Pieniądz rządzi - trudniej będzie obronić tytuł - rozmowa z Piotrem Protasiewiczem, żużlowcem Falubazu

Piotr Protasiewicz znów został misterem elegancji w Plebiscycie "TŻ". Jeden z weteranów tradycyjnego balu, jaki w sobotę odbył się w Lesznie uważa, że nie wszystkie zmiany w polskim żużlu są dobre.

Maciej Kmiecik: Jest pan niemalże etatowym uczestnikiem Bali Tygodnika Żużlowego. Potrafi pan zliczyć, która to już tego rodzaju impreza na pana koncie?

Piotr Protasiewicz: Nie pamiętam i nie liczę, ile to już było Bali Tygodnika Żużlowego. Jestem jednak chyba nielicznym z tego grona zawodników, który pamięta bal z lat 1993 i 1994. Pozmieniało się wiele od tego czasu. W Lesznie pojawia się teraz wiele nowych twarzy, a my z żoną regularnie uczestniczymy w tej imprezie.

To chyba dobrze, że środowisko żużlowe może spotkać się podczas takiej imprezy, gdzie można porozmawiać nie tylko o speedwayu, choć pewnie i tak tematy żużlowe są nieuniknione?

- Większości żużlowców sport ten wypełnia całe nasze życie. Ze sportem motocyklowym jestem związany od szóstego roku życia, także już od ponad 30 lat. Sport jest dla mnie prawie wszystkim i fajnie, że możemy spotkać się w tym środowisku i na luzie bez presji, która towarzyszy nam nieodzownie przy zawodach żużlowych porozmawiać o sprawach toczących się przy okazji uprawiania naszej dyscypliny sportu.

Widziałem, że w kuluarach pojawiają się rozmowy chociażby o polskim tłumiku. Jaka jest pana opinia na temat przelotowego tłumika?

- Uważam, że nie miejsce i nie czas, by wprowadzać teraz nowe tłumiki. Tym bardziej, że od 2015 roku wchodzą znowu nowe urządzenia. Wprowadzanie w tym czasie czegoś nowego może wprowadzić spore zaburzenia w przygotowaniu silników przez tunerów, sprzętu, który mamy już zakupiony. Nie mówię, że polski tłumik jest zły, ale nie jest trafionym pomysłem wprowadzenia go na tak krótko przed startem sezonu.

Nawet w lidze polskiej?

- Właśnie dlatego, że miałby być on stosowany tylko w polskiej lidze, bo wiadomo, że wszelkie eliminacje, zawody Grand Prix czy inne topowe ligi poza naszą jeździłyby na dotychczas obowiązujących tłumikach. Jeśli już, to za późno trochę to robimy. Żeby wprowadzić takie urządzenie do używania, trzeba by je przetestować odpowiednio wcześnie.

Wymienialiście się pewnie opiniami na ten temat z zawodnikami. Co sądzą koledzy?

- Większość jest zdania, że nowy tłumik na tym etapie przygotowań uwsteczniłby nas.

Czyli pewnie znów górą będzie FIM nad polską myślą techniczną i po raz kolejny okaże się, że tak naprawdę nie mamy wiele do powiedzenia w światowym speedwayu...

- Uważam, że to co teraz się dzieje się pochodną od wielu lat. Nie potrafiliśmy się postawić. W rywalizacji o organizację Grand Prix w Polsce mieliśmy wyścig szczurów. Przepłacanie się nawzajem pomiędzy klubami. Byłem świadkiem takich sytuacji. Teraz jest pochodna wydarzeń z kilku ostatnich lat. Nauczyliśmy BSI czy FIM, że nasi prezesi nie potrafią porozumieć się między sobą. Teraz to Brytyjczycy wykorzystują.

I mówiąc kolokwialnie "doją Polaków", którzy płacą ogromne pieniądze, nie mając przy okazji nic do powiedzenia...

- Dokładnie. To jest przykre, ale niestety taka jest rzeczywistość. Polskie środowisko nie mówiło nigdy jednym głosem. Prezesi nie dogadywali się, nie wypracowali jednej strategii negocjacji. W Szwecji jakoś potrafię się porozumieć i być fair wobec siebie. Niestety, odbija się to potem na nas zawodnikach. Cierpimy przez absurdalne przepisy, które są wprowadzane w życie.

Ostatnio pojawiła się nowa idea rozgrywania Żużlowej Ligi Mistrzów. Jak pan się zapatruje na tego typu inicjatywę?

- Uważam, że od czegoś trzeba zacząć. Każda impreza, która będzie miała swoją rangę i - nie oszukujmy się - będzie poparta finansami - jak się umocni i będzie miała poparcie FIM, sponsorów i telewizję, to ma to rację bytu. Piłkarska Liga Mistrzów też kiedyś raczkowała, a teraz jest potężną machiną.

W Grand Prix pan już nie startuje, więc jest możliwość występu w cyklu SEC. Planuje pan powalczyć o awans do tej imprezy?

- Nie chcę zdradzać na razie swoich planów. Oczywiście przygotowuję się do sezonu bardzo intensywnie i chciałbym wystartować w jak największej liczbie prestiżowych zawodów. Chciałbym, aby system eliminacji do każdej imprezy był przejrzysty i klarowny i aby zawodnicy prawo startu w niej wywalczali na torze. Przygotowuję się do każdej najbliższej imprezy. Chcę jechać wszędzie, gdzie będę mógł i wygrywać tam, gdzie się da.

Pana drużyna broni tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Wyświechtanym powiedzeniem jest, że trudniej się broni tytułu niż go zdobywa. Tak też może być w przypadku Falubazu?

-Zdecydowanie tak. Zasada bij mistrza jest jak najbardziej nam znana. W ostatnich kilku latach zdobywaliśmy trzy złote medale w sezonach 2009, 2011 i 2013. Były też inne medale, ale już to pokazuje, że nie jest łatwo obronić tytuł. W tym roku będzie jeszcze trudniej powtórzyć sukces, bo znów nastąpiła zmiana przepisów. Nie ma KSM, ograniczyło się liczbę drużyn – oba rozwiązania moim zdaniem są błędne. Zdecydowanie można było pozostać przy dziesięciu zespołach, podnieść nieco KSM, żeby nie było sytuacji z „zapchaj dziurą” z KSM 2,50. Uważam, że poprzedni sezon był fantastyczny. Teraz pieniądz rządzi wszystkim i dlatego też trudniej będzie obronić nam tytuł mistrzowski. Drużyny w tym sezonie są piekielnie mocne.

Spar Falubaz do nich też się zalicza...

- Oczywiście, my znamy swoją wartość. Przygotowujemy się solidnie i czekamy na ten sezon.

Unibax Toruń będzie najgroźniejszym rywalem, pomimo tego, że startuje z minusowymi punktami?

- Na papierze zespół z Torunia wygląda bardzo mocno, ale osiem drużyn jest silnych w Enea Ekstralidze. Nie pokuszę się o wskazanie zdecydowanego faworyta do mistrzostwa. Nazwiska nie jeżdżą.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: