Polskie kluby przegrywają z Grand Prix

Choć żużlowcy zarabiają największe pieniądze w Ekstralidze, nie przez wszystkich jest ona traktowana priorytetowo. W miniony weekend część z nich zostawiła najlepsze motocykle na Grand Prix.

Z racji tego, że sobotni turniej rywalizacji o Indywidualne Mistrzostwo Świata odbywał się w Tampere, zawodnicy musieli rozdzielić swój sprzęt, zostawiając część silników w Polsce, a pozostałe wywożąc do Finlandii. Jak widać choćby na przykładzie Mateja Zagara czy Michaela Jepsena Jensena, najlepsze motocykle były używane w trakcie Speedway Grand Prix. Zawodnik gorzowskiej Stali zdobył w niedzielę dwa punkty i bonus, z kolei Duńczyk w barwach Betardu Sparty nie przywiózł ani jednego "oczka". Jest to o tyle dziwne, że dzień wcześniej w Tampere zajęli oni odpowiednio dziewiątą i siódmą pozycję.
[ad=rectangle]
- Jeśli chodzi o Krzysztofa Kasprzaka i Mateja Zagara, to te silniki, którymi jeździli w Finlandii były zdecydowanie lepsze niż te z niedzieli. Muszą się zastanowić, czy ważniejsze jest dla nich Grand Prix czy liga polska, która ich utrzymuje, która im daje co do gara włożyć - stwierdził po meczu dosadnie Piotr Paluch. Trener Betardu Sparty, Piotr Baron odniósł się natomiast do słabego występu Jepsena Jensena, mówiąc, iż będzie musiał z nim porozmawiać.

Zenon Plech podziela rozgoryczenie trenerów, mówiąc, że ich pretensje są jak najbardziej uzasadnione. - W Polsce płaci się zawodnikom najwięcej i kluby mają prawo oczekiwać, że zawodnicy będą do meczów jak najlepiej przygotowani. Można powiedzieć, ze za polskie pieniądze inwestują w sprzęt, na którym ścigają się za granicą i w Grand Prix. Walka w Indywidualnych Mistrzostwach Świata okazuje się często najważniejsza - stwierdził Plech.

Zdaniem byłego szkoleniowca, Jana Krzystyniaka, postawa zawodników, którzy traktują priorytetowo SGP jest niezrozumiała. - Naprawdę im się dziwię, bo najbardziej dochodowym źródłem jest właśnie Ekstraliga. Powinni dbać o interes polskiego klubu nawet bardziej niż o własny. W końcowym rozrachunku na tym skorzystają, bo jeśli drużyna będzie z zawodnika zadowolona, on też na tym skorzysta, a po zakończeniu sezonu przy negocjacjach będzie miał mocną kartę przetargową - ocenił w rozmowie z naszym portalem.

Zenon Plech zauważa, że polskie kluby same wplątały się w pułapkę, płacąc zdecydowanie więcej niż w Anglii i Szwecji, nie oczekując niczego w zamian. - Żużlowcom daje się część pieniędzy już przed sezonem, ale praktycznie stracono kontrolę nad tym, na czym jeżdżą. Trudno rozwiązać ten problem, ale wyjściem z sytuacji mogłoby być nakazanie zawodnikom, by swój najlepszy sprzęt, który kupili za polskie pieniądze, trzymali u nas w kraju, specjalnie pod Ekstraligę - zasugerował Plech.

Jak zauważa Jan Krzystyniak, w przeszłości zawodnik startujący w Speedway Grand Prix był gwarantem dobrego wyniku w Ekstralidze. Obecnie słabsze występy żużlowców z elity są na porządku dziennym. - Gdy przed laty polski klub zatrudniał uczestnika Grand Prix, to w ciemno można było zapisać przy takim nazwisku dwanaście czy trzynaście punktów. Obecnie do tego cyklu zapraszani są coraz słabsi zawodnicy i upieram się przy tym, że jakikolwiek mecz ekstraligowy prezentuje większy poziom niż Grand Prix. Ten cykl pozostał dumny, ale tylko z nazwy. Zawodnicy, którzy obecnie w nim startują jeżdżą przeciętnie lub w kratkę, czasem nie mając nawet pewnego miejsca w składzie polskiego zespołu - zauważył Krzystyniak.

[b]Skrót meczu MONEYmakesMONEY.pl Stal Gorzów - KS Toruń

[/b]

Źródło artykułu: