Tomasz Lorek: Craig Boyce - australijska legenda cz. 2

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek

30 września 1995 roku, deszczowe Hackney. Waterden Road, zwycięstwo Hancocka. Troy Lee, przyjaciel Grega, miał opóźniony lot, potem spędził wieczność w londyńskich korkach. Wpadł do parkingu po finale A i zapytał Grega: "hej, jak ci poszło, druhu?" A Herbie na to: "Całkiem nieźle, wygrałem!" Jednak tego wieczoru tematem nr 1 na Hackney był bokserski cios Craiga Boyce’a… - Frustracja będzie chyba najbardziej odpowiednim słowem. Męczyłem się okrutnie w GP’95. Złe emocje narastały we mnie od zawodów w grupie A Drużynowych Mistrzostw Świata we Wrocławiu. 4 września 1994 roku… Pamiętam, że we Wrocławiu jechałem z przodu, przed Tomkiem i jego bratem Jackiem, kiedy Tomek zaatakował mnie na wyjściu z wirażu. Upadłem, doznałem wstrząsu mózgu. Byłem zły na cały świat. A we wrześniu 1995 roku frustracja sięgnęła zenitu. Nie lubię torów o długich prostych i ciasnych wirażach. Byłem wściekły, bo nie mogłem znaleźć optymalnego ustawienia sprzętu. Większość zawodników z cyklu GP latała już na leżących silnikach, a ja pozostałem wierny "stojakom". Męczyłem się okrutnie. Zrobiłem rewolucję w parku maszyn. Z trzech motocykli wybrałem to co najlepsze, skleciłem jeden motocykl i wyjechałem na tor, aby wygrać finał C. 5 punktów – to był żałosny dorobek. Dobrze wyszedłem ze startu. Prowadziłem, wreszcie poczułem ulgę. Tymczasem Tomek wszedł pode mnie, a ja upadłem. Wiedziałem, że wybuchnę. Tomek podjechał pod taśmę, ustawił się do powtórki finału C, a ja "zagotowałem się". Pomyślałem sobie: dosyć, bratku. Wymierzyłem idealnie. Byłbym niezły w ringu! Później, kiedy emocje ostygły, przeprosiłem Tomka. Jeździliśmy w szwedzkim Vastervik i wszystko było w porządku – wspomina Boycie.

Craig wie, że bywa porywczy, czasami nie potrafi okiełznać "wulkanicznych" emocji. Przykład? Bardzo proszę, Eastbourne, sezon 2007. - Ach tak, jakże mógłbym zapomnieć o tym meczu? Stanęliśmy oko w oko z Nickim Pedersenem jak George Foreman i Joe Frazier! Wygrałem dwa pierwsze wyścigi, a szczególną radość sprawiła mi wygrana z Davey Wattem. Jesteśmy kumplami, a my Australijczycy uwielbiamy dołożyć swojemu ziomkowi, najlepiej sąsiadowi. Tylko, że w walce na arenie sportowej, a nie w pubie! W trzecim wyścigu starłem się z Nickim. Złapałem przyczepne miejsce, poszedłem szeroko, trochę straciłem kontrolę nad motocyklem, a Nicki jak to on, chciał zmieścić się pomiędzy mną a bandą! Przejechał po moim deflektorze, obaj upadliśmy na tor. Przefrunąłem nad kierownicą. Myślałem, że Nicki podejdzie i rzuci przynajmniej: sorry. Tymczasem on nie poczuwał się do winy. Podszedł do mnie, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, przepychaliśmy się, a kiedy podniosłem prawą rękę, Nicki rzekł: basta. Chyba pamiętał co zdarzyło się na Hackney… – rzekł Craig.


Słynny nokaut Tomasza Golloba autorstwa Craiga Boyce'a.

Tata Craiga potwierdza fakt, że w żyłach syna płynie gorąca krew. - Kiedy graliśmy w tenisa stołowego, Craig nie mógł ścierpieć kiedy go ogrywałem. Kłócił się, zawsze chciał być najlepszy. Czy to w sporcie czy w grze na perkusji. Myślę, że to cecha prawdziwych sportowców, oni rodzą się z kodem zwycięstwa. Szkopuł w tym, że niektórym się nie udaje i toną w morzu frustracji, a ci, którzy wdrapują się na szczyt, spuszczają powietrze i są szczęśliwi – mówi tata Boyce’a, "Face senior".

1996 – 1998, Poole Pirates. 1999, Oxford Cheetahs. 2000, King’s Lynn Knights, 2001 – 2002, Ipswich Witches, 2003 Poole Pirates, Oxford Cheetahs, Ipswich Witches, 2004 – 2005, Isle of Wight, 2006 – 2007, Poole Pirates. - Uważam, że zmiana otoczenia jest szalenie istotna. Dobry żużlowiec powinien poznać różne tory, nie może zagnieździć się w jednym klubie. Wspaniale bawiłem się w Ipswich. Żartowaliśmy sobie z Jeremym Doncasterem, że razem mamy 78 lat, a i tak potrafimy przywozić młodzież na 5 – 1! A to co powiedział tata jest najszczerszą prawdą. Nienawidzę przegrywać. Pamiętam moment kiedy David White z federacji australijskiej uznał, że mogę pełnić obowiązki menedżera kadry Australii. Tak bardzo chciałem wygrywać, że już w debiucie potrafiłem wyrzucić ze składu kogoś kto zasługiwał na kolejny występ. To był zwykły test mecz: Australia – Wielka Brytania. Jeździliśmy w Poole, po drugiej stronie barykady stał mój dobry kumpel "Middlo", a ja chciałem wygrywać za wszelką cenę… – przyznaje się bez bicia Boycie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×