Leigh Adams - niekoronowany król cz. VII

PAP / Adam Ciereszko   / Na zdjęciu: Leigh Adams
PAP / Adam Ciereszko / Na zdjęciu: Leigh Adams

Spadek Rudzików z najwyższej klasy rozgrywkowej oznaczał dla Leigh Adamsa konieczność pożegnania się z ekipą ze Swindon. Świeżo upieczony IMŚJ na tym etapie kariery nie mógł przecież wykonywać kroku wstecz.

W tym artykule dowiesz się o:

W wyniku różnych zawirowań regulaminowych przed Australijczykiem pojawiła się możliwość powrotu do Poole Pirates, którzy rywalizowali już w British League, ale perturbacje związane z odejściem z ekipy Piratów po sezonie 1989 stanowiły dla "Kangura" przeszkodę nie do przeskoczenia. - Dopiero co wywalczyłem tytuł mistrza świata U21, a byłem bez pracy - Adams wspomina czas przed zmaganiami 1993. - Myślałem sobie: "Jak to możliwe?". Pojechałem na Speedway and Grass Track Show, żeby spotkać się z szefem Coventry Bees - Martinem Ochiltree. To była moja jedyna realna szansa na kontrakt, a kiedy rozmowy zakończyły się fiaskiem, to zwyczajnie się rozpłakałem.

Jeździec z Antypodów znalazł się w nieciekawej sytuacji nie tylko na Wyspach, ale i w Polsce. Okazało się bowiem, że Leigh został zgłoszony do rozgrywek przez dwa kluby, Motor Lublin i Spartę Wrocław, co poskutkowało tym, że włodarze ligi nie dopuścili go do rywalizacji o DMP. Sprawa ostatecznie wylądowała w Trybunale PZM i dopiero po złożeniu stosownych wyjaśnień Adams został zatwierdzony do startów w barwach teamu z Dolnego Śląska. - Rok wcześniej jeździłem dla Lublina, ale klub ten był mi winien pewną sumę pieniędzy - opowiada. - Hans Nielsen opuścił zespół, więc byłem zdany tylko na siebie. Z działaczami ustnie dogadaliśmy się co do nowej umowy, ale niczego nie podpisywałem. Oni umieścili mnie w składzie, lecz ja nigdy nie złożyłem im żadnej oferty, a oni później nie wracali do sprawy. Otto Weiss miał kontakty we Wrocławiu i powiedział: "Zapomnij o Motorze, chodź do Sparty". Stąd wzięło się to całe zamieszanie, które później się wyjaśniło.

Zła karta na szczęście w pewnym momencie się odwróciła, a Leigh spotkał na swojej drodze Terry'ego Russella oraz Ivana Henry'ego, zarządzających Arena-Essex Hammers, czyli klubem rywalizującym od niedawna w British League. W przerwie zimowej Adams sięgnął po swój drugi złoty medal indywidualnych mistrzostw Australii, a po powrocie do Anglii świetnie zaaklimatyzował się w nowej drużynie, zaliczając pierwszy komplet punktów już w czwartym występie w barwach Młotów. 23 maja 1993 roku poszedł natomiast za ciosem, triumfując na owalu w King's Lynn w finale Wspólnoty Narodów, będącym jedną z eliminacji IMŚ. "Kangur" wierzył, że po latach starań wreszcie spełni swoje marzenie i dotrze do ostatecznej batalii o tytuł najlepszego jeźdźca globu.

Zawody w hrabstwie Norfolk stanowiły dla Leigh również symboliczne zakończenie współpracy z Otto Weissem na rzecz Petera Johnsa. Australijczyk odwrócił się od Niemca dlatego, że ten nagle stał się dla niego zbyt drogi, a Adams jako żółtodziób w świecie wielkiego speedwaya nie dysponował aż takim budżetem, żeby móc płacić za każdą nowinkę oferowaną przez słynnego tunera. - Po prostu stał się chciwy, więc postanowiłem pójść własną drogą - wspomina. Krok podjęty przez żużlowca z Mildury okazał się słuszny, gdyż Leigh po raz pierwszy w karierze dotarł do finału światowego IMŚ. Niestety był tylko tłem dla medalistów w osobach Sama Ermolenki, Hansa Nielsena i Chrisa Louisa, ale i tak mógł być z siebie dumny, bo przecież w Pocking nie powiodło się również Tony'emu Rickardssonowi czy Gregowi Hancockowi.

W British League Adams wypracował znakomitą średnią 9,49 i był liderem Arena-Essex Hammers, lecz w zespole z Thurrocku z kontuzjami borykali się Brian Karger oraz Troy Pratt, co w połączeniu ze spadkiem formy Colina White'a poskutkowało czwartym miejscem w ligowej tabeli. Sparta Wrocław sięgnęła natomiast po tytuł Drużynowego Mistrza Polski, ale Leigh nie potrafił się cieszyć tym sukcesem, skoro wystąpił w zaledwie jednym spotkaniu ekipy ze Stadionu Olimpijskiego. Po sezonie 1993 Adams miał więc dwa pragnienia: zmienić otoczenie w Polsce oraz zostać w ekipie Młotów, żeby w kolejnej kampanii walczyć z nią o wyższe cele.

Pomimo wielu przeciwności losu, związek Leigh z Kylie z miesiąca na miesiąc stawał się coraz bardziej dojrzały. Choć z przyczyn sportowych Adams musiał opuścić zespół Swindon Robins, to para tak wspaniale się zaaklimatyzowała w hrabstwie Wiltshire, że nabyła tam... dom. - Wreszcie mieliśmy swoją własną przestrzeń i szafę na ubrania - opowiada wybranka jeźdźca z Antypodów. - Urządzanie domu świetnie wypełniało mój czas podczas częstych nieobecności Leigh, spowodowanych obowiązkami zawodowymi. Co ciekawe, to on zauważył ten bungalow, jeżdżąc po okolicy na rowerze górskim. Byliśmy młodzi i nie mieliśmy zielonego pojęcia o takich rzeczach jak kupowanie nieruchomości i kredyty hipoteczne, ale na szczęście we wszystkim pomógł nam Pat Bennett - przyjaciel oraz facet, który sprawował pieczę nad finansami Leigh.

Stacjonowanie w Swindon wiązało się dla Adamsa z koniecznością ciągłych dojazdów do oddalonego o niecałe dwie i pół godziny drogi Thurrocku. Jeśli mecz zaczynał się o dwudziestej, to zawodnik wyjeżdżał z domu zazwyczaj około piętnastej, żeby ominąć popołudniowe korki i mieć w parku maszyn wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do zawodów. Choć zdarzało się, że z różnych przyczyn docierał na stadion w ostatniej chwili, to jednak para nie myślała o przeprowadzce choćby dlatego, że Kylie podjęła pracę w biurze British Telecommunication w Swindon. - Pamiętam, że w jeden piątek ustawiłam sobie czas pracy w ten sposób, żeby Leigh mógł mnie odebrać o piętnastej trzydzieści, bo chcieliśmy pojechać razem na mecz - wspomina. - Opóźnienie względem standardowego harmonogramu było więc symboliczne, ale trafiliśmy na taki korek, że Leigh w pewnym momencie udał się na tył busa, żeby przebrać się w kombinezon. Na stadion wpadliśmy około dziewiętnastej trzydzieści, tuż przed startem pierwszego wyścigu.

Sezon 1994 przyniósł "Kangurowi" z Mildury prawdopodobnie więcej rozczarowań niż sukcesów. O ile w ojczyźnie wciąż bardzo młodemu zawodnikowi wiodło się znakomicie, co potwierdził wywalczeniem trzeciego z rzędu tytułu indywidualnego mistrza Australii, to zmagania na arenie międzynarodowej zakończyły się czwartym miejscem w finale DMŚ oraz odpadnięciem z rywalizacji o IMŚ w półfinale w Bradford. Żużlowca z Antypodów szczególnie frustrowało to drugie niepowodzenie, gdyż wcześniejsze trzy rundy eliminacyjne przebrnął bez większych problemów, a owal w Bradford należał do jego ulubionych. - Reprezentowałem barwy Młotów podczas turnieju w Ipswich i zaliczyłem upadek z własnej winy - wspomina. - Tor był naprawdę przyczepny, no i miałem kolizję z Davidem Mulletem z Reading. Próbowałem wyprzedzić go po wewnętrznej, ale trafiłem na bardzo przyczepny fragment nawierzchni, straciłem kontrolę nad maszyną i obaj uderzyliśmy w bandę - dodaje. Kraksa wyglądała fatalnie, drewniane ogrodzenie na Foxhall Stadium zostało uszkodzone, a Leigh złamał sobie środkowy palec. To właśnie ta kontuzja przeszkodziła mu w późniejszej walce o ostatni w historii finał światowy IMŚ.
[nextpage]

Nowym czempionem globu został Tony Rickardsson, a kolejne miejsca na podium zajęli Hans Nielsen oraz Craig Boyce. Oprócz tego zawody w Vojens wyłoniły jeszcze siedmiu innych jeźdźców, którzy w kolejnej kampanii zostali stałymi uczestnikami indywidualnych mistrzostw świata, zmierzających ku formule Grand Prix. Katastrofa Adamsa w Bradford oznaczała więc dla Australijczyka odłożenie marzeń o medalu IMŚ o co najmniej dwa lata. "Kangurowi" na osłodę pozostawały doskonałe średnie w lidze polskiej, brytyjskiej oraz szwedzkiej. Motor Lublin, do którego wrócił, walczył jednak o utrzymanie w I lidze, a nie o mistrzostwo. Podobny los spotkał Arena-Essex Hammers, natomiast Elit Vetlanda sięgnęła wprawdzie po brąz w Elitserien, lecz w rozgrywkach klubowych tak naprawdę liczy się tylko najwyższy laur.

Podczas gdy inauguracyjna edycja Grand Prix IMŚ miała liczyć sześć rund, to na Antypodach w 1995 roku zapoczątkowano zawody z cyklu International Speedway Masters Series, których pierwsza odsłona została podzielona na aż trzynaście turniejów. Co ciekawe, w australijskiej rywalizacji brali udział nie tylko krajowi zawodnicy, gdyż organizatorzy do zmagań zaprosili również wielkie gwiazdy z całego świata. Jeździec z Mildury w doborowym towarzystwie poradził sobie całkiem nieźle, ulegając tylko Tony'emu Rickardssonowi, Simonowi Wiggowi, Samowi Ermolence, Craigowi Boyce'owi oraz... Jasonowi Crumpowi, czyli potomkowi wielkiego mentora Leigh - Phila. - Podczas tamtych turniejów panowała znakomita atmosfera - opowiada Adams. - Poza torem wszyscy się razem dobrze bawiliśmy, ale gdy przychodziło do rywalizacji, to wtedy każdy chciał wygrywać.

Kampania 1995 w Europie była pierwszą od trzech lat, do której Leigh nie przystąpił jako indywidualny mistrz swojego kraju. Adamsa na tronie zdetronizował młody "Crumpie", a w wyścigu dodatkowym o srebro pokonał jeszcze Craig Boyce. Po wylądowaniu na Wyspach nie miało to już jednak większego znaczenia, ponieważ żużlowiec zdążył postawić przed sobą nowe cele: awans do Grand Prix 1996, dobry występ z reprezentacją Australii w DMŚ oraz uzyskanie wysokich średnich w rozgrywkach klubowych, w których został ponownie zakontraktowany przez Motor Lublin, Arena-Essex Hammers oraz Elit Vetlandę.

Trzy topowe ligi żużlowe, czyli polska, brytyjska i szwedzka, od zawsze diametralnie się różniły. Nie chodzi tu wcale o listę żużlowców, którzy w poszczególnych sezonach w nich występowali. - W Polsce zawsze dało się odczuć obecność kibiców - Leigh dzieli się swoimi wrażeniami. - Lokalne derby to absolutne szaleństwo. Kiedy jedziesz do Zielonej Góry, to fanów widać dosłownie wszędzie, gdyż klub to ich pasja. W Gorzowie jest zresztą podobnie. Pamiętam, że podczas jednego meczu z Falubazem kibice znaleźli się tak blisko bandy, że podjeżdżając pod taśmę łapałem z nimi kontakt wzrokowy. Ktoś wtedy rzucił w moją stronę kamieniem i zostałem trafiony w kask! Polscy kibice wyznają zupełnie inną filozofię niż szwedzcy czy angielscy i trzeba to zaakceptować. Mają swoich ultrasów i chuliganów, działających na takiej samej zasadzie jak ma to miejsce w przypadku piłki nożnej. W Szwecji natomiast wszystko kręci się wokół klubu, ale jednocześnie panuje bardzo spokojna i rodzinna atmosfera. Na trybunach nie ma śpiewów.

Leigh śmieje się, że w Kraju Trzech Koron jest tak spokojnie, że najbardziej ekscytującą czynnością w wykonaniu kibiców było... picie kawy. Jeszcze zabawniejsze jest to, że napój ten z biegiem czasu stał się jednym z podstawowych elementów diety Australijczyka, będącym dla niego substytutem energy drinków, których smak niespecjalnie mu odpowiada. - Kiedy wstaję wcześnie rano i udaję się na lotnisko, to zaraz po odprawie wpadam do Starbucksa po kubek kawy. Traktuję to jako moją małą ucztę. Szczerze mówiąc, spożywam tego napoju zbyt dużo i chyba jestem od niego uzależniony - zwierza się.

Motor Lublin w zmaganiach o DMP zajął ostatnie miejsce i pożegnał się z najwyższą klasą rozgrywkową. Arena-Essex Hammers w zrestrukturyzowanej lidze brytyjskiej pod nazwą Premier League uplasowali się natomiast na dziesiątej lokacie w stawce aż dwudziestu jeden zespołów. Elit Vetlanda nie wywalczyła tym razem medalu i z trudem utrzymała się w Elitserien. "Kangur" oczywiście stanowił bardzo silny punkt wszystkich swoich teamów, ale większa liczba porażek niż zwycięstw na pewno była dla niego frustrująca. Podobnie rzecz się miała w finale DMŚ w Bydgoszczy, w którym reprezentacji Australii ponownie zabrakło na podium. Tutaj Leigh również nie mógł mieć do siebie wielkich pretensji z uwagi na to, że wystąpił w zaledwie jednej gonitwie jako zastępstwo za Craiga Boyce'a.

8 października 1995 roku okazał się jednak dniem, w którym wcześniejsze niepowodzenia poszły w niepamięć. Wygrywając z dorobkiem 14 "oczek" turniej Grand Prix Challenge w Lonigo, Leigh Adams zapewnił sobie możliwość konkurowania o tytuł IMŚ w kampanii 1996. Choć jeszcze podczas finału interkontynentalnego w Elgane Australijczyk używał silnika tzw. "stojaka" przygotowanego przez Carla Blomfeldta, to we Włoszech postanowił przesiąść się na tzw. "leżak" wypożyczony od Otto Weissa. Z zakazanej w lidze brytyjskiej konstrukcji korzystała wówczas już cała czołówka cyklu GP. - Decyzja była podyktowana tym, że "leżaki" były zwyczajnie szybsze - tłumaczy. - Wcześniej miałem okazję kilka razy przetestować tę konstrukcję, ale za każdym razem coś mi nie pasowało. W końcu zadzwoniłem do Otto Weissa, poleciałem do Monachium i wykonaliśmy trochę testów w Landshut. Tam znaleźliśmy wreszcie odpowiadające mi ustawienia.

Koniec części siódmej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Sunraysia Daily, Daily Echo, Swindon Advertiser, Leigh Adams i Brian Burford - Leigh Adams: The Book.

Poprzednie części:
Leigh Adams - niekoronowany król cz. I
Leigh Adams - niekoronowany król cz. II
Leigh Adams - niekoronowany król cz. III
Leigh Adams - niekoronowany król cz. IV
Leigh Adams - niekoronowany król cz. V
Leigh Adams - niekoronowany król cz. VI

Komentarze (0)