- Nie było innej możliwości. Niestety nie mamy wpływu na pogodę. Te zawody można było tylko odwołać. Na torze były błoto, co tu dużo mówić. Nawierzchnia była przygotowana świetnie, było bardziej twardo niż zwykle, gdy tutaj jeździliśmy. Nikt nie mógł więc tutaj nic zarzucić. Tor był idealny, równy jak stół. Na warunki pogodowe jak już jednak wspomniałem nie mamy wpływu i nie rozgonimy chmur, które się nawarstwiły. Mój ojciec o dwunastej w południe wysłał mi smsa, że nawet nie przyjeżdża na zawody, bo od 20:00 do 23:00 będzie padało. I miał rację - powiedział po odwołanym meczu Piotr Protasiewicz.
Czy wszyscy żużlowcy byli za odwołaniem niedzielnego meczu, czy spośród jeźdźców obu ekip znaleźli się tacy, którzy chcieli odjechać te zawody?- Nie chodzi o zawodników. Nie było po prostu innej opcji. To sędzia podjął tę decyzję i była ona jak najbardziej słuszna - skomentował krótko "PePe".
Dość napięte terminy zawodników obu ekip sprawiły, że niełatwo było znaleźć nowy termin dla derbów Ziemi Lubuskiej. Ostatecznie powtórka odbędzie się 30 czerwca o 19:30. - Jakąś odpowiednią datę znajdziemy, bez przesady. Dla nas, polskich zawodników, priorytetem jest liga polska i tutaj nie ma problemu. Gorzej może być z zagranicznymi jeźdźcami, ale myślę, że nikt nie wymyśli żadnego głupiego terminu, kiedy jeździ liga duńska, szwedzka czy angielska. Pole do popisu mają teraz działacze, zarząd i polska federacja - mówił tuż po odwołaniu meczu lider klubu spod znaku Myszki Miki.
Niektórzy kibice są zdania, że żużel w deszczu może się odbywać. - Mogą tak tylko mówić te osoby, które nigdy nie doznały żadnej kontuzji, ani nie czuły bólu z tym związanego. Jeździć, owszem, można. My tu jednak mówimy o ściganiu, a nie o jeżdżeniu - zakończył kapitan Stelmetu Falubazu Zielona Góra.