W żużlu brakuje długofalowego myślenia - rozmowa z Wojciechem Jankowskim, działaczem WTS Warszawa

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus
Masz wsparcie innych czy samotnie dążysz do zrealizowania celu?

- Stowarzyszenia zrzesza w tej chwili około 20 osób. Gdybyśmy mieli zorganizować turniej, nie byłoby problemu. Licencje funkcyjnych wygasły, ale można je szybko odnowić. To ludzie z doświadczeniem, którzy potrafiliby zawody przeprowadzić. Sam przez cztery lata miałem licencję kierownika zawodów FIM. Teraz organizuję z kolegami z One Sport mistrzostwa Europy i nieoficjalne mistrzostwa świata par. Podstawy organizacyjne są, brakuje tylko infrastruktury. I wokół tego zaczynają się i kończą wszystkie kłopoty.

Piotr Szymański, na pytanie czytelnika o żużel w Warszawie, powiedział o tobie, że jesteś tytanem pracy, ale skupiasz się na zbyt wielu rzeczach naraz. Jak się do tych słów odniesiesz?

- Jak ktoś mówi, że jestem pracowity, to się cieszę. Na pracowitość w swojej karierze zawodowej stawiam. Do drugiej części wypowiedzi trudno mi się odnieść, ponieważ na ten temat z Piotrem nie rozmawiałem, ale chyba chodzi o to, że współpracuję ściśle z One Sport, koordynuję Nice PLŻ, a zarazem działam na rzecz żużla w Warszawie. Pewnie, jest tego dużo, lecz mi to nie przeszkadza. Przeszkadza tylko trochę mojej żonie, ale jakoś sobie radzimy, tym bardziej że spodziewamy się dziecka, więc związek kwitnie (śmiech).

Przybędą kolejne obowiązki.

- Ale nie jestem zmęczony. Nie ma dla mnie znaczenia, czy śpię po trzy czy cztery godziny na dobę. W życiu nigdy na żużlu nie jeździłem, jednak jest to moja największa pasja. Chciałbym, żeby była ona blisko, na wyciągnięcie ręki. W Warszawie.

Dużo kawy pijesz?

- Teraz już mniej. Tak zostałem wychowany przez rodziców, że warto mozolnie pracować, a być może przyjdą tego efekty w przyszłości. Takie przesłanie również przyświecało mi podczas studiów, kiedy przeniosłem się do Warszawy na stałe, czy teraz w pracy zawodowej. Nigdy nie byłem nastawiony, by znajdować się na świeczniku.

Gdyby zapytać o koordynatorów SEC i czołowe postaci Nice, wydaje mi się, że mało osób wskazałoby na ciebie.

- Wynika to z pewnej hierarchii w każdej organizacji. W firmie Adam Krużyński, z racji swojej pozycji oraz rzeczywistego zaangażowania, odgrywa pierwszoplanową rolę. Z kolei przy organizacji turniejów każda osoba jest odpowiedzialna za swoją działkę. Nie mam parcia na częstą obecność w mediach. Staram się sumiennie robić to, co do mnie należy. I też, żeby uniknąć dwuznacznych komentarzy, ja nie żyję z żużla, tylko dla żużla. Bo utrzymuję się z pracy w firmie, w której się realizuję, a że jej filozofia zawiera w sobie żużel, to tym lepiej. Nice promuje się przez sport, co bardzo mi odpowiada. Jak się kocha to, co się robi, to można pracować i w soboty, i w niedziele, nie narzekając na nadgodziny.

I brak snu.

- Ale to mi akurat nie przeszkadza. Ważne, by mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Nie będę składał deklaracji, że w ciągu kilku najbliższych lat powstanie w Warszawie tor. Musi dojść do wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności. Jestem przekonany, że to kiedyś nastąpi. Mówiąc kolokwialnie, nie napalam się, ale jak ktoś pyta, czego mi życzyć, to zawsze odpowiadam, że spełnienia marzeń. Wiadomo, co się pod tym kryje.

Wsparcie Polskiego Związku Motorowego. Ono jest wystarczające? Z tego, co mówił przewodniczący Szymański, GKSŻ nie może udzielić wam pomocy finansowej, bo jej na to nie stać, ale wspiera was dobrym słowem i popiera każdą akcję, promującą żużel w stolicy. Potwierdzasz?

- W ubiegłym roku GKSŻ napisała list popierający projekt. Tak, potwierdzam.

I nic więcej? - Poprosiłem o pomoc w tym zakresie i taką dostałem. PZMot jest organizatorem Grand Prix na Stadionie Narodowym, więc jego działaczom też pewnie zależy, by żużel do Warszawy wrócił na stałe. Nie chciałbym tego szerzej komentować. Nie oczekuję pomocy finansowej, ale gdy w pewnym momencie kilka osób zaczęło wyrzucać, że żużel jest sportem zbyt głośnym, to wtedy zdecydowanie więcej ludzi mogło stanąć w naszej obronie. Mam na myśli zarówno polityków, jak i żużlowych włodarzy. Nie mówię tego wyłącznie w kontekście Warszawy. Boję się, że po tym, co wydarzyło się na Ursynowie, podobne sytuacje mogą zaistnieć w innych miastach i protestujący będą powoływać się na casus, że na Ursynowie, ze względu na potencjalnie zbyt duży hałas, zablokowano potencjalną budowę toru żużlowego. To trochę niepokojący przekaz.
"Konikiem" Wojciecha Jankowskiego jest organizacja zawodów młodzieżowych
Próbowaliście przekonać władze innych dzielnic? - Generalnie w Warszawie jest problem z działkami. Na Ursynowie pojawiła się możliwość zagospodarowania terenu o bardzo wysokiej uciążliwości. Przy lotniku oraz drodze ekspresowej. Byłem tam kilkanaście razy, jest naprawdę głośno. Z pozostałych dzielnic na razie nie otrzymaliśmy informacji, że jest wolny obszar sportowo-rekreacyjny. To też ważne. Bo być może jest teren do zagospodarowania, ale ma inne przeznaczenie lub istnieją problemy własnościowe wynikające z zaszłości historycznych. Wciąż najtańszą formą reaktywacji jest powrót na Gwardię. Wystarczyłoby doprowadzić stadion do takiego stanu, by uzyskać zgodę na organizację imprez masowych oraz by Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego ponownie otworzył obiekt. Dosypać trochę nawierzchni, przemieszać to wszystko, wyrównać, uzupełnić braki w siatce i lampach sygnalizacyjnych...

Dochodziły raczej sygnały, że stadion jest tak w fatalnym stanie, że nie da się tam przeprowadzić zawodów.

- Stadion może i tak, ale tor już nie. Świętochłowice niech posłużą za przykład. Mała dostępna trybuna, skromne zaplecze, jednak tor doprowadzono do użytku i imprezy mogą tam się odbywać. Chwała za to Michałowi Widerze, Krzysztofowi Basowi oraz ich współpracownikom. Nikt nie mówi, że tamtejszy klub za rok wystartuje w lidze, lecz żużel trzeba odbudowywać stopniowo, małymi krokami.

Wracając do stadionu Gwardii. Wciąż nieuregulowane są sprawy własnościowe.

- Miasto umywa ręce od tego obiektu. Zarządcą jest Komenda Główna Policji, będąca w sporze ze Skarbem Państwa. Na pewno są to bardzo atrakcyjne tereny do zabudowy mieszkaniowej

Przypadek podobny do Poznania.

- Tylko że tam miasto skomunalizowało stadion Olimpii.

Między innymi przy zaangażowaniu polityków.

- Pomógł w tym choćby nieoceniony Łukasz Borowiak, aktualnie prezydent Leszna. Gdyby tor w Warszawie udało się odzyskać, naprawdę w niedługim czasie można by tam organizować zawody, a następnie drużynę ligową. Na to nas stać. Nie po to kilka lat temu zgłaszaliśmy zespół juniorów do MDMP, by wywalczyć medale. Absolutnie nie. Chcieliśmy zwrócić uwagę na nasz problem. Pokazać, że jest fajna drużyna, ale gdzie ona ma jeździć?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×