Wspomnienie Lee Richardsona

Tego nie spodziewał się nikt. Wypadek jakich wiele na żużlowych torach zakończył się najgorzej jak mógł. Lee Richardson zmarł w wyniku obrażeń doznanych po wypadku na torze we Wrocławiu. To najtragiczniejsza informacja ostatnich lat w środowisku żużlowym.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk

Lee Richardson na świat przyszedł 25 kwietnia 1979 roku w angielskim Hastings. Jak sam przyznawał od dziecka chciał jeździć na żużlu. Żużlowcem był jego wujek, Steve Weatherley, dla którego przygoda z czarnym sportem nie zakończyła się najlepiej. Weatherley brał udział w wypadku z Vicem Hardingiem. Dla wujka "Rico" upadek ten zakończył się sparaliżowaniem. Harding zmarł w wyniku obrażeń w szpitalu.

Starty w polskiej lidze Richardson rozpoczął w 1999 roku, a jego pierwszym klubem była święcąca wtedy największe triumfy Polonia Piła. Wystąpił w siedmiu meczach wielkopolskiej drużyny i zdobył dla niej łącznie z bonusami 40 punktów. Rok 1999 był dla Richardsona najlepszym w karierze. Osiągnął on wtedy swój największy indywidualny sukces  - na torze w duńskim Vojens został Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów. Richardson zdobył wtedy 13 punktów. Jest ostatnim Brytyjczykiem, który zdobył tytuł najlepszego juniora świata. Obecnie młodym Anglikom daleko do poziomu, jaki wtedy prezentował Richardson.

W roku 2000 "Rico" przeniósł się do klubu z Grudziądza. W barwach tej ekipy prezentował się zdecydowanie lepiej niż rok wcześniej i po raz pierwszy na polskich torach wykręcił średnią biegową powyżej dwóch punktów na bieg. Jego dobrą dyspozycję na torach I ligi dostrzegli włodarze drużyny z Zielonej Góry. Richardson nie miał zbyt wielu okazji do startów w plastronie z Myszką Miki na piersi i po roku przeniósł się do Wrocławia, gdzie również nie jeździł zbyt często.

Przed sezonem 2003 Richardson postanowił po raz drugi przenieść się do niższej ligi. Jak się okazało była to trafna decyzja. W Lublinie był bezapelacyjnym liderem drużyny. W tym samym roku Brytyjczyk zadebiutował w elitarnym cyklu Grand Prix jako jego stały uczestnik. W debiutanckim sezonie Anglik zajął 16. miejsce. Ówczesny regulamin w polskiej lidze zabraniał zawodnikom z cyklu Grand Prix startów w niższej lidze niż Ekstraliga. Richardson zmuszony był zmienić klub i przeniósł się do Zielonej Góry, którą reprezentował w latach 2004-2005. Nie spisywał się najgorzej, ale po dwóch latach spędzonych w tym mieście postanowił zmienić klub.

Trafił wtedy do Częstochowy, gdzie spędził najlepszy okres w swojej karierze. Z Włókniarzem podpisał pięcioletni kontrakt. Tworzył bardzo dobrą parę z Sebastianem Ułamkiem. - Lee zapisał się bardzo pozytywnie w mojej pamięci. Przychodząc do nas nie był zawodnikiem wybitnym i wielu pukało się w czoło, gdy zaproponowaliśmy mu pięcioletni kontrakt. To był długoletni plan rozwoju, z czego bardzo zadowolony był jego menadżer, John Davis. Lee docenił ten komfort, bardzo się starał i myślę, że najlepsze lata swojej kariery przynajmniej w Polsce spędził u nas, choć na początku nie mógł się odnaleźć i miał problemy. Zapamiętam jego wielką ambicję. Był naprawdę godzien tego, by startować u nas tyle sezonów. To był skromny człowiek, bardzo przyjazny, który zawsze jeździł fair na torze. Zawsze zostawiał rywalom miejsce pod bandą. Z tego powodu naprawdę bardzo dobrze zapisał się w mojej pamięci - przyznał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl były sternik Lwów Marian Maślanka.

Rok 2006 był dla Richardsona ostatnim sezonem startów w cyklu Grand Prix. Anglik nie zachwycał i tylko raz zakwalifikował się do półfinałów. W czasie swojej kariery dwukrotnie stał na podium zawodów GP. W 2004 roku startując przed swoją publicznością na torze w Cardiff zajął trzecie miejsce, a w kolejnym sezonie na torze w Bydgoszczy sklasyfikowany został na drugiej pozycji. Uległ wtedy jedynie Tomaszowi Gollobowi.

Ostatni bieg Lee Richardsona

W czasie startów w Częstochowie Richardson był silnym punktem tej drużyny. W 2008 roku Anglik wystąpił z nie do końca wyleczoną kontuzją w rewanżowym meczu o 3. miejsce z ekipą z Zielonej Góry. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bowiem żużlowcy często startują z niewyleczonymi kontuzjami. Włókniarz pierwszy mecz w Zielonej Górze przegrał 62:28 i nie miał najmniejszych szans na zwycięstwo w dwumeczu. Richardson zdobył w tamtym meczu 11 punktów.

Rok później, kiedy częstochowski klub przeżywał spore problemy finansowe Richardson jako pierwszy zgodził się na renegocjacje kontraktu, aby pomóc swojemu klubowi. W ciągu czterech sezonów spędzonych we Włókniarzu Richardson był prawdziwym królem bonusów. Przed sezonem 2010 postanowił przenieść się do startującej wtedy w I lidze drużyny z Rzeszowa, w barwach której odjechał 13 maja 2012 roku swój ostatni w życiu mecz. Podczas kariery Richardsona nie zabrakło wzlotów, ale również upadków.

Anglik był również silnym punktem swojej drużyny w Drużynowym Pucharze Świata. W tych rozgrywkach sięgnął po dwa medale. Niestety nie będzie mu już dane założyć plastronu z brytyjską flagą i cieszyć swoją jazdą swoich rodaków.

Środowisko żużlowe poruszone jest śmiercią Lee Richardsona. "Rico" był dżentelmenem na torze, a poza nim człowiekiem, który nad wszystko stawiał rodzinę. Wielu kibiców pamięta jego niesamowitą ambicję. Nigdy nie odmówił wspólnej fotografii, udzielenia autografu. Nawet po słabszym meczu potrafił znaleźć chwilę na rozmowę z dziennikarzami. Z jego twarzy niemal nigdy nie schodził uśmiech. Takiego Lee zapamiętamy!

Cześć Jego Pamięci!

O Lee Richardsonie czytaj także:

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×