Przypomnijmy, że przyszłość Stali Rzeszów stoi cały czas pod dużym znakiem zapytania. Klub negocjuje z miastem i liczy na solidne wsparcie. Jego przedstawiciele mają jednak szereg zastrzeżeń do sposobu prowadzenia klubu przez prezesa Andrzeja Łabudzkiego. Z wszystkim wiąże się także sprawa przejęcia klubu przez Mirosława Wodniczaka, byłego prezesa klubu z Ostrowa. - Dla mnie ta cała sytuacja jest niezrozumiała. Trudno mi to wszystko pojąć i wytłumaczyć w logiczny sposób - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty była prezes klubu Marta Półtorak.
- Jeśli pan Wodniczak ma przejąć klub, to przecież z jego zobowiązaniami. Musiałby liczyć się z podpisaniem ugód i późniejszą spłatą żużlowców. Nie sądzę, żeby ktoś był gotowy na taki krok. Nie rozumiem takiego schematu działania i obserwując to już z boku, zwyczajnie nie mam przekonania, czy są to poważne deklaracje - dodaje Półtorak.
Była prezes rzeszowskiego klubu uważa, że działacze Stali stawiają miasto w niezręcznej sytuacji. - Szantażem bym tego nie nazwała. Wspieranie żużla to w przypadku władz miasta dobra wola. Nie jest to obowiązkiem. Nigdy w takich sytuacjach jak ta nie uczestniczyłam. Wydawało mi się, że taki sposób rozmowy nie jest dobrą drogą. Nie można kogoś stawiać przed faktem, że coś musi. To jest dla władz miasta z pewnością kłopotliwa sytuacja. Uważam jednak, że w Rzeszowie żużel powinien istnieć. W związku z tym w ratuszu powinni się nad tym problemem pochylić. To powinno się jednak odbyć się w normalny sposób. Należy usiąść do stołu i dyskutować, ja kto rozwiązać, a nie działać na zasadzie, że ktoś coś musi. To bardzo niezręczne - tłumaczy Półtorak.
Przyszłość Stali Rzeszów w dalszym ciągu nie jest jasna. Warto jednak zauważyć, że klub zakontraktował już zawodników na sezon 2016. - To jest kolejna ciekawa kwestia. Zastanawiam się, jak ta drużyna została zbudowana, skoro do dziś nie wiadomo, czy będą pieniądze, by mogła pojechać. Inna sprawa, że w polskim żużlu takie sytuacje to w ostatnich latach zwyczajność. Ten problem nie dotyczy tylko Rzeszowa. W wielu ośrodkach buduje się ekipy z nadzieją, że jakoś to będzie, a później ratuje się temat ugodami. Dla mnie taka jest po prostu obyczajowość - dodaje na zakończenie Marta Półtorak.
Jeśli chodzi natomiast o wy Czytaj całość