Zawodnik Polonii Bydgoszcz miał w niedzielne popołudnie dobre starty, ale pozycje tracił na dystansie. - Szkoda, że ostatni bieg mi przerwali, bo dobrze ruszyłem spod taśmy. Długo jechałem przed Bjerre, ale byłem bez szans. On jeździ w trzech ligach, po 6-7 razy w tygodniu. Dla porównania ja robię to 2-3 razy. I tak fajnie jechać przed takim rywalem. A ktokolwiek mnie wyprzedzi, to zawsze boli. W sumie i tak byłem wolny, czekałem tylko na to kto, kiedy i z której strony... - przyznał bez ogródek. - W Gdańsku zatarł mi się najlepszy silnik, w który dużo inwestowałem. Jadę teraz na dwóch innych, bardzo wysłużonych niestety. Miałem tylko nadzieję, że nie wybuchną. Dlatego cieszę się z tego, co udało się zdobyć. Nie mogłem jechać tak, jak chciałem - dodał.
Damian Adamczak twierdzi, że spadek bydgoskiego zespołu jest wyłącznie efektem słabej jazdy wszystkich zawodników, a nie zarządu. Dodał, że w klubie robiono wszystko, co się da by wynik był jak najlepszy. - Pan Władysław jest porządnym człowiekiem i nie ściągał nikogo za wirtualne pieniądze, chciał żebyśmy to my utrzymali ligę dla Bydgoszczy. Każdy miał swoją szansę. To tylko nasza wina, że mamy spadek. Ja sam też pojechałem poniżej oczekiwań. Trzeba wziąć za to odpowiedzialność i postarać się szybko wrócić do I ligi - zadeklarował.
Dla wychowanka Polonii był to raczej przeciętny sezon ligowy. Sam żużlowiec jednak ocenia swoje występy jeszcze bardziej surowo. - To był po prostu słaby rok. Liczę jednak na to, że porozumiem się z prezesem i na pewno będzie lepiej. Bardzo chciałbym zostać w Bydgoszczy, w sumie to nie mam innego wyjścia. Albo zostanę, albo koniec kariery mnie chyba czeka... Kto będzie mnie chciał po takim sezonie? Tak słabo jeszcze nie jeździłem - zakończył rozczarowany.
ZOBACZ WIDEO Zobacz na czym polega praca komisarza toru (WIDEO)