- Uważam, że osiem zespołów w Enea Ekstralidze to zły pomysł. Jeżeli chcemy, żeby sport żużlowy na najwyższym poziomie się rozwijał, to dziesięć drużyn jest znacznie lepszym produktem marketingowym dla kibiców i mediów. Należy dać sobie szansę, żeby te dziesięć drużyn w dalszym ciągu funkcjonowało. Nie sądzę, że w tym roku były jakieś większe dysproporcje niż wcześniej. Jest tak samo. Są drużyny, które prezentują troszkę wyższy poziom sportowy i inne, w przypadku których jest on nieco niższy. Tak było do tej pory i tak jest nadal. Nie wiem, czemu ma służyć powrót do ośmiu drużyn w Enea Ekstralidze - tłumaczy w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marta Półtorak.
Przedstawiciele innych klubów przekonują, że ENEA Ekstraliga powinna liczyć znów osiem drużyn ze względów ekonomicznych i sportowych. Po pierwsze spotkania z drużynami z dołu tabeli są kosztowne dla najlepszych. Brakuje bowiem zawodników, którzy mogliby się ścigać z powodzeniem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Prezesi twierdzą, że powiększyła się przez to liczba meczów "o nic", co nie powoduje większego zainteresowania sponsorów i mediów. - Z uwagą śledziłam ten sezon i nie widzę tych wielkich różnic, o których się mówi. Owszem, pewne dysproporcje są zawsze, ale tak jest i było. W każdym sezonie można przypomnieć sobie mecze z udziałem słabszych i mocniejszych drużyn. Nie uważam, że rozbieżności się powiększyły. Drużyny są mocniejsze i słabsze. Wystarczy jedna kontuzja, żeby ktoś się mocno osłabił. Według mnie należy dać szansę dziesięciu drużynom. Pojawia się bowiem pytanie, dlaczego osiem zespołów, a nie przykładowo cztery? Może tak byłoby krótko fajnie i przyjemnie? Moim zdaniem teraz mamy więcej meczów i więcej możliwości. To jednak tylko moje osobiste zdanie - uważa Marta Półtorak.
Szefowa PGE Marmy Rzeszów podkreśla, że bardziej od zamieszania związanego z liczbą drużyn, martwi ją brak stabilnośći w przepisach, które obowiązują w Enea Ekstralidze. - Poruszałam to wiele razy i będę to robić. Wypracujmy w końcu jakieś stanowisko, któremu damy szansę, żeby się sprawdziło. Jeżeli coś będzie trwać tylko rok, to nigdy nie przekonamy się, czy to było dobre czy złe. Poza tym, ciągłe zmiany przepisów nie pozwalają budować drużyny na przyszłość. Nie wiemy, ilu będzie juniorów, czy będą oni Polakami czy KSM 4,0, a może nie będzie takiego przepisu? Nieznany jest również KSM dla całej drużyny. W tej chwili, gdybym nawet bardzo chciała, nie mogę budować drużyny perspektywicznie na kilka lat. Nie mam bowiem pojęcia, jak za chwilę zmienią się przepisy. To jest największy problem - przekonuje Marta Półtorak.
Zdaniem prezes rzeszowskiego klubu utrzymanie obecnej liczebności przepisów jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Jak twierdzi, z czasem można by pomyśleć, żeby Ekstraliga liczyła nawet 12 zespołów. - Jestem zdania, że zmian należy dokonywać nie drogą rewolucji, ale w sposób ewolucyjny. Najpierw powinniśmy sprawdzić, jak funkcjonuje Ekstraliga przy dziesięciu drużynach i dać jej szansę nie przez sezon, ale nawet przez trzy, cztery czy pięć lat. Jeżeli wypracuje się pewne metody i stałość regulaminu oraz cyklu rozgrywek, to wtedy mogłoby być nawet 12 drużyn. Czemu miałoby tak nie być? Jeśli będą kluby, które będą w stanie realizować budżet i posiadać odpowiednią infrastrukturę, to po co robić jakiekolwiek ograniczenia? To powinno zależeć od tego, ile mamy klubów, które są skłonne podnieść rękawicę, a nie od narzuconych ograniczeń - kończy Marta Półtorak.