Pedersen zapłaci za uderzenie Kołodzieja. Polak też może jednak oberwać po kieszeni
Mecz dwóch Unii (55:35) zakończył się rękoczynami. Nicki Pedersen uderzył ręką w kask Janusza Kołodzieja i jak się dowiedzieliśmy, pewnie zapłaci karę za czynne znieważenie rywala. Zachowanie Kołodzieja też jednak może być wzięte pod lupę.
Nieoficjalnie wiemy, że karę może jednak dostać nie tylko Pedersen, ale i Kołodziej. Zarzuca mu się, iż niepotrzebnie podjeżdżał do Duńczyka i próbował z nim dyskutować na torze. Zachowanie Polaka jest odbierane jako prowokacja. Czy słusznie?
- Pewnie, że dyskutowanie w takim momencie nie ma sensu, bo emocje biorą górę - mówi nam Krzysztof Cegielski, menedżer i przyjaciel Kołodzieja. - Z drugiej strony to jest żużel. Oczekujemy od zawodników poświęcenie i agresywnej jazdy, a z drugiej strony żądamy, żeby byli ministrantami. Czy już naprawdę nie można rozmawiać? Skąd wiemy, że Janusz prowokował. Chciał pewnie wyjaśnić, że Nicki pojechał z nim zbyt ostro i tyle - kwituje Cegielski.
Fakty są takie, że o ile Pedersen za uderzenie bezwzględnie zasłużył na karę, o tyle w przypadku Kołodzieja możemy mówić jedynie o tym, że mógł to rozegrać lepiej. Choćby tak, jak Tai Woffinden w Grand Prix Czech. Anglik miał pretensje do Fredrika Lindgrena, ale nie podjeżdżał do niego na torze. Dopiero w parku maszyn, kiedy ochłonął, wyjaśnił Szwedowi, że z jego strony nie wszystko wyglądało, tak jak należy.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2