Paradoksalny rok Get Well. Z jednej strony charakter, z drugiej napięta atmosfera (plusy i minusy sezonu)

Szczęśliwe utrzymanie w PGE Ekstralidze w 2017 roku zapaliło w Toruniu lampkę ostrzegawczą. Teraz spadek Get Well już nie groził, zresztą do play-off zabrakło tak naprawdę centymetrów, ale ocena sezonu Aniołów i tak nie może być zbyt wysoka.

Tomasz Janiszewski
Tomasz Janiszewski
Narada w drużynie Get Well Toruń WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Narada w drużynie Get Well Toruń

"Plusy i minusy sezonu" to nowy cykl, w którym przedstawiamy najlepsze i najsłabsze strony poszczególnych drużyn PGE Ekstraligi w sezonie 2018.

***

PLUS: Charakter i walka do końca

Po tak słabej pierwszej części rundy zasadniczej mało kto miał prawo wierzyć, że Get Well zachowa szanse na awans do play-off do samego końca, a tak naprawdę do... ostatnich metrów. Torunianie pokazali, że mimo różnych problemów zawsze należy walczyć i pokazywać charakter. Zrobili to szczególnie we Wrocławiu, gdzie jechali osłabieni brakiem Rune Holty i Daniela Kaczmarka, a zwycięstwa i niemalże pewnego miejsca w półfinale dopiero na ostatnim okrążeniu pozbawił ich Maciej Janowski, mijając Jasona Doyle'a.

Co do walki do końca i wiary w dobry wynik na uwagę zasługuje jeszcze jedno. Get Well aż czterokrotnie odrabiał straty w dwumeczach. Bonusy wyrwał z gardła Włókniarzowi (-8), Falubazowi (-10) i Stali (-19), a do tego wyrównał stan rywalizacji z Unią Tarnów (-12), co jak się okazało, w dużej mierze zadecydowało o kształcie play-off i dołu tabeli. Przypominając wychodzenie z tych opresji, trzeba docenić postawę na swoim torze. Poza majową klęską z mistrzem z Leszna (37:53), prawie każdy rywal, jaki zawitał na Motoarenę, został pokonany dość pewnie i wysoko.

MINUS: 40 lat minęło... Większość zawiodła

Wystawiając "laurki" każdemu z zawodników, nie kryliśmy, że większość zawiodła oczekiwania i dlatego trudno było liczyć, że końcowy wynik drużyny będzie zadowalający. Oczywiście, do awansu zabrakło bardzo niewiele, ktoś powie, że centymetrów. Zgadza się, lecz często bywa tak, że niektóre liczby, statystyki nie kłamią, a te w Toruniu były na słabym poziomie. Wszyscy liderzy obniżyli swoje osiągi (żadnego zawodnika w TOP10) w porównaniu do 2017 roku, nadal zawodził Paweł Przedpełski, wyniki Chrisa Holdera w meczach wyjazdowych lepiej przemilczeć (średnia biegowa 1,357), a zespół jako zespół wygrał zaledwie 23 wyścigi podwójnie.

Paradoks polega na tym, że torunianie zgarnęli aż pięć bonusów (lepsza pod tym względem była tylko kompletna Fogo Unia Leszno), a mimo to i tak nie znaleźli się w górnej części tabeli. Dodajmy, że odkąd obowiązuje w Ekstralidze faza play-off, do czegoś takiego nigdy wcześniej nie doszło. W czym więc tkwił problem? Otóż Get Well nie wygrał ani razu na wyjeździe. Kiedy ostatni raz miała miejsce taka sytuacja w przypadku klubu z Torunia? Podpowiadamy: dokładnie 40 lat temu. A umówmy się, że do strefy medalowej bez przynajmniej jednego triumfu w delegacji trudno się przebić.

PLUS: Strażak Jack Holder

Szczerze mówiąc, dość ciężko znaleźć inne plusy, analizując miniony sezon w wykonaniu czterokrotnych drużynowych mistrzów Polski. Nie można jednak nie docenić tego, że skok jakościowy zanotował Daniel Kaczmarek i że niemałe możliwości raz jeszcze potwierdził Jack Holder. Skupmy się więc na Australijczyku, który po tym, jak wprowadzono w PGE Ekstralidze numer osiem, idealnie pasował do tej roli w Toruniu. Przed rokiem Jacek Frątczak w obliczu kontuzji i widma spadku był niejako zmuszony postawić na młodszego z braci. Ten spisał się na tyle zaskakująco, że nikt nie wyobrażał sobie, by nie mieć go w składzie na kolejny sezon.

Jack wywiązuje się ze swoich zadań dobrze, spełnia oczekiwania, choć bywało też tak, że nie dawał zespołowi zbyt wiele, jadąc z rezerwy. Nie można jednak zapominać, że nie jest to łatwa sztuka, czekać w blokach na sygnał menadżera. Zresztą ciężar wyniku powinien spoczywać w Get Well na znacznie bardziej doświadczonych zawodnikach. Drugą część kampanii Holder miał już na tyle udaną, że skutecznie łatał braki kadrowe, na torze prezentował coraz dojrzalszą jazdę i tym samym drużyna do końca była w grze o play-off. W ostatnich trzech meczach za każdym razem kończył spotkanie, mając na koncie dwucyfrową zdobycz.

MINUS: Tarcia w zespole

Często bywa w życiu tak, że zyskujemy coś kosztem czegoś. Posiadanie Holdera na pozycji numer osiem to komfort i zabezpieczenie, ale taka sytuacja może doprowadzać też do tarć w zespole. Na początku nosem kręcił Niels Kristian Iversen, który prezentował się słabo i z biegu na bieg tracił zaufanie menadżera. Gdy Duńczyk odbudował się, Australijczyk zaczął zastępować zawodzącego Przedpełskiego Wychowanek od razu krytykował takie decyzje i to w momencie, gdy torunianom zaczęła uciekać czołówka. Doszło do tego, że to menadżer przeprosił zawodnika. Potem Paweł nie przyjechał na mecz do Leszna, bo wiedział, że zacznie mecz w parku maszyn. Dziś natomiast Frątczak najprawdopodobniej nie widzi go w składzie na kolejny rok.

Jeszcze wcześniej problemy pojawiły się na linii Holta-Kaczmarek. Już sam fakt ustawiania Norwega z polskim paszportem z juniorami w parze, mógł wydawać się zaskakujący. 45-latek nie dogadywał się z młodszym kolegą, potwierdzając, że jazda parowa nigdy nie była jego silną stroną. Kilkakrotnie obaj przeszkadzali sobie w trakcie jazdy, a potem kamery rejestrowały frustrację obu zawodników. W pewnym momencie pojęcia "atmosfera" istniało w Get Well tylko teoretycznie. Tego i nie tylko można żałować, bo końcówka sezonu potwierdziła, że Get Well miał większe możliwości niż tylko piąte miejsce.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Jak oceniasz sezon 2018 w PGE Ekstralidze w wykonaniu Get Well Toruń?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×