Mecz Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk z Fogo Unią Leszno nie dostarczył zbyt wielu emocji. Bardzo gorąco zrobiło się dopiero po zakończeniu spotkania. Najpierw prezes Stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże - Tadeusz Zdunek poinformował, że Stanisław Chomski najprawdopodobniej nie będzie trenerem w gdańskim klubie. Następnie szkoleniowiec przyznał, że 14 maja złożył rezygnację i że nie będzie szkoleniowcem w kolejnym meczu czerwono-biało-niebieskich we Wrocławiu.
[ad=rectangle]
Później zawodnicy wraz ze szkoleniowcem spotkali się w szatni, w której spędzili niespełna godzinę. Gdańscy żużlowcy próbowali przekonać trenera Chomskiego do pozostania w klubie. - Dla nas jest to bardzo przykre. Wiedzieliśmy to dużo wcześniej, bo trener nam o tym mówił. Cały czas próbujemy wpłynąć na to, by został z nami. Drużyna stoi za nim, ale argumenty które przedstawia, są dla nas zrozumiałe. Nie może pracować w takich warunkach i ma własną rodzinę, o którą musi dbać. To bardzo trudna sytuacja i my to też rozumiemy. Chcielibyśmy by wszystko było normalnie, by się poukładało, byśmy wygrywali mecze i aby każdy pracował w takich warunkach, na jakie zasługuje - powiedział Marcel Szymko. - Trener nie był szanowany w klubie i go rozumiem oraz popieram jego decyzję. Niestety nas zostawia, chociaż walczymy całym sercem, by z nami został - dodał Krystian Pieszczek.
Po kilkudziesięciu minutach spędzonych w szatni, robiło się pod nią coraz głośniej. Zaczęły wychodzić z niej pierwsze osoby. W parku maszyn, w którym znajdowali się dziennikarze, kibice i rodziny zawodników słychać było niecenzuralne słowa, a także doszło do przepychanek pomiędzy osobami z teamów Krystiana Pieszczka, Thomasa H. Jonassona i Artura Mroczki. Brat Artura Mroczki, który przepychał się z innymi mechanikami został nawet wyrzucony przez inne osoby z parku maszyn! - Jeśli ktoś wypowiada się w kwestii mojego nazwiska - a w parkingu jest jeden mój brat, drugi, siostra i wszyscy noszą te same nazwisko i słyszy że ktoś jest "dupolizem pod nazwiskiem Mroczka", to się dziwisz że ktoś kogoś atakuje? Ja nie jestem "dupolizem" - "dupolizem" jest Pieszczek, który przed meczem przychodzi i mówi: "jak dacie mi pieniądze to pojadę, a jak nie dacie to nie pojadę". To jest "dupolizanie". Ja nie mówię: "dacie to pojadę, nie dacie to nie pojadę" - ja jadę. Będą pieniądze to je dostanę i wierzę że będą, bo wierzę tym ludziom, którzy tu są - skomentował sytuację Artur Mroczka, którego wypowiedź cytujemy słowo w słowo.
Przepychanki trwały kilkanaście minut. Włączyły się w nie osoby postronne, które na szczęście starały się przede wszystkim rozdzielić zwaśnione strony, a nie zaogniać sytuację. Wszystkiemu przypatrywał się Stanisław Chomski. Biorąc pod uwagę fakt, że dla tego trenera liczy się przede wszystkim atmosfera w zespole, jego zażenowana mina była najlepszym komentarzem dla całej sytuacji. Szkoleniowiec po rozmowie z Tadeuszem Zdunkiem dał jeszcze sobie czas na przemyślenia. - Spotykamy się z panem Zdunkiem w poniedziałek. Nie chcę nic więcej mówić - powiedział szkoleniowiec.
Niezależnie od rozmów z trenerem Chomskim, działacze gdańskiego klubu będą rozmawiali na temat kar dla winowajców przepychanek w szatni i parku maszyn. Tadeusz Zdunek zapowiada, że kary są nieuniknione. Wśród członków zarządu klubu istnieją jedynie rozbieżności co do ich surowości. - Cała sytuacja, która zaistniała po meczu jest niedopuszczalna. Doprowadził do niej ojciec Krystiana Pieszczka. Od niego wszystko się zaczęło. Wszedł do szatni, kiedy rozmawialiśmy z zawodnikami. Niestety rozmowa z nim nie była przyjemna. Robiliśmy wszystko, żeby mecz wygrać, ale zawodnicy nie pojechali tak, jak powinni. Starli się mechanicy z panem Pieszczkiem i tak zaczęła się cała awantura. W poniedziałek się spotykamy i wspólnie z zarządem przeanalizujemy całą sytuację. Musimy ochłonąć po dzisiejszym dniu. Oczywiście pierwsze rozmowy się odbyły. To sytuacja nietypowa i nie powinna się wydarzyć. Niestety miała miejsce i konsekwencje w tej sprawie są nieuniknione. Ja jestem akurat zwolennikiem bardzo surowych kar. Pozostali członkowie zarządu są za mniejszymi. Nie wyobrażam sobie jednak, aby ta sprawa przeszła bez echa, bo to niemożliwe. Obrażono mnie, obrażono Artura Mroczkę. Padły niecenzuralne, chamskie słowa. To niedopuszczalne. Nie chcę się jednak w tej chwili wypowiadać, jakie to będą kary. W poniedziałek sprawdzimy, jakie mamy możliwości. Ja zrobię wszystko, aby kara spotkała ojca Krystiana Pieszczka. Jeżeli będzie to możliwe, to nie powinien on więcej pojawić się w parku maszyn. Kary nie uniknie również mechanik Jonassona - powiedział dla SportoweFakty.pl Tadeusz Zdunek.
Przypomnijmy, że zgodnie z regulaminem, za przewinienia członków teamów, odpowiedzialność ponoszą sami zawodnicy.