Na początku 2015 roku na stadionie w Świętochłowicach pracowali wszyscy. Mieszkańcy miasta tęsknili za żużlem i mieli dość czekania aż stadion na Skałce całkowicie popadnie w ruinę. Wzięli sprawy w swoje ręce. Zmodernizowali zarośnięty trawą tor, odbudowali bandy, zadbali o wszelką infrastrukturę niezbędną do rozgrywania żużlowych treningów. Fani w całej Polsce kibicowali świętochłowiczanom w ich niezmordowanych staraniach. Wszyscy wierzyli, że w ciągu kilku lat na żużlową mapę wróci kolejny zasłużony ośrodek.
Wszystko szło zgodnie z planem. Zorganizowany 17 lipca 2015 roku turniej Speedway Reaktywacja był zwieńczeniem prac grupy zapaleńców, choć raczej można ich nazwać bohaterami. Bez kilkudziesięciu osób, które poświęcały swój wolny czas na pracę na stadionie, żużel nie wróciłby do Świętochłowic. Na trybunach zasiadło grubo ponad tysiąc widzów. Taka była oficjalna pojemność obiektu, który ze względu na zagrożenie katastrofą budowlaną nie miał zgody na organizowanie imprez masowych.
Babcia Krysia bohaterką
Jeśli mowa o bohaterach, to na uwagę zasługuje pani Krystyna, przez kibiców nazywana babcią. - Ona włożyła bardzo dużo od siebie. To schorowana kobieta, która ma duże problemy z kręgosłupem, ale potrafiła przyjść na stadion i malować słupki, gdy montowaliśmy bandy. Było też bardzo dużo młodzieży, byli ludzie w każdym wieku - wspomina Karol Stodolka, fotograf i kibic Śląsk Świętochłowice.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob o jeździe na wózku: "To jest dla mnie jak motorek, niczego nie ujmuje"
Pomagali wszyscy - oczywiście w czynie społecznym. Tak samo powstał stadion Śląska, który przez lata był wizytówką Świętochłowic. Za najlepszych czasów Pawła Waloszka wypełniał się po brzegi kibicami. Teraz mieszkańcom miasta pozostały już tylko wspomnienia z chwil chwały. I kolejna walka o przetrwanie żużla.
Kolejny zryw kibiców
Bez grupy pasjonatów w Świętochłowicach już dawno nie byłoby żużla. Krzysztof Bas - były żużlowiec a obecnie trener - mówi o nich "wariaci", oczywiście w pozytywnym tonie. - Szkółka będzie dalej funkcjonować, dopóki będzie grono "wariatów", którym będzie zależeć na żużlu. Chcemy robić wszystko, by udowodnić, że światełko nadziei jeszcze się pali w Świętochłowicach - mówi Bas.
Kibice zdecydowali się na kolejny zryw. Skrzyknęli się w internecie i postanowili rozpocząć akcję sprzedaży koszulek (więcej TUTAJ). Koszt to 35 złotych, z czego 10 złotych przekazane zostanie na ratowanie klubu. Akcja jest efektem decyzji prezydenta miasta Daniela Begera, który do 80 tysięcy złotych ograniczył roczną dotację dla Śląska. Klubu prowadzącego dwie sekcje: żużlową i speedrowerową.
Polityka prezydenta najbardziej odbija się na dzieciach. Na juniorskie zawody speedrowerowe zamiast ośmiu zawodników Śląska, będzie mogło pojechać maksymalnie dwóch. Wszystko z powodu ograniczonych funduszy. Decyzje Daniela Begera sprawiły, że kibice wyszli z własną inicjatywą. - Mamy nadzieję, że to się na tyle rozwinie, że może wywoła jakiś nacisk na rządzących w Świętochłowicach. Całe miasto żyje sportem. Jest sporo dzieciaków, które trenują i to nie tylko żużel czy speedrower, ale także inne sporty. Im się najbardziej obrywa - mówi Stodolka.
Pomóc chcą wszyscy
Odzew na akcję zorganizowaną przez kibiców jest duży. Pomóc chcą zarówno emeryci, jak i młodzież szkolna. Po prostu wszyscy. To pokazuje, że nadal wielu świętochłowiczan ma żużel w sercu. Jest to początek akcji fanów, którzy wiedzą, że mogli sprzedawać koszulki za większą kwotę. Chcą jednak zachęcić innych do pomocy. Dla wielu osób 10 złotych to kwota symboliczna. Gdyby koszulka kosztowała 65 złotych, a "cegiełka" na Śląsk wynosiłaby 30 złotych - wtedy popularność akcji mogłaby być dużo mniejsza.
- Ostatnio dzwonił do mnie pan ze Świętochłowic i chciał się ze mną umówić, by zapisać się na koszulkę. Powiedział, że do mnie przyjdzie, ale prosił, bym do niego zszedł na dół. Okazało się, że miał amputowane nogi. Jeśli taki pan dzwoni do nas i też chce pomóc, bo żużel dla niego był kiedyś wszystkim, a teraz rzadko wychodzi z domu i nie jest w stanie inaczej pomóc, to pokazuje, że odzew jest duży - dodaje Stodolka.
Decyzje prezydenta mogą zabić żużel
Fani obawiają się, że decyzje prezydenta mogą zabić żużel w mieście. Tak czarnego scenariusza nikt nie bierze pod uwagę. Fatalna finansowa kondycja Świętochłowic sprawiła, że wycofano się z modernizacji stadionu. I to w najgorszym momencie, kiedy zburzono trybuny i zlikwidowano bandy. Tor kompletnie nie nadaje się do jazdy. Szkółka żużlowa będzie musiała odbywać treningi na innych torach.
Prezydent oszczędza nie tylko na sporcie. W trakcie okresu świąt Bożego Narodzenia ograniczył wydatki na ozdoby świąteczne, co wielu mieszkańców przyjęło z dużym zdziwieniem. Sytuacja żużlowego klubu jest trudna, ale nie beznadziejna. - Jest duże zagrożenie i nie wiemy, co dalej będzie. Jak zwykle sport jest uzależniony od polityki, ale tak jest wszędzie. Tradycja Świętochłowic, praca wielu ludzi i marzenia o żużlu, nie poszły na marne. Dopóki nie zapadła decyzja, że w Świętochłowicach nie będzie żużla, to nie powiem takich słów. Jeżeli władze miasta ogłoszą, że tor żużlowy nie będzie budowany, to wtedy będzie koniec. Wierzymy, że wszystko będzie dobrze - przyznaje Bas.
Żużel w Świętochłowicach padł ofiarą politycznych obietnic. Tuż przed wyborami samorządowymi ówczesny prezydent miasta, Dawid Kostempski, robił wszystko, by podpisać umowę z wykonawcą prac rozbiórkowych. Nowy prezydent przerwał te prace, co zrodziło wiele spekulacji. - Nie powstanie tam ani osiedle, ani hipermarket. Jakiekolwiek informacje na ten temat to najzwyczajniejsze miejskie plotki - uspokajał Daniel Beger w grudniu zeszłego roku. Od tego czasu o przyszłości żużla w Świętochłowicach niewiele wiadomo.
Ta łajza co zburzyła trybuny pod kiełbasę wyborczą nie mając kasy na nowe powinna gnić w pierdlu !!!