Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (84) - Niedziela cudów (II) 84

W minionym tygodniu pozwoliłem sobie na przypomnienie skandalicznego finału polskiej ligi w 1968 r. Dziś o równie bulwersujących wydarzeniach, które miały miejsce szesnaście lat później w Rzeszowie.

W tym artykule dowiesz się o:

Orwelowski rok w polskim żużlu. Kraj w permanentnym kryzysie gospodarczym, co ma oczywisty wpływ na kondycje polskiego sportu, w tym speedwaya. Ten stacza się coraz niżej w światowej hierarchii. Polski kibic może co najwyżej powspominać bogate w medale mistrzostw świata dwie poprzednie dekady i powzdychać, że to już było i nie wiadomo kiedy wróci. W finale Drużynowych Mistrzostw Świata w Lesznie dostajemy tęgie baty od Duńczyków, Brytyjczyków i Amerykanów. Pięciu naszych reprezentantów na własnym torze zdobywa ledwie 8 punktów. Katastrofa. Jednocześnie jednak ten finał pokazuje, jak na przekór wszystkiemu polski kibic kocha żużel. W Lesznie na Stadionie Alfreda Smoczyka zjawia się, według prasowych relacji, ponad 40 tysięcy widzów. Bilety rozkupiono w ciągu dwóch dni , chociaż, o czym donosi w popularnym wówczas tygodniu "Sportowiec" poirytowany młody reporter Bartłomiej Czekański, w mieście nie widać było plakatów reklamujących imprezę, a bilety nie sprzedawano młodzieży do lat 14-tu. Po co jednak reklama zawodów, skoro sam oficjalny trening zgromadził kilkanaście tysięcy kibiców? Finał DMŚ był świętem, ale przecież i chleb codzienny naszego żużla czyli liga nie miała się wcale źle.
Jacek Mleczko

w reportażu "Chrobry na żużlu" pisze, także na łamach "Sportowca", że w pierwszej stolicy Polski - Gnieźnie mecze ogląda nawet 15 tysięcy kibiców. A Start wówczas dołował. W nieodległym Ostrowie spotkanie o mistrzostwo II ligi pomiędzy tamtejszą Ostrovią a tarnowską Unią ogląda jeszcze więcej kibiców. Jakby na przekór ciężkim czasom i dla ludzi i dla naszego "czarnego sportu". Tymczasem w ekstraklasie od kilku lat czołowe zespoły tasują się na czele tabeli. Pod koniec lat 70-tych kończy się bezwzględna dominacja gorzowskiej Stali. Z tytułu w latach 1979-1980 cieszą się w Lesznie. Potem dwie pierwsze mistrzowskie korony nakładają na skronie po raz pierwszy i drugi w swojej historii żużlowcy Falubazu Zielona Góra, a w 1983 roku po swój ostatni, jak się okazuje, do tej pory tytuł, jeszcze raz sięga gorzowska Stal.

Wreszcie wspomniany sezon 1984. U góry tabeli trwa zacięta rywalizacja gorzowsko-leszczyńska. Unia czy Stal? Z kolei na dole jest bardzo ciasno. Start jest zdecydowanie najsłabszy, ale o uniknięcie przedostatniego miejsca w tabeli i baraży z wicemistrzem II ligi walczy właściwie aż siedem drużyn. To pokazuje jak wyrównany jest poziom ligi. Wreszcie ostatnia kolejka 7 października. Leszczyńskie Byki jadą na mecz do Rzeszowa. Sytuacja jest taka, że Unii do mistrzostwa wystarczy remis, taki wynik urządza też Stal, bo gwarantuje jej bezpieczne ósme miejsce w tabeli. Przez dłuższy czas spotkanie przebiega jednak pod wyraźne dyktando gości. Wyrabiają sobie przewagę wygrywając już pierwszy wyścig 5:1 i potem ją powiększają.

Po XI wyścigu wydaje się, że jest już właściwie "po herbacie". Unia Leszno prowadzi różnicą 16 punktów 41:25. Ale jak się okazuje niezupełnie. Oto bowiem na torze przy ówczesnej ulicy Obrońców Stalingradu miejscowi przystępują do zmasowanego ataku. Bieg XII wygrywa Antoni Krzywonos przed Eugeniuszem Błaszakiem i Włodzimierzem Helińskim, a Roman Jankowski zostaje wykluczony. Za moment pierwszy jest Andrzej Surowiec przed Ryszardem Czerneckim, Grzegorzem Sterną i Arkadiuszem Zielonko. Kiedy XIV bieg wygrywa Błaszak przed Krzywonosem i w pokonanym polu pozostawiają Mariusza Okoniewskiego i rezerwowego Marka Bzdęgę zaczyna się robić kuriozalnie i pachnieć sensacją. Ta staje się faktem po ostatnim biegu. Kolejne 5:1 dla Stali (Janusz Stachyra - Grzegorz Kuźniar -Marek Bzdęga - Włodzimierz Heliński) i oto mamy remis 45:45! Główna Komisja Sportu Żużlowego nie bardzo jednak wierzy w "Cuda nad Wisłokiem", czy też "Teatrzyk dla naiwnych", jak barwnie tytułuje swoje relacje z tego meczu prasa. Kilka dni po ostatniej rundzie spotkań w Opolu zbiera się na specjalnym posiedzeniu.

Kary sypią się niczym z rogu obfitości. Unia Leszno pomimo iż wygrała ligę zostaje pozbawiona tytułu drużynowego mistrza Polski. To pierwszy tego typu przypadek w historii naszego żużla. Wobec powyższego finał Indywidualnych Mistrzostw Polski w następnym roku organizuje wicemistrz - Stal Gorzów. Rzeszowianie muszą ratować ligę w barażach. Kierownicy drużyn podczas tego meczu Unii: Jan Nowicki i Stali: Józef Batko zostają zawieszeni do końca sezonu 1985, natomiast zawodnicy, którzy jechali w "podejrzanych" wyścigach otrzymują zakaz startów poza ligą i mistrzostwami Polski, a kadrowicze zostają skreśleni z reprezentacji na kolejny rok. Po latach Jan Nowicki wspomina - Po XI biegach była dłuższa przerwa na kosmetykę toru, zaczął też siąpić deszcz. Zauważyłem, że zawodnicy wychodzą grupami do łazienki, potem niektórzy jeździli tak jak jeździli inni odmawiali jazdy i trzeba było sięgać po rezerwowych. W Opolu na posiedzeniu tylko najadłem się wstydu, bo byłem wtedy przecież członkiem plenum GKSŻ. Cóż, w "teatrzyk dla naiwnych" nikt nie chciał wierzyć.

Robert Noga

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: