W trakcie sezonu 2017 napisałem, że gdyby wszyscy zawodnicy Get Well mieli tyle ambicji, co Adrian Miedziński, Toruń nie broniłby się rozpaczliwie przed spadkiem. Miedziński zawsze zostawiał serce na torze. Czasami walczył aż do przesady, przez co zaliczał groźne upadki i poważne kontuzje. Najwyższy czas, żeby akurat z tego zawodnika trochę spuścić powietrze.
Zgadzam się z tymi ekspertami, którzy mówią, że Adrian powinien był odejść z Get Well już dwa, trzy lata temu. Zakładam, że on sam to rozważał, ale ciężko było mu odciąć pępowinę łączącą go z klubem, w którym się wychował i w którym jeździł nie tylko dla kasy, ale i dlatego, że był z nim mocno związany. Wszystko jednak kiedyś się kończy.
Twierdzę, że Get Well dobrze zrobił, odpuszczając walkę o Miedzińskiego i pozwalając mu odejść do Włókniarza Vitroszlif CrossFit Częstochowa. Dla zawodnika będzie to szansa na złapanie pewnego dystansu, odbudowanie się. Napinać się nie musi, bo od toruńskich działaczy już usłyszał, że drzwi w klubie są dla niego zawsze otwarte. Jeśli po roku stwierdzi, że jazda poza domem mu nie służy, wówczas wróci i zostanie przyjęty z należnymi honorami.
Nie ma co lamentować drodzy kibice Get Well, bo najwierniejszy z wiernych potrzebuje jakiegoś świeżego oddechu. Na chwilę trzeba zdjąć z niego presję i pozwolić mu na to, by z dala od swojego Torunia, spróbował znów cieszyć się jazdą. A Runego Holtę, jak zaliczy dwa, trzy dobre mecze, pewnie też pokochacie. Nie tak, jak Miedzińskiego, ale chociaż odrobinkę.
ZOBACZ WIDEO: Efektowne wypłynięcie na pełne morze podczas startu Volvo Ocean Race w Alicante (WIDEO)