Stanisław Chomski: Skutek, jaki mamy dziś nikogo nie zadowala

Stanisław Chomski podkreślił, że decyzja w sprawie odmowy licencji dla Wybrzeża Gdańsk i Włókniarza Częstochowa została podjęta zdecydowanie zbyt późno i nikt na niej nie zyskuje.

Stanisław Chomski od kilku sezonów pracował w Wybrzeżu Gdańsk i doskonale znał sytuację klubu. - Dla mnie sprawa jest dalece zagmatwana. Całe zło zaczęło się od momentu, w którym gdański klub dostał licencję nadzorowaną. Ktoś nie dopilnował, by była ona prawidłowo realizowana. Później odebrano licencję po zakończeniu rozgrywek, bo nie była ona realizowana... Ja powiem tak - albo organ nadrzędny nadzoruje przestrzeganie warunków licencji nadzorowanej, albo nie powinna się ona tak nazywać. Trzeba się zastanowić dlaczego do tego doszło - zauważył szkoleniowiec.
[ad=rectangle]

Trener, który w ubiegłym sezonie pracował w Gdańsku i w Toruniu jest też zdziwiony sposobem prowadzenia negocjacji przez Polski Związek Motorowy. - Doprowadzono do spotkania w Poznaniu i bez udziału wierzycieli ustalono odpowiednie warunki. Do Poznania pojechali tylko gdańszczanie, więc dlaczego wrzuca ich się do jednego wora z SCKM Włókniarz? To wszystko zabrnęło za daleko. Następca Spółki mógł z tego co mi wiadomo albo spłacić poprzednika, albo zawrzeć porozumienie z Polskim Związkiem Motorowym w określonym przez regulamin czasie i wtedy trzeba było podejmować ostateczne decyzje. Był na to odpowiedni czas, a o wszystkim dowiadujemy się 20 lutego, gdy za miesiąc będą pierwsze sparingi. Terminowość jest tu bardzo ważna. Skoro stowarzyszenia z Gdańska i z Częstochowy dostały warunkową licencję, to dano im przyzwolenie na rozmowy z zawodnikami i sponsorami odnośnie składu i wsparcia na 2015 rok. Wszystko zostało ustalone zbyt późno - zmartwił się Chomski.

[i]

- Pamiętajmy też, że nie chodziło tu o kilkadziesiąt osób. Aby znaleźć wyjście, muszą negocjować dwie strony. Mieliśmy tu do czynienia z rozmowami jednej strony z mediatorem, bez udziału drugiej strony. Czy nie lepiej było zaprosić zawodników i usiąść razem do stołu oraz porozmawiać? Mroczka, Miśkowiak i Stachyra oraz wychowankowie Wybrzeża mogli też pojechać do Poznania i wtedy być może, można było dojść do porozumienia. Każdy wierzyciel otacza się swoimi prawnikami oraz doradcami i na pewno nie chcą oni działać na ich niekorzyść, ale czy skutek, jaki mamy dzisiaj kogokolwiek zadowala? Najbardziej pokrzywdzeni są zawodnicy, którzy nie dość, że zainwestowali w sprzęt to jeszcze podpisali umowy z klubami, które ostatecznie nie dostały licencji. Skoro kluby nie spełniały warunków otrzymania licencji, należało uciąć spekulacje w grudniu[/i] - dodał trener.

Według Stanisława Chomskiego, na decyzji Polskiego Związku Motorowego stracą wszyscy. - Pieniędzy nie zobaczą zawodnicy, pozostali wierzyciele, w lidze pojedzie mniej zespołów, a na mecze nie będą chodzili kibice. Żużlowców nie będą też przez rok wspierać dotychczasowi sponsorzy, spośród których wielu może się na stałe zrazić do żużla. Tracimy kluby z ośrodków wielkomiejskich. Gdańsk i Częstochowa to ważne ośrodki w swoich regionach oraz żużlowej mapie Polski. Pamiętam, że w Gdańsku od zawsze ta dyscyplina cieszyła się zainteresowaniem kibiców i władz miasta. Po odejściu Marty Półtorak i Romana Karkosika, to kolejne ciosy dla dyscypliny. Żużel staje się sportem małomiejskim, a nie o to przecież chodzi. Ciągnięcie tych klubów było błędem, ale po co stwarzano im nadzieje? W ostatnim czasie wydawało się, że wszyscy są przychylni klubom. Nie mówię o dawaniu licencji bez konsekwencji, ale Polski Związek Motorowy w tym momencie zabrnął w ślepy zaułek. Nie wzięto pod uwagę czynnika ludzkiego. To co się stało, daje wiele do myślenia na przyszłość dla wszystkich stron - żałuje.

Źródło artykułu: