Gnieznem. Okazało się, że Gniezno jest bardzo silne. Trzeba jechać do końca, bo jeszcze nic nie jest przesądzone. Trzeba się mobilizować i przede wszystkim potrenować na torze w Łodzi. Ja się tutaj czuję jak zawodnik przyjezdny.

Freddie Eriksson (Orzeł Łódź): Nasi rywale byli po prostu zdecydowanie lepsi. U nas przytrafiły się kontuzje, braki w składzie i dlatego się nie udało. Nie można wygrać meczu mając w drużynie trzech zawodników, którzy nie zdobywają punktów. Brakło zawodników, którzy zrobiliby dobry wynik. Bardzo chciałbym pojechać w następnym meczu w Krośnie, ale nie wiem czy to będzie możliwe ze względu na starty w Szwecji. Odległości są tak duże, że nie wiem czy byłbym w stanie zdążyć na to spotkanie. To problem o którym muszę poważnie pomyśleć. Mam dużo startów, ale to nie jest najgorsze. Chodzi przede wszystkim o te odległości. Bardzo chciałbym pojechać do Krosna i przyczynić się do wygranej, ale dzień ma tylko 24 godziny.

Jacek Woźniak (Orzeł Łódź): Jak można wygrać mecz kiedy jedzie praktycznie trzech zawodników? Nie można też wygrywać biegów jak się przegrywa wszystkie starty, jedzie się bardzo delikatnie i jeżeli jest się już z przodu to czeka się, aż przeciwnik nas wyprzedzi. To jest niedopuszczalne. Niektórzy muszą się zastanowić jak jeździć na żużlu. Złota rezerwa była zrobiona po to, żeby Gniezno jak najmniej odskoczyło punktami. Jak zaraz na początku chwycili wiatr w żagle to jechali dobrze bieg po biegu. Mecz trwa szybko, szybko biegi uciekają. Było równanie toru, po nim wygraliśmy bieg 5:1. Potrzebne były szybkie decyzje, żeby odrobić straty. Fijałkowski w pierwszym biegu zdobył punkt, później dwa. Mówił, że jest wszystko dobrze, coraz lepiej. Byłem przekonany, że pojedzie lepiej.

Marcin Liberski (Orzeł Łódź): Szkoda, że przegraliśmy ten mecz. Zależało nam na wygranej, ale Gniezno jest bardzo mocnym przeciwnikiem. Wygrywali starty, jechali do przodu. Wygrali i tylko im pogratulować. Miałem defekt, wymieniłem świecę, jechałem kolejny bieg i ten motocykl już nie pracował tak jak wcześniej. Zmieniłem motor na ostatni bieg i żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej, bo naprawdę dobrze się spisywał. Do Krosna jedziemy walczyć. Drużyna stamtąd ma atut w postaci własnego, dość specyficznego toru. Jeździłem tam będąc w Ostrowie i mam jakieś doświadczenie. Jeżeli wszyscy pojadą równo to mecz jest do wygrania. Jest początek sezonu, jeszcze wszystko może się wydarzyć. Szkoda, że Zdenek Simota ma kontuzję, bo był to czołowy zawodnik u nas w zespole. Brakuje go. Gdyby dzisiaj był może byłoby inaczej. Na razie nie ma co mówić o awansie. Jedziemy, żeby wygrywać mecze, a co będzie na koniec to zobaczymy.

Stanisław Burza (Orzeł Łódź): Nie powiem, żeby to był udany występ, bo tych punktów nie było za dużo, a dużo startów było. Na pewno mogła podobać się moja jazda na dystansie, ponieważ walczyłem. Czasem nawet z trzeciej, czwartej pozycji przechodziłem do przodu. Ta jedynka spowodowana była tym, że dobrze wyszedłem ze startu, ale źle rozegrałem pierwszy łuk. Chciałem wjechać w miejsce gdzie było trochę odsypanego, ale akurat było po równaniu toru i tej nawierzchni tam brakowało, żeby się o coś oprzeć. Miałem kłopoty w tym biegu, żeby odrobić stratę, choć we wcześniejszym było dobrze i przeszedłem tam z czwartej pozycji na pierwszą. Przyczynę porażki trzeba upatrywać w tym, że drużyna jechała nierówno. Było dwóch czy trzech zawodników, którzy punktowali, a reszta jechała bardzo słabo. W meczu brakło przede wszystkim naszego kolegi Schultza, który do tej pory zdobywał dużo punktów dla drużyny, był filarem. Słabiej pojechał Rosjanin, ale jemu nie można niczego zarzucić, bo ma kłopoty zdrowotne. Myślę, że następnym razem się pozbieramy i pojedziemy lepiej. Szkoda, że przegraliśmy to spotkanie. Gniezno jest faworytem do awansu, ale my też. Możliwe, że u nich pojedziemy lepiej.

Komentarze (0)