Spowiedź Marty Półtorak. O rozstaniu zadecydowały dwa czynniki

Radosław Gerlach
Radosław Gerlach

A po drugie?

- W tym naszym końcowym okresie pobytu w Ekstralidze odniosłam wrażenie, że spółka Ekstraligi poszła w swoją stronę. Zapomniała o klubach, zapomniała o kibicach, tylko sama siebie żywiła i zjadała. Ten kierunek działalności spółki żużlowej nie był tym, czym powinien. Pamiętam jak z siedmioma innymi prezesami ją zakładaliśmy. Założenia były zupełnie inne, a linia którą żużlowa Ekstraliga przyjęła całkowicie odbiegała od pierwotnych ustaleń. W moim odczuciu te działania były dalekie od działania na rzecz klubów i kibiców.

Z czegoś Ekstraliga musi się utrzymywać. Choć szerokie "widełki" kar faktycznie pozwalały na dowolne nakładanie tych sankcji.

- Kluby należy dyscyplinować i to jest naturalne. Ale nie można na siłę karać. Kiedy byłam w żużlu odnosiłam wrażenie, że jesteśmy karani finansowo, bo jesteśmy wypłacalni. Nie do końca rozumiem jednak, za co te kary dostawaliśmy. Odbierałam to w ten sposób, że ktoś chciał nam na siłę pokazać, gdzie jest nasze miejsce w szeregu. To było przykre na swój sposób. Za to samo przewinienie, jedni nie otrzymywali kary w ogóle, a inni dostawali ją w niespotykanych rozmiarach finansowych. Nie mówię tylko o klubie z Rzeszowa. W pewnym okresie czasu zbyt ostro został też potraktowany klub z Torunia.

Która chwila była zatem taka przełomowa, kiedy ostatecznie powiedziała pani "pas, idę stąd"? 

- Tak naprawdę pierwsze myśli pojawiły się już w sezonie 2008 po naszym spadku. Ale chciałam, aby osoba która przejmie po mnie klub, miała go w Ekstralidze. Myślałam, że może faktycznie ktoś zajmie się tym klubem lepiej. Drugi moment to teraz, kiedy faktycznie odeszłam. Nie chciałam jednak, by Stal została bez perspektyw. Dlatego z klubem pozostał drugi potężny sponsor PGE, którego sprowadziliśmy kilka lat wcześniej. Zostały też dotychczasowe władze i inni sponsorzy. My stwierdziliśmy, że to jest ten moment, by się rozstać. Co więcej, obiecaliśmy pomoc pod względem organizacyjnym, jak i każdym innym. Do klubu podchodziliśmy i zawsze będziemy podchodzić z dużą przychylnością.

No właśnie. Ta decyzja była nieco zadziwiająca. W sezonie 2014 drużyna złożona z Macieja Kuciapy, Pawła Miesiąca i szerzej nieznanego Kenniego Larsena bez większych problemów awansowała do Ekstraligi. To była spora niespodzianka, bo przed sezonem klub nie był wymieniany w gronie głównych faworytów. Był sukces sportowy, trzeci już awans do Ekstraligi i nagle podjęła pani rezygnację.

- Ta rezygnacja była już zaplanowana w roku 2013, tylko nikt chyba nie chciał za bardzo mnie słuchać. Już podczas transmisji telewizyjnych wielokrotnie wypowiadałam się, że nadszedł taki czas, by się rozstać. Ale cel był taki, aby zostawić drużynę w Ekstralidze. Wprawdzie przejęliśmy klub w I lidze i to jeszcze z długami, ale chcieliśmy coś po sobie zostawić. Dlatego ten 2014 rok był tak jakby na powrót do Ekstraligi. Po odejściu w klubie pozostał sponsor tytularny, pozostały też osoby funkcyjne i całe zaplecze. Taki był nasz zamysł, by nie zostawić za sobą zgliszcz, tylko mocne i trwałe podstawy. Wielokrotnie słyszałam, że jak Marma odejdzie, to pojawią się nowi sponsorzy, którzy bardzo chętnie przejmą ten klub. Ufaliśmy, że tak się stanie.

Wspomniała Pani wcześniej o relacji z kibicami. Pierwsze zgrzyty pojawiły się w latach 2008-2009. Do tego momentu relacje układały się bowiem poprawnie.

- Każdy ma swoje zdanie na ten temat. Nasza firma przyszła w momencie, kiedy nie było finansów, nie było stadionu i nie było organizacji. Przyszliśmy nie tylko dla drużyny, ale także z pomocą związaną z infrastrukturą stadionową. Wprowadziliśmy inne standardy. W zamian oczekiwaliśmy jednak reklamy i to chyba normalne. Przypomnę, że na początku na trybunach nie było nawet plastikowych krzesełek, tylko połamane ławki. Kiedy wchodziłam do klubu i rozmawiałam z zawodnikami, to z całym szacunkiem, ale nie byłam wiarygodnie traktowana. Dopiero po kilku latach mojej działalności można było powiedzieć, że Rzeszów kojarzy się z dobrą żużlową marką. Dlatego ciężko jest wytłumaczyć to, dlaczego część kibiców miała takie, a nie inne opinie.

Kibicom chodziło między innymi o przywrócenie barw klubowych na kevlarach, powrót do historycznego loga czy "Stal" w nazwie drużyny.

- Ale nie można powiedzieć, że nie szanowaliśmy barw klubowych czy tradycji. Absolutnie. Teraz drużyna też ma w nazwie sponsora i nikomu to nie przeszkadza. To już po prostu spowszedniało. Wchodząc z tak dużym kapitałem, musieliśmy coś otrzymać w zamian. Takimi prawami rządzi się gospodarka. Poza tym, pielęgnowaliśmy klubową tradycję. Stworzono hymn, którego wcześniej nie było. Pojawił się także najnowocześniejszy park maszyn, na którym umieściliśmy Żurawia, czyli herb klubowy. Nie mówiąc już nawet o tym, że zaczynaliśmy od oświetlenia stadionu, nowych krzesełek czy wieżyczki sędziowskiej, która wcześniej była że tak powiem "z desek". Po kolei wykonywaliśmy rzeczy, które tak na dobrą sprawę nie powinny nas obchodzić i nie leżały w naszej gestii. Natomiast miasto, które zobaczyło że pojawił się sponsor liczący każdą złotówkę i można mu zaufać, zaczęło podchodzić do nas z dużym zrozumieniem. Efektem tego jest nowa trybuna. Natomiast park maszyn to chyba najładniejszy parking w Polsce. Dlatego było mi przykro, kiedy z ust niektórych kibiców padały nieuzasadnione oskarżenia. Na dobro klubu pracowałam nie tylko sama, ale wraz z całym sztabem ludzi, który wkładał w to dużo serca. Przede wszystkim szkoda mi właśnie tych ludzi.

A szkolenie młodzieży? Ostatnim liczącym się wychowankiem klubu z Rzeszowa jest Dawid Lampart.

- Narzekano, że nie szkolimy młodzieży. Ale po latach 90-tych w Rzeszowie nastało tzw. bezrybie. Co nie zmienia faktu, że to po naszym wejściu do klubu młodzieżowcy z Rzeszowa zaczęli osiągać sukcesy. Para Miesiąc-Stachyra była wtedy bodajże najlepszą parą juniorów w Polsce. Szkolenie młodzieży jest bardzo drogie. Przypominam sobie, ile pieniędzy wydaliśmy na szkółkę żużlową i co z niej wynikło. Mieliśmy szereg zawodników, którzy przeszli przez szkółkę, a do dziś liczą się chyba tylko Dawid Lampart i Paweł Miesiąc. Pozostali albo nie podołali, albo zrezygnowali. Coraz mniej młodych zawodników odgrywa znaczącą rolę w klubach. Ale to nie jest problem tylko Rzeszowa, tylko całej żużlowej Polski. Po tym sezonie wiek juniorski skończą Zmarzlik, Przedpełski, Pieszczek czy Łęgowik. I kto ich zastąpi? Myślę, że trzeba coś z tym zrobić.

Mogłaby pani zdradzić, ile kosztował panią żużel w aspekcie finansowym przez tę dekadę?

- Nie chciałabym wymieniać tutaj dokładnej kwoty. Powiem tylko, że z takim kapitałem, moglibyśmy spokojnie zostać sponsorem całej ligi. I być może ta kwota byłaby nawet mniejsza.

(ciąg dalszy na następnej stronie)

Czy żużel stracił na odejściu Marty Półtorak?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×