Grzegorz Drozd: Bez zarostu (felieton)

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
- Wspólnie z Billym tak też postępowaliśmy i zawsze byliśmy ogoleni - śmieje się Hancock. - Szukanie sponsorów to ciężka i żmudna praca - przyznaje. - W 1995 roku wystartowało Grand Prix i Sam Ermolenko rzucił pomysł, aby wspólnie zbudować team. Temat jakoś się rozmył i nic z tego nie wyszło. W trakcie sezonu podczas powrotu z niedzielnego meczu ligi polskiej wróciliśmy z Billym do tego tematu. Ustaliliśmy, że znakiem rozpoznawczym teamu będzie wspólny design kevlarów, motocykli, boksów, busów i ubioru mechaników. Opracowaliśmy szczegółowy plan działania w poszukiwaniu sponsora. Przygotowaliśmy portoflio naszych sukcesów oraz odbyliśmy szkolenia, jak mówić językiem korzyści. Że nie należy używać słów: ja chcę, ja potrzebuję, lecz opisywać wspólny cel i obopólne korzyści płynące z współpracy. Lakoniczne hasło "umieszczę pańskie logo na kombinezonie" to było za mało - twierdzi Greg.

Organizacja to podstawa

Plan powiódł się i w sezonie 1996 wystartował pierwszy projekt żużlowego teamu w mistrzostwach świata. Team Exide - tak brzmiała nazwa firmowego zespołu Hancocka i Hamilla, którzy zdominowali tory i obaj sięgnęli po tytuły mistrzów świata w latach 96-97. Później nastąpił kryzys. - Wydaje mi się, że żużel nie był przygotowany na takie wydarzenie i można powiedzieć, że nieco wyprzedziliśmy epokę - zauważa Hancock. - Jednak był to bardzo ważny punkt zwrotny w najnowszej historii żużla i dowód na to, że speedway również może być atrakcyjny - podkreśla. Żużel od tamtych czasów powoli się zmieniał. Na stałe do kalendarza weszła kilkurundowa karuzela o miano indywidualnego mistrza świata, a zawodnicy regularnie zaczęli jeździć w kilku ligach jednocześnie. Coraz więcej żużla pojawiało się w różnych stacjach telewizyjnych. Najlepsi zawodnicy np. Tony Rickardsson i Tomasz Gollob podpisywali lukratywne kontrakty z firmami z branż budowlanych i telekomunikacyjnych. Przełomem okazały się marki napojów energetycznych. Jednym z pierwszych, który podpisali umowę sponsorską z energetykiem był nasz Jarosław Hampel.

- Kontrakt podpisałem w 2004 roku, gdy wszedłem do Grand Prix. Na pewno ważnym czynnikiem był mój młody wiek, byłem aktualnym mistrzem świata juniorów oraz pochodziłem z kraju, gdzie żużel jest bardzo popularny - wspomina Hampel. Wkrótce w jego ślady poszli następni: Hancock, Crump, Sajfutdinow, Gollob, Holder, Woffinden, Ward i inni. Żużlowcy posiadają coraz większe budżety, szereg pomocników, duże teamy i perfekcyjną organizację. - Nie wszystkich na to stać i przeinwestowują. Za moich czasów nie potrzebowałem żadnych pomagierów. Sam przygotowywałem sprzęt do zawodów i dawałem radę. W wielu przypadkach ten cały zastęp mechaników to zwykły szpan i marnotrawstwo pieniędzy, na które żużel nie jest w stanie sobie pozwolić - uważa były żużlowiec Brian Havelock, ojciec mistrza świata z 1992 roku. - Helge Pedersen to mój menedżer od 2004 roku. Poznaliśmy się bliżej przy okazji współpracy w reprezentacji podczas Pucharu Świata rok wcześniej organizowanym w Danii. Zostałem wtedy mistrzem świata. Kariera nabrała rozpędu i potrzebowałem kogoś, kto to wszystko ogarnie. Helge miał dobre rekomendacje od Hansa Nielsena i był solidnym pracownikiem jednego z duńskich banków. To mnie przekonało i nie zawiodłem się. Współpracujemy do dziś - mówi Nicki Pedersen. - Rozbudowane teamy powoli przestają być modne. Kulminacją były czasy, gdy Tony Rickardsson zatrudniał 15 osób i tworzył team z Sebastianem Ułamkiem. Żużlowcy sumienniej liczą każdą złotówkę i ograniczają wydatki, ale to prawda, że poziom profesjonalizacji wśród zawodników bardzo wzrósł. Więcej zarabiają i są coraz bardziej profesjonalni. Zwłaszcza ci lepsi. Dlatego to jest odpowiedzią, dlaczego średnia wieku zawodników z czołówki światowej przesunęła się nieco w górę - uważa Andrzej Grodzki.

- Żużlowcy lepiej się odżywiają, współpracują z fachowcami przygotowania fizycznego i mentalnego - dodaje Krzysztof Cegielski. - Sam do tego wszystkiego ten sposób podchodziłem - zaznacza. Po jednym z sezonów Bjarne Pedersen oprócz listy podsumowującej sezon, w której umieścił liczbę odjechanych zawodów, biegów i pokonanych kilometrów, odznaczył zjedzoną liczbę specjalnych posiłków bazujących na owocach i warzywach. - W kilku ligach na raz startuję od wielu sezonów, ale ciągle powtarzam, że mnie to nie męczy. Wszystko jest kwestią organizacji, a ja mam to bardzo dobrze poukładane - tłumaczy Nicki Pedersen. Rozwój linii lotniczych, gęstość lotnisk, a także sieć usług kurierskich, to elementy, które mają ogromny wpływ na profesjonalizację żużla. - Jeszcze w latach 90. logistyczną łamigłówką było wysłanie silnika do serwisu w ręce zagranicznego tunera i otrzymanie sprzętu z powrotem na czas. Dziś młodzi żużlowcy nie mogą pojąć, że istniał świat bez kurierów i w zupełnie inny sposób trzeba było sobie radzić z takimi przyziemnymi sprawami - mówi Mirosław Cierniak. - Kibice, działacze i dziennikarze myślą, że głównym wydatkiem zawodników jest zakup sprzętu, natomiast nie wiedzą jak kosztowną sprawą w przeciągu całego sezonu są usługi kurierskie - śmieje się Ryszard Kowalski, uznany tuner z Torunia. - Silniki non stop kursują pomiędzy tunerami i zawodnikami. To są ogromne koszty, na które stać niewielu. Dlatego najlepsi i najbogatsi mają na tym polu przewagę, bowiem regularnie jeżdżą na świeżo serwisowanym sprzęcie - mówi Kowalski.

- W pamiętnym sezonie 1999, gdy Tomek Gollob walczył o tytuł mistrza świata startował, co prawda tylko w dwóch ligach, ale uparcie sam dokonywał częstych prac przy silnikach, co go wykańczało. Po jednym z powrotów z Anglii odbieraliśmy go z lotniska pod kroplówką, bo był wycieńczony, aż w końcu zanotował koszmarny wypadek we wrocławskim Złotym Kasku. Po wielu latach i on zrozumiał, że trzeba bardziej zaufać tunerom i zachować świeżość organizmu - mówi lekarz ze Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy, w którym bydgoszczanin był hospitalizowany po słynnym karambolu.

Ciągle młody i… nieogolony

Wszystkie okoliczności powodują, że zawodnicy do czterdziestki, a nawet po, z powodzeniem rywalizują na światowych torach. - Żużel to bardzo niewdzięczna robota. Rzadko bywam w domu, ale moja rodzina doskonale to rozumie, że jestem w pracy i jeżdżę po to, aby zarobić na nasz wspólny dom - podkreśla Hancock. - Technika idzie do przodu, a geopolityka się zmienia. Kiedyś Polska była zupełnie innym krajem. Wiele czasu zajmowała podróż na mecz ligi polskiej. Bywało, że na granicy staliśmy po kilka godzin. Nigdy nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Z tego powodu wielu, zwłaszcza starszych kolegów odpuszczało Polskę. My byliśmy młodsi i bardziej zdeterminowani. Dziś nie ma takich problemów - mówi Hancock. - Uprawiam niebezpieczny sport, ale wkalkulowałem to ryzyko w swoje życie już wtedy, gdy rozpoczynałem profesjonalną karierę. Od tamtego czasu byłem świadkiem kilku wielkich dramatów bliskich mi kolegów z toru. W 1989 ledwie z życiem uszedł mój kolega klubowy z Cradley, Erik Gundersen. Kilka lat później wypadek przykuł do wózka inwalidzkiego Pera Jonssona, z którym znaliśmy się bardzo dobrze choćby ze wspólnych startów w Rospiggranie w latach 92-93. Teraz kontuzji nabawił się Darcy Ward, dla którego mam wiele szacunku i traktuję go jak młodszego brata, ale... to był po prostu fatalny upadek i w żaden sposób nie wpłynie na osłabnięcie mojej pasji do żużla. No i mimo panującej mody na brodę ciągle jestem ogolony - śmieje się Greg Hancock.

Najstarsi medaliści IMŚ
1. Greg Hancock (45 l.) 2015 rok
2. Aub Lawson (44 l.) 1958 rok
3. Ivan Mauger (40 l.) 1979 rok
4. Hans Nielsen (40 l.) 1999 rok
5. Tomasz Gollob (39 l.) 2010 rok
6. Nicki Pedersen (38 l.) 2015 rok
Tommy Price (38 l.) 1949 rok
8. Leigh Adams (36 l.) 2007 rok

Grzegorz Drozd

Zobacz więcej tekstów Grzegorza Drozda ->

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×