Tomasz Gollob nie wykorzystał całego potencjału? "Mogło być więcej złotych medali"

W 2010 roku Tomasz Gollob świętował pierwsze i jedyne Indywidualne Mistrzostwo Świata. - Tych złotych krążków mogło być więcej - przyznają trenerzy, dla których nie był gorszy od Tony'ego Rickarssona.

W tym artykule dowiesz się o:

Persona non grata

Walka "Chudego" o upragnione mistrzostwo trwała latami. Po triumf sięgnął na dobrą sprawę u schyłku swojej szczytowej kariery - przed niespełna pięcioma laty we włoskim Terenzano. By zdobyć tytuł, Tomasz Gollob musiał przejść swoistą metamorfozę. Wszyscy pamiętają bowiem, że przez długi czas był w cyklu niczym "persona non grata". - Myślę, że Tomek po latach otworzył się bardziej na ludzi. Wcześniej tak zwany klan Gollobów miał przeciwko sobie całą stawkę Grand Prix. Dopiero, gdy podejście to uległo zmianie, wywalczenie tytułu stało się możliwe - ocenił trener gorzowskiej Stali, Piotr Paluch.
[ad=rectangle]
Nie oznacza to jednak, że charakter był jego słabą stroną. - Tomasz miał oczywiście wielki talent, ale tak jak w każdej innej dyscyplinie, trzeba było poprzedzić go ciężką pracą. Zapamiętam go jako twardego i nieustępliwego. Kogoś, kto potrafi mieć i przekazać swoje racje - zaznaczył trener gorzowskiej Stali. O wyjątkowości Golloba przekonywali się w zasadzie wszyscy trenerzy, z którymi współpracował. - Z takimi osobami, które są wielkimi indywidualnościami, na pewno nie można pracować schematycznie. Tomek Gollob potrafił dostosować się do pracy w zespole, ale pamiętajmy, że do wszystkiego, co osiągnął doszedł tak naprawdę jedynie swoją determinacją i zaangażowaniem - podkreślił Stanisław Chomski.

Zdaniem byłego trenera Unibaksu Toruń, współpraca z takim zawodnikiem jak Gollob była zawsze pewnym wyzwaniem. - Praca z Tomkiem nie jest łatwa i lekka, bo on wie, czego chce. Należy przedstawić mu swoje metody zajęć i prowadzenia zespołu, a on albo je zaakceptuje, albo też nie. Wybitne jednostki w procesie treningów czy szkolenia mają zdecydowanie więcej niż pozostali zawodnicy do powiedzenia - ocenił. Czy posiadanie go w drużynie jest więc atutem? - Wszystko zależy od podejścia trenera. Jedni mówią, że to atut, a inni, że kłopot. Wiadomo, że nie można pracy całego zespołu ułożyć pod jednego zawodnika. Jeśli jednak danemu szkoleniowcowi udaje się nawiązać z taką osobą dobre relacje i do niej dotrzeć, drużyna, mając ją w składzie, czerpie duże korzyści - dodał.

Żyliśmy w erze Golloba

- Sukcesy Tomka Golloba można by wyliczać bardzo długo - przyznał Zenon Plech, który przypomina, że "Chudy" pięciokrotnie prowadził Polskę do zdobycia Drużynowego Pucharu Świata. W cyklu Grand Prix, oprócz wspomnianego złota, ma także dwa srebrne i cztery brązowe medale. Polacy, dla których Gollob staje się żywą legendą, nie uważają jednak, by był on gorszy od Grega Hancocka czy Nickiego Pedersena, którzy po mistrzostwo sięgali trzykrotnie. - Tomasz miał z pewnością potencjał, by zdobyć więcej złotych medali. Być może gdyby wcześniej otoczył się nieco innymi ludźmi, byłoby to możliwe. Przełomowym momentem okazała się dla niego przeprowadzka do Gorzowa. To właśnie wtedy, gdy jeździł dla Stali, zdobył swoje upragnione mistrzostwo świata - przypomniał Piotr Paluch.

"Tomasz miał z pewnością potencjał, by zdobyć więcej złotych medali. Być może gdyby wcześniej otoczył się nieco innymi ludźmi, byłoby to możliwe"
"Tomasz miał z pewnością potencjał, by zdobyć więcej złotych medali. Być może gdyby wcześniej otoczył się nieco innymi ludźmi, byłoby to możliwe"

Zaledwie jedno złoto na koncie w żaden sposób nie umniejsza jednak jego kariery. - Tego, że jest wybitnym sportowcem słabsze wyniki czy gorsze sezony przysłonić nie mogą. Jego sukcesy, które oglądaliśmy na przestrzeni lat są przecież niezaprzeczalne. Osobiście nie mam żadnych wątpliwości, że mieliśmy w Polsce erę Tomasza Golloba. A to, że zdobył tytuł w wieku 39 lat jest tak naprawdę dużym wyczynem. Gdyby nie był uparty, po wcześniejszych, niebezpiecznych zakrętach, na których się znajdował, z pewnością by tego nie osiągnął - stwierdził Chomski.

Czasy, kiedy Tomasz Gollob uchodził w Speedway Grand Prix za intruza bezpowrotnie minęły. Nawet ci, którym Polak mógł zajść w przeszłości za skórę, w najbliższą sobotę na Stadionie Narodowym po prostu mu podziękują. Wydaje się, że równie emocjonalne pożegnanie mógł mieć w Polsce tylko jeden sportowiec - Adam Małysz. - Skoki narciarskie i żużel to w dużej mierze zawody indywidualne i zarówno w przypadku Golloba, jak i Małysza kibice jeździli za nimi po całym świecie. Obaj są w Polsce swoistym ewenementem. Nie mam wątpliwości, że wiele osób wybierze się na warszawskie Grand Prix właśnie dlatego, by podziękować Gollobowi - ocenił Stanisław Chomski.

- Tomasz Gollob jest tak ważną osobą w historii naszego żużla, że na takie pożegnanie z cyklem Grand Prix po prostu zasłużył - powiedział Piotr Paluch, zaznaczając, że nikt nie oczekuje od "Chudego" walki o zwycięstwo: - Tomasz ma się po prostu zaprezentować publiczności i powspominać stare czasy, gdy radował tysiące kibiców. Jeśli jednak spasuje się z torem i będzie miał swój dzień, na pewno powalczy o dobry wynik - Stanisław Chomski nie wierzy natomiast, by Gollob nie myślał po cichu o dotarciu do finału. - Myślę, że Tomasz podchodzi do tego Grand Prix z nieco innymi celami niż reszta zawodników. Chęć wygrywania, o czym przekonany się w sobotę, wcale jednak u niego nie zmalała - podsumował.

Źródło artykułu: