Najlepszy polski trener w historii znów więc zamknął usta wielu osobom. - Tak naprawdę nie wiem z czego to się brało, że skazywano nas na porażkę. Z drugiej strony lubię jak się jeździ pierwszą kolejkę na trudnym terenie np. właśnie u mistrza Polski. Raz, że może nas ktoś zlekceważyć, a dwa nie wiadomo jak gospodarze są przygotowani do sezonu, czy już wszystko u nich gra. Okazało się, że nie. Cieszę się bardzo z osiągnięto rezultatu, bo to dla nas duża zaliczka - powiedział szkoleniowiec biało-niebieskich.
Głównym kluczem do zwycięstwa były atomowe starty w wykonaniu jego podopiecznych oraz równa, wysoka forma całej ekipy. - Dość dobrze wychodziliśmy spod taśmy. Z resztą nasi jeźdźcy umieją startować. Jesteśmy zmuszeni, aby ten element mieć dobrze opanowany, bo w Tarnowie jest ciężko mijać - zdradził.
Do piętnastej gonitwy początkowo wyznaczony był Janusz Kołodziej. Zawodnik zmagający się jeszcze z kontuzją żeber, po tym jak w przedostatnim biegu dnia Artiom Łaguta przywożąc dwa "oczka" przypieczętował triumf tarnowian, oddał gonitwę na rzecz mającego słabszy dzień Kacpra Gomólskiego. - Nie było potrzeby forsować zdrowiem "Jaśka". Dlatego wspólnie podjęliśmy decyzję o tym, żeby jechał Kacper. Powiedziałem mu tylko, że jeśli ostatni wyścig będzie decydował to wsiądzie na motocykl i powalczy. Nie musiał się jednak męczyć. Mecz był już przecież wygrany - oznajmił 64-letni menedżer.
Egzamin zdał też wariant z Kołodziejem i Gregiem Hancockiem w jednej parze oraz oddelegowanie Martina Vaculika do młodzieżowca. Cieślak nie wyklucza kontynuowania tego pomysłu w kolejnych spotkaniach. - Może tak będzie. Zobaczymy. Podam od razu taki przykład. Kiedyś w Częstochowie dzwoniłem do Joe Screena z pytaniem "jaki byś chciał dostać numer?”. On bez wahania odpowiedział. "Daj mi jaki chcesz, bo jak mam wygrać to muszę sobie poradzić z każdego. Szeroko, wąsko? Żadna różnica". I to jest właśnie dobry układ kiedy masz takiego uniwersalnego zawodnika jak Janusz. Drugi numer startowy ma bowiem przerąbane i kto sobie na nim radzi, świadczy o jego wysokiej klasie - stwierdził.
W sobotniej potyczce w barwach teamu z Małopolski zadebiutował junior - Ernest Koza. Mimo, że wszystkie trzy wyścigi kończył na ostatnich pozycjach pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Dobrze startował, ale bardziej doświadczeni gospodarze z łatwością mijali go na trasie. Ale szansy na pokazanie się w grodzie Bachusa nie dostąpiłby gdyby nie kłopoty z kręgami szyjnymi drugiego podstawowego młodzieżowca Mateusza Borowicza. Ten powinien wrócić na tor za około miesiąc. - Jeszcze trzy tygodnie i Mateusz wraca do treningów - zapewnił "Narodowy".