WP SportoweFakty: Jeśli chodzi o ten środowy trening punktowany, mam wrażenie, że dużo pan testował. Prawda to?
Sebastian Ułamek: Tak. Prezes mówił, abym przyjechał i pojeździł, ale trochę tego dnia było emocji, związanych z finalizowaniem wszystkich papierów. Ponadto mam trochę tego sprzętu do sprawdzenia. W środę moja jazda była troszeczkę wręcz niepotrzebna.
Kibice Włókniarza chyba mogą powiedzieć "w końcu". W końcu Sebastian Ułamek jest z powrotem zawodnikiem częstochowskiego klubu i pojawia się w ważnym momencie, bo, jak widać, ta drużyna ma pewne problemy. Nie wykrystalizował się lider.
- Częstochowa jest to miasto, w którym się urodziłem, wychowałem i gdzie poczyniłem swoje pierwsze kroki na żużlu. Każdy kibic zna moje wyniki. Mieszkam też w tym mieście. Cieszę się z powrotu. Wiadomo, jazda dla macierzystego klubu wywołuje dodatkową adrenalinę. Będę chciał jeździć jak najlepiej. Nie jestem maszyną do robienia punktów. Nie mówię, że przyszedłem do Włókniarza być liderem. Chcę po prostu pomóc drużynie. Tym młodym chłopcom, z którymi znam się bardzo dobrze między innymi z zimowych treningów, jak Artur Czaja czy Mateusz Borowicz, chciałbym pomagać, aby jeździli lepiej. Chciałbym z nimi wspólnie ciągnąć wynik drużyny.
Jak wyglądały pana rozmowy z Włókniarzem? To była pana inicjatywa czy klubu? Kiedy one się tak naprawdę zaczęły?
- Zaczęliśmy dyskutować po sparingu, w którym gościnnie startowałem jako zawodnik Fogo Unii Leszno. Po tym treningu punktowanym pojawiły się poważne zapytania. Emocji trochę było, bo bawię się też w starty w Anglii i mam tam za sobą nieudane występy, ale to jest żużel, nie ma lekarstwa na zdobywanie kompletów w tych czasach, po tym wszystkim przyleciałem do Polski i rozmawialiśmy. Ja już wcześniej byłem otwarty, tylko, że nie było do końca wiadomo, w której lidze Włókniarz pojedzie. Częstochowski klub ukarano by bardziej, gdyby wrzucono go do drugiej ligi zawierającej tylko 4 zespoły. Nie brzmiało to ciekawie. Ogólnie cieszę się, że się dogadaliśmy i mam nadzieję, że wszystko będzie się pomyślnie układać. Podkreślam, drodzy kibice, nie przyszedłem tu na lidera, chcę tu pracować i nie jestem maszyną do zdobywania punktów.
Pojedzie pan w niedzielnym ligowym meczu, czy to jeszcze nie wiadomo?
- To już decyzja klubu, sztabu szkoleniowego...
Między innymi trenera, Józefa Kafla, który jest pana wujkiem.
- Tak. Widzę, że we Włókniarzu nie jest tak, że rządzi jeden człowiek, tylko jest kilka osób, które mają swoje zadania do spełnienia. Jest sztab szkoleniowy i on decyduje. Uważam, że to jest fajne i wierzę, że nasza współpraca w tym sezonie będzie owocna.
Był pan zaskoczony tym, co Włókniarz pokazał w Pile?
- Media nakręciły atmosferę. Generalnie nie ma co do tego spotkania wracać, trzeba o nim zapomnieć. Wiem, że cały klub przeżywa ten mecz, ale to jest niepotrzebne. Teraz trzeba myśleć o niedzieli i spotkaniu z Orłem Łódź. Wygrać ten mecz i się podbudować. A później z podniesionymi głowami jechać do Gdańska i zwyciężyć.
To bardzo odważne słowa, bo ostatnio Wybrzeże u siebie pozamiatało Stal Rzeszów.
- Wiemy jak tam jest, tamtejszy tor nie należy do łatwych. Geometrycznie ten owal jest specyficzny. Nie jeździ się tam łatwo, ale czemu nie mielibyśmy tam sprawić niespodzianki? Myślę, że zwycięstwo w Gdańsku zmazałoby plamę po Pile.
Powiedziałem na początku, że ta drużyna ma problemy widoczne gołym okiem. Zwłaszcza Daniel Jeleniewski i Rafał Trojanowski wciąż czegoś szukają. Pan na pewno z nimi rozmawiał. Co się z nimi dzieje? W pewnych momentach można mieć wrażenie, że są bezradni.
- Uważam, że wszystko będzie dobrze. Nie jestem od oceniania. Za nimi dopiero pierwszy mecz i wszystko się rozkręci. Każdy z nas zaczyna się rozpędzać i mam nadzieję, że gdy rozpędzimy tę lokomotywę to nikt nas nie zatrzyma.
Powstała atmosfera, że Włókniarz jest jednym z faworytów Nice PLŻ. Czyli co, rada dla kibiców: "cierpliwości i dajcie nam pracować"?
- Dokładnie, fajnie powiedziane. Prośba do kibiców i dziennikarzy, żeby dali Włókniarzowi troszeczkę spokoju, ciszy, abyśmy mogli się swobodnie rozkręcić i rozpędzić. Powtórzę, uważam, że gdy rozpędzimy tę lokomotywę, to nikt nie będzie w stanie nas zatrzymać.
Rozpracował pan już na nowo częstochowski tor?
- W środę tor był testowo przygotowany, między innymi na prośbę Sparty Wrocław. Chcieli potrenować, a nie tylko się poślizgać. My musimy mieć atut własnego owalu. Wypośrodkować wszystkie oczekiwania i stworzyć powtarzalność przygotowania tego toru. Tak, aby był to nasz atut. Mamy się tu czuć pewnie, przyjeżdżać w ciemno i wygrywać wyścigi. To też kwestia czasu. Naprawdę, trzeba dać wszystkim kredyt zaufania. Już widzę, że fakt, iż podpisałem umowę z Włókniarzem jeszcze bardziej podkręciło atmosferę, ale apeluję, aby się nie nakręcać, że ze wszystkimi będziemy wygrywać. Czas i spokój jest nam bardzo potrzebny.
Rozmawiał: Mateusz Makuch