Damian Gapiński: Ekstraliga będzie miała "bata" na kluby

Włókniarz Częstochowa w meczu z Unią Tarnów pojedzie w osłabionym składzie. Pod pretekstem ratowania budżetu klubu, naraża się na straty drugi klub. Jak uniknąć problemu?

Kiedy władze KantorOnline Włókniarza Częstochowa zapowiedziały, że na mecz z Grupą Azoty Unią Tarnów ze względu na finanse klubu desygnują skład oszczędnościowy, podniosło się larum, że to nieuczciwe w stosunku do tarnowskich kibiców, zawodników i działaczy. I słusznie. Z jednej strony próba ratowania finansów jednego klubu stała się pretekstem do tego, że księgowa z Tarnowa już teraz rwie sobie włosy z głowy. Dla wszystkich jest bowiem jasne, że jedyną niewiadomą przed tym spotkaniem, są rozmiary zwycięstwa gospodarzy. Zapowiedź słabszego składu Włókniarza, to automatycznie mniejsza liczba widzów na stadionie, a z drugiej strony konieczność wypłacenia większej kwoty zawodnikom za zdobyte punkty. Oczywiście można pójść drogą Stali Gorzów, której zawodnicy w meczu z Renault Zdunek Wybrzeżem Gdańsk pojechali za mniejsze stawki (Matej Zagar nie zgodził się na obniżkę, ale zaakceptował fakt, że wystartuje w mniejszej liczbie biegów), ale czy tędy droga?

[ad=rectangle]

Krótko po ogłoszeniu awizowanych składów na mecz w Tarnowie, rozgorzała dyskusja, czy nie warto powrócić do KSM. Byłem i pozostanę przeciwnikiem tego rozwiązania, gdyż nie reguluje moim zdaniem ono nic. Także w tej sytuacji, częstochowscy działacze, gdyby KSM obowiązywał, a chcieliby wyznaczyć skład spełniający wymóg o dolnym KSM, to by to zrobili. W okienku transferowym za niewielkie pieniądze wystarczyłoby zakontraktować odpowiednie nazwiska, które miałyby "odpowiednie cyferki", ale z góry wiadome byłoby, że nie zdobędą oszołamiającej liczby punktów w meczu. Cel zostałby osiągnięty, a pojawiłyby się jedynie narzekania, że obowiązuje martwy przepis, który każdy może obejść. Zresztą taki właśnie był powód wycofania KSM, który miał wpłynąć na poprawę finansów klubów, a tego nie robił. Na temat KSM napisano już jednak wszystko i nie ma powodów, aby do tego powracać.

Pytanie co zrobić, aby sytuację uzdrowić pozostaje jednak nadal aktualne. Od sezonu 2015 władze Speedway Ekstraligi będą dysponowały w swoim ręku czymś w rodzaju "bata" na kluby. Ten mechanizm może mieć wpływ nie tylko na finanse, ale również na atrakcyjność zawodów i chęć jazdy pełnym składem przez cały sezon. Chodzi o kwestię podziału środków otrzymywanych z tytułu praw do transmisji telewizyjnych. W tej chwili pula dzielona jest równomiernie pomiędzy kluby. Wyjątkiem jest czwórka zespołów, które awansują do play-off. One otrzymają dodatkowe środki, które zostaną jednak równo podzielone. W tym zakresie zgadzam się z władzami SPAR Falubazu Zielona Góra, które od dawna postulują, aby kwota otrzymywana z praw do transmisji telewizyjnych dzielona była w zależności od tego, ile razy dany klub był pokazywany w relacjach ligowych. Oczywiście, część kwoty dzielona byłaby równo pomiędzy kluby za sam udział w rozgrywkach. Pozostała część "tortu" na podstawie liczby spotkań i udziału klubów w tej liczbie. Jakie to przynosi korzyści? Wystarczy przeanalizować obecną sytuację w lidze po czterech kolejkach. Widać gołym okiem, że bez względu na wynik, najbardziej atrakcyjne zawody rozgrywane są w Częstochowie i Toruniu (kolejność nieprzypadkowa). Jeżeli zatem w tych ośrodkach potrafią odpowiednio przygotować tor, to powinni być nagradzani tym, że ich spotkania w roli gospodarza będą pokazywane częściej, a tym samym ich udział przy podziale pieniędzy będzie większy. Wiemy również, że mecze w roli gościa z udziałem Wybrzeża Gdańsk, a w najbliższej kolejce również z udziałem Włókniarza Częstochowa, to nie jest raj dla oka, a więc kara w postaci nie pokazywania spotkań tych zespołów w roli gościa, czyli mniejszy udział w "torcie". Sprawiedliwe, a przede wszystkim korzystne z punktu widzenia promocji żużla rozwiązanie, gdyż w telewizji pokazywane byłyby tylko te spotkania, które gwarantują odpowiedni poziom widowiska.

Osobiście poszedłbym jeszcze dalej. Bo przecież rozwiązanie opisane powyżej spowoduje, że "ukarane" zostaną te zespoły, którym w danej kolejce przyjdzie jeździć z mniej atrakcyjnym przeciwnikiem zarówno w roli gospodarza, jak i gościa. Wygrają wysoko, trzeba będzie zapłacić dużo za "punktówkę", a zysk niewielki. I tutaj można zastosować taką samą zasadę przy podziale pieniędzy od sponsora tytularnego rozgrywek. Część kasy do podziału za udział w rozgrywkach, a część uzależniona od wyniku sportowego. Odpowiednia kwota za dane miejsce w rozgrywkach i dodatkowe bonusy w postaci kasy za liczbę punktów meczowych i tak zwanych "małych punktów". Posługując się konkretnym przykładem. Zaznaczam, że to tylko przykład, a nie mój typ na miejsce drużyny na zakończenie rozgrywek. Włókniarz Częstochowa w lidze zajmuje piąte miejsce, zdobywa 14 punktów meczowych, ale bilans małych punktów ma minus 64. Głównie dlatego, że do Tarnowa (i być może na jeszcze jedno spotkanie) pojedzie w "oszczędnościowym składzie). Dostaje zatem kwotę za udział w rozgrywkach, kwotę proporcjonalną do liczby zdobytych punktów meczowych, ale całej puli odejmujemy 64 tysiące złotych. Dlaczego 64? Bo zespół miał tyle "małych punktów" na minusie. Ta pula jest stała. Więc dla drużyn z dodatnim bilansem będzie to przychód uzależniony od liczby małych punktów. Dla tych z minusem, powód do obniżenia kwoty.

Proporcje i udziały ustalone na odpowiednim poziomie z pewnością spowodowałyby, że kluby mając w perspektywie stratę określonych pieniędzy, zastanowiłyby się, czy warto wystawić skład oszczędnościowy, a tym samym wpływać negatywnie na wizerunek ligi. Argument o ratowaniu finansów Włókniarza do mnie przemawia. Szkoda tylko, że rozsądek pojawił się tak późno, a nie na etapie kontraktowania zawodników przed sezonem. Rozwiązanie w postaci karania klubów nie ma sensu, bo skoro mają problemy finansowe, to zabranie im kasy, której i tak nie mają, byłoby zabójstwem. Ustalenie jednak reguł wynagradzania przed sezonem spowoduje, że będą one rozsądniej podchodziły do swoich startów w lidze, kwestii przygotowania toru i kontraktowania zawodów. Ktoś powie: no dobrze, ale to zabieranie pieniędzy klubom, które i tak mają problemy z zapięciem budżetu na Ekstraligę. Dla mnie zasada jest prosta: nie stać cie? Nie startuj w Ekstralidze. Tutaj po raz kolejny kłania się propozycja zamknięcia ligi, która również byłaby uzasadniona, biorąc pod uwagę sytuację finansową klubów. Jedno jest pewne. Ekstraliga będzie miała od sezonu 2015 poważny argument w ręku (a przynajmniej zgodnie z zapowiedziami prezesa Stępniewskiego powinna mieć). Powstaje tylko pytanie, czy będzie chciała z niego odpowiednio skorzystać. Z pewnością jest to mechanizm o wiele lepszy, niż licencje nadzorowane.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: