Leigh Adams - niekoronowany król cz. VII
Spadek Rudzików z najwyższej klasy rozgrywkowej oznaczał dla Leigh Adamsa konieczność pożegnania się z ekipą ze Swindon. Świeżo upieczony IMŚJ na tym etapie kariery nie mógł przecież wykonywać kroku wstecz.
W British League Adams wypracował znakomitą średnią 9,49 i był liderem Arena-Essex Hammers, lecz w zespole z Thurrocku z kontuzjami borykali się Brian Karger oraz Troy Pratt, co w połączeniu ze spadkiem formy Colina White'a poskutkowało czwartym miejscem w ligowej tabeli. Sparta Wrocław sięgnęła natomiast po tytuł Drużynowego Mistrza Polski, ale Leigh nie potrafił się cieszyć tym sukcesem, skoro wystąpił w zaledwie jednym spotkaniu ekipy ze Stadionu Olimpijskiego. Po sezonie 1993 Adams miał więc dwa pragnienia: zmienić otoczenie w Polsce oraz zostać w ekipie Młotów, żeby w kolejnej kampanii walczyć z nią o wyższe cele.
Pomimo wielu przeciwności losu, związek Leigh z Kylie z miesiąca na miesiąc stawał się coraz bardziej dojrzały. Choć z przyczyn sportowych Adams musiał opuścić zespół Swindon Robins, to para tak wspaniale się zaaklimatyzowała w hrabstwie Wiltshire, że nabyła tam... dom. - Wreszcie mieliśmy swoją własną przestrzeń i szafę na ubrania - opowiada wybranka jeźdźca z Antypodów. - Urządzanie domu świetnie wypełniało mój czas podczas częstych nieobecności Leigh, spowodowanych obowiązkami zawodowymi. Co ciekawe, to on zauważył ten bungalow, jeżdżąc po okolicy na rowerze górskim. Byliśmy młodzi i nie mieliśmy zielonego pojęcia o takich rzeczach jak kupowanie nieruchomości i kredyty hipoteczne, ale na szczęście we wszystkim pomógł nam Pat Bennett - przyjaciel oraz facet, który sprawował pieczę nad finansami Leigh.
Stacjonowanie w Swindon wiązało się dla Adamsa z koniecznością ciągłych dojazdów do oddalonego o niecałe dwie i pół godziny drogi Thurrocku. Jeśli mecz zaczynał się o dwudziestej, to zawodnik wyjeżdżał z domu zazwyczaj około piętnastej, żeby ominąć popołudniowe korki i mieć w parku maszyn wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do zawodów. Choć zdarzało się, że z różnych przyczyn docierał na stadion w ostatniej chwili, to jednak para nie myślała o przeprowadzce choćby dlatego, że Kylie podjęła pracę w biurze British Telecommunication w Swindon. - Pamiętam, że w jeden piątek ustawiłam sobie czas pracy w ten sposób, żeby Leigh mógł mnie odebrać o piętnastej trzydzieści, bo chcieliśmy pojechać razem na mecz - wspomina. - Opóźnienie względem standardowego harmonogramu było więc symboliczne, ale trafiliśmy na taki korek, że Leigh w pewnym momencie udał się na tył busa, żeby przebrać się w kombinezon. Na stadion wpadliśmy około dziewiętnastej trzydzieści, tuż przed startem pierwszego wyścigu.
Sezon 1994 przyniósł "Kangurowi" z Mildury prawdopodobnie więcej rozczarowań niż sukcesów. O ile w ojczyźnie wciąż bardzo młodemu zawodnikowi wiodło się znakomicie, co potwierdził wywalczeniem trzeciego z rzędu tytułu indywidualnego mistrza Australii, to zmagania na arenie międzynarodowej zakończyły się czwartym miejscem w finale DMŚ oraz odpadnięciem z rywalizacji o IMŚ w półfinale w Bradford. Żużlowca z Antypodów szczególnie frustrowało to drugie niepowodzenie, gdyż wcześniejsze trzy rundy eliminacyjne przebrnął bez większych problemów, a owal w Bradford należał do jego ulubionych. - Reprezentowałem barwy Młotów podczas turnieju w Ipswich i zaliczyłem upadek z własnej winy - wspomina. - Tor był naprawdę przyczepny, no i miałem kolizję z Davidem Mulletem z Reading. Próbowałem wyprzedzić go po wewnętrznej, ale trafiłem na bardzo przyczepny fragment nawierzchni, straciłem kontrolę nad maszyną i obaj uderzyliśmy w bandę - dodaje. Kraksa wyglądała fatalnie, drewniane ogrodzenie na Foxhall Stadium zostało uszkodzone, a Leigh złamał sobie środkowy palec. To właśnie ta kontuzja przeszkodziła mu w późniejszej walce o ostatni w historii finał światowy IMŚ.