Na początku maja Mitchell Davey ścigał się w barwach Birmingham Brummies. W piątym wyścigu doszło do groźnej kraksy, w której udział wzięło aż czterech zawodników. Australijczyk został odwieziony do szpitala, gdzie stwierdzono u niego liczne urazy - przebite płuco, uszkodzenie kręgosłupa, złamanie łopatki i aż 12 połamanych żeber. Urodzony w Queensland zawodnik pauzował prawie sześć miesięcy.
- Powrót na motocykl po tak długim czasie to niezwykła sprawa. Psychicznie, gdy czułem się nieco lepiej, stawiałem sobie kolejne małe cele w walce o powrót do zdrowia. Za każdym razem gdy fizjoterapeuta wyznaczał co mam zrobić, starałem się być o krok do przodu - powiedział po powrocie szczęśliwy Davey.
Australijczyk przyznaje, że nie jest jeszcze do końca sprawny. - Po jeździe czułem, że moje ramię jest mocno zmęczone i osłabione, ale to normalne. Jeszcze trochę czasu zajmie mi odbudowanie siły i masy mięśniowej - wyjaśnił.
Powrót na tor to z pewnością ważny moment dla zawodnika Birmingham. - To był prawdziwy psychologiczny kop. Ściganie się na torze, na którym doszło do wypadku tak naprawdę dało odpowiedź, czy jestem w stanie nadal jeździć i czy myślę o tym, co się stało czy nie - dodał.
Dopiero po powrocie na tor Australijczyk zdecydował się opowiedzieć o tym, z czym zmagał się przez sześć miesięcy walki o powrót do zdrowia. - Nie mogłem się ruszyć w łóżku. Nawet zmiana prześcieradła to był wielki ból i wyczyn. Największy problem był z oddychaniem. Uczucie, kiedy robisz cokolwiek i masz problem ze złapaniem oddechu, jest naprawdę fatalne. Towarzyszył mi prawdziwy rollercoaster emocji. Byłem zły, przybity, a za moment tryskałem energią i chciałem wracać do ścigania - przyznał szczerze Davey.
Lekarze byli sceptyczni co do jego powrotu na tor. - Gdy udałem się na konsultacje usłyszałem, że powinienem dać sobie jeszcze parę miesięcy. Moja ogólna sprawność fizyczna bardzo pomogła w rekonwalescencji. Początkowo mówiło się, że potrzebuję trzech miesięcy na zrośnięcie kości i aż sześciu miesięcy, by w ogóle wrócić do jakiejkolwiek fizycznej aktywności - powiedział Australijczyk.
28-letni zawodnik ubolewa nad tym, że nie miał okazji do jazdy w barwach Swindon Robins przez cały tegoroczny sezon. Australijczyk przyznaje, że oglądanie Rudzików w telewizji było dla niego bardziej bolesne, niż odczucia fizyczne. - Byłem wściekły. Powiedziano mi co się stało, a później obejrzałem powtórkę. Straciłem cały sezon przez jeden głupi błąd. Bardzo chciałem pokazać się z dobrej strony w barwach Swindon. Jazda dla tego zespołu to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zrobiłem w życiu - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"