Wszystko zaczęło się w biegu trzecim, podwójnie przegranym przez parę Krzysztof Buczkowski - Krystian Pieszczek. Obaj zaciekle gonili parę gospodarzy, chcąc uniknąć podwójnej porażki. Wychodziło im to jednak dość marnie. Wydawać się mogło, że wręcz sobie przeszkadzali. Momentami wyglądali jak pies z kotem. Zauważył to komentujący mecz na Moto Arenie Michał Łopaciński, co nie spodobało się zawodnikowi MRGARDEN GKM-u Grudziądz.
- Co to jest za bzdura kompletna? - pytał poirytowany żużlowiec Joannę Cedrych. - Każdy, kto jedzie na 5:1 w plecy przeszkadza sobie, bo przecież staramy się atakować rywali jadących z przodu. My robimy wszystko, aby ich wyprzedzić. Ludzie, nie oszukujmy się. Są znawcy lepiej i gorzej znający się, którzy mają swoją opinię. My jedziemy dla drużyny - mówił zdenerwowany.
Słowa Buczkowskiego nie zrobiły jednak wielkiego wrażenia na komentujących spotkanie. - Krzysiek chyba chciał tu podejść i powiedzieć nam, żebyśmy tego nie komentowali. A co! Jasne, że będziemy komentować! - śmiał się prowadzący meczowe studio Sergiusz Ryczel. Buczkowski zagrzał się, jak ruski piec, ale nic dziwnego. Ktoś powie, że to presja i wielka ambicja zawodnika. To prawda, bo grudziądzanin to typowy walczak. Zje zęby na torze, byle zdobyć jak najwięcej punktów. Zresztą takich herosów lubimy przecież najbardziej.
Ciśnienie skoczyło też Pawłowi Przedpełskiemu. Torunian bez ogródek wyrzucił z siebie wszystkie żale. Skierowane były oczywiście w stronę Jacka Frątczka. - Kolega z drużyny mnie wywozi pod bandę, a ja jestem odstawiony od biegów. Nie wiem czym tu się ktoś kieruje. Dla mnie to śmieszne - walnął bez zahamowań. Zawodnik może jednak spać spokojnie. W środowisku przychylnym menadżerowi Get Well Toruń mówi się, że pan Jacek to złoty chłopak i nie obraża się. Przedpełski może więc liczyć na rozgrzeszenie.
W Częstochowie rządził z kolei "skandynawski szerszeń". Tak o Fredriku Lindgrenie mówił w zachwycie Tomasz Dryła. Swoją drogą Szwed robi w tym roku niesamowity szał. Przed ostatnim biegiem sprawa wyniku była jeszcze otwarta, a wrocławianie mogli doprowadzić do remisu. Jednak trener Marek Cieślak przechadzał się po parku maszyn pewny siebie niczym wytrawny polityk. Nie wiem, czy z PiS-u czy Platformy, ale szkoleniowiec zwany "Narodowym" dobrze wiedział, że ten gość po prostu go nie zawiedzie. I nie zawiódł.
ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu
Tylko kto wówczas będzie tego słuchał ?