Czarny koń rozgrywek? - czyli Włókniarz Częstochowa na półmetku rundy zasadniczej

Mieli nie wygrać meczu, otrzymywać tęgie lanie na wyjazdach i być dostarczycielami punktów dla innych ekip. Tymczasem stawiają dzielny opór przeciwnikom, a na własnym obiekcie tworzą żużlowe spektakle. Zawodnicy Włókniarza Częstochowa zaskoczyli na plus całą żużlową ligę.

Syndrom Arsenalu

Przed sezonem ponownie w Częstochowie najpierw poradzono sobie z finansowymi zaległościami, następnie zakontraktowano zawodników, a dopiero na końcu postarano się o kogoś, kto złączy zespół w jedną całość i pobudzi w nim "team spirit". Włodarze klubu zdecydowali się zaufać młodemu Jarosławowi Dymkowi, który z zawodnikami ma iście koleżeńskie kontakty. Wspierają go Andrzej Puczyński i Wiktor Jastrzębski, którzy w swoich obowiązkach mają także szkolenie młodzieży. Wariant oszczędnościowy? Być może, ale póki co w Częstochowie są z niego zadowoleni.

Jarosław Dymek jest zagorzałym kibicem angielskiego Arsenalu Londyn. Postawa jego podopiecznych pozwoliła mu już wielokrotnie przyrównać ich właśnie do popularnych "Kanonierów". Zdaniem Dymka, Włókniarz jeździł ambitnie i efektownie, ale nie efektywnie. Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Częstochowianie rozpoczęli sezon od trzech porażek z rzędu. Na inaugurację podejmowali obrońców tytułu DMP Unię Leszno i byli o włos od sprawienia niespodzianki. Następnie Lwy pojechały na pożarcie do Gorzowa, gdzie, o dziwo, przegrali jedynie sześcioma oczkami. Dopiero Stelmet Falubaz Zielona Góra, jako pierwszy i jak na razie ostatni, rozgromił biało-zielonych. Co prawda w tym pojedynku pech w postaci pękających łańcuszków prześladował zawodników Włókniarza, ale historia raczej nie będzie już tego pamiętać.

Sceptycy oczekiwali nagłego zwrotu akcji i złamania częstochowskiej drużyny. Tymczasem jadący bez presji Włókniarz po kilku pięknych porażkach zdołał w międzyczasie wygrać. Lwy w przegranym polu pozostawili do tej pory jeźdźców z Tarnowa, Rzeszowa oraz Wrocławia, a więc zespoły, z którymi bezpośrednio stoczą rywalizację o awans do najlepszej szóstki sezonu.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - to tegoroczna maksyma częstochowian

Żużlowy teatr w Częstochowie

Jeszcze do niedawna panowało powszechne przekonanie, że częstochowski owal sprawia problemy żużlowcom, jest mocno przyczepny, a czasami wręcz niebezpieczny. W tym roku po pięciu rozegranych do tej pory spotkaniach Częstochowę stawia się za wzór przygotowania nawierzchni. Każdy mecz, bez względu na jego końcowy rezultat, dostarcza kibicom mnóstwo wrażeń. Wyścigów, które można oglądać na stojąco i które przyprawiają o dreszcze jest co nie miara. Tak było nawet w wysoko przegranym przez częstochowian pojedynku ze Stelmet Falubazem. Fani spod Jasnej Góry mogą być dumni nie tylko z ambitnej drużyny, ale również z pięknych widowisk, jakie są im serwowane. Rywalizacji tak wspaniałych pod względem atrakcyjności jak z Rzeszowem, czy Wrocławiem w Częstochowie nie było od dobrych kilku lat.

Nawet najlepiej napisana sztuka może zostać niedoceniona, jeśli nie zagrają w niej odpowiedni aktorzy. Takich wybitnych artystów w tym sezonie Włókniarz posiada i, co ważne, za nieduże pieniądze. Fenomenalnie w częstochowski klimat wkomponowali się bracia Łagutowie ze starszym Grigorijem na czele. Kroku dotrzymuje im niespodziewanie Daniel Nermark, który aktualnie posiada najwyższą średnią we Włókniarzu. Swoje "show" robi Rafał Szombierski, a cenne punkty dowozi doświadczony Peter Karlsson. Ponadto w końcu pozytywnie rokuje częstochowska młodzież, której przewodzi Artur Czaja. - Takiego zespołu chcieliśmy od dawna - zgodnie chórem podkreślają kibice z Częstochowy. Obecnie mają waleczny, ambitny skład bez wielkich, światowych nazwisk. Fanom przypominają się lata 90-te, kiedy o sile Włókniarza stanowili Joe Screen i Sławomir Drabik.

Kibice doceniają zaangażowanie zawodników

Presja jest ich wrogiem

- Uznaliśmy, że presja to nasz wróg, jest niepotrzebna i nie możemy jej ulegać. Nie wytwarzamy jej. Możemy, nie musimy. Chcemy przede wszystkim prezentować piękny żużel i dawać dużo radości naszym kibicom - komentował po jednym ze spotkań Jarosław Dymek. Czy rzeczywiście jest tak, jak mówi menedżer Włókniarza? Z jednej strony ścisk w ligowej tabeli i zbliżający się koniec rundy zasadniczej siłą może wprowadzić lekką nerwowość i niepokój w szeregi biało-zielonych.

Z innej perspektywy wydaje się jednak, że częstochowianie faktycznie do każdego spotkania podchodzą mocno zmobilizowani, ale jednocześnie z dużym dystansem. Po wygranym w niesamowitych okolicznościach meczu z Wrocławiem żużlowcy Włókniarza cieszyli się jak dzieci z dobrego urodzinowego prezentu. Takie podejście może w decydującym momencie sezonu stać się ich przewagą i kto wie, być może skazywany na ósmą lokatę Włókniarz wcieli się w rolę czarnego konia rozgrywek. Włodarze po cichu liczą natomiast, że poprawiająca się wokół częstochowskiego żużla atmosfera skusi możnego sponsora do ich wsparcia.

Włókniarz w statystykach (średnia biegopunktowa po VII kolejkach* Speedway Ekstraligi):

1. Daniel Nermark 2,026

2. Grigorij Łaguta 1,952

3. Rafał Szombierski 1,750

4. Peter Karlsson 1,541

5. Artiom Łaguta 1,436

6. Artur Czaja 0,960

7. Marcel Kajzer 0,750 (niesklasyfikowany w generalnej klasyfikacji)

8. Marcin Bubel 0,182 (niesklasyfikowany w generalnej klasyfikacji)

*Włókniarz ma za sobą 8 spotkań, gdyż mecz XI rundy ze Stelmet Falubazem Zielona Góra rozegrano awansem.

Włókniarz Częstochowa 2011

Źródło artykułu: