Maciej Kmiecik: I tylko Drużynowego Pucharu Świata żal... (komentarz)

Patrząc na trudne wybory trenera Marka Cieślaka, który mógłby spokojnie stworzyć nie jedną, a dwie kadry na SoN, po raz kolejny pojawia się wielki żal i tęsknota za DPŚ. FIM pozbawił kibiców jednych z najbardziej ekscytujących zawodów w roku.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik
Reprezentacja Polski z Drużynowym Pucharem Świata WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Reprezentacja Polski z Drużynowym Pucharem Świata.

Mamy najlepszą żużlową ligę świata, mamy najlepszą drużynę globu, finansujemy w praktyce światowy speedway, a niestety inni robią i tak nam koło nosa. Nie przyjmuję tłumaczeń władz światowego żużla, że zastąpienie Drużynowego Pucharu Świata formułą Speedway of Nations ma rozwijać tę dyscyplinę sportu, w krajach, gdzie ta podupadała. Tam, gdzie nic się nie działo, SoN nagle nie uzdrowi lat zaniedbania. Dlaczego zatem karać kraje (czytaj Polskę) za to, że w ostatnich dwóch dekadach zrobiła milowy postęp i pozostawiła świat za plecami?

Czy w latach 80. i 90. ubiegłego wieku ktoś przejmował się hegemonią Duńczyków? Wygrywali notorycznie, bo byli po prostu najlepsi. Czy komuś się to nudziło? Polacy wówczas mogli tylko pomarzyć o dogonieniu Nielsena, Gundersena, Jana O. Pedersena czy Knudsena.

Teraz to my możemy wystawić nie jedną, a w zasadzie dwie reprezentacje kraju, które mogłyby z powodzeniem rywalizować w finale DPŚ. FIM nie pozwala nam jednak spijać śmietanki sukcesów, które są wynikiem lat ciężkiej pracy i inwestowania ogromnych pieniędzy przez Polaków w sport żużlowy. Te zwycięstwa nie wzięły się z niczego. Nikt naszych zawodników nie dotknął czarodziejską różdżką. Ich genezy doszukiwać się trzeba w karierze Tomasza Golloba, któremu polski żużel zawdzięcza więcej niż nam się chyba wydaje.

ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?

Nikt nie daje nam żadnej gwarancji na wygrywanie co roku DPŚ. Czy w tenisie ziemnym przestali rozgrywać Wielkiego Szlema w Wimbledonie, jak w 2003-2007 seryjnie wygrywał Roger Federer? Albo US Open, gdy Szwajcar zwyciężał w latach 2004-2008?

Przecież zdarzały się w polskim żużlu lata, w których przegrywaliśmy, czy to przez kadrę przetrzebioną kontuzjami czy po prostu rywale byli lepsi. Teraz mamy SoN, w którym o podziale najważniejszych medali decyduje jeden, finałowy wyścig. Pół biedy, że skorygowano nieco fatalny regulamin, który obowiązywał w zeszłym roku, gdzie wygrywał jeden, a cieszyli się ci, co przyjeżdżali na drugiej i trzeciej pozycji.

Pomimo regulaminowych korekt, kilka baboli i tak zostało. Jak można bowiem kazać trenerowi kadry selekcjonować żużlowców na trzy miesiące przed decydującą batalią? Doprawdy, wymyślił to regulaminowy geniusz. Widać, że zasady pisano pod kątem tych reprezentacji, które mają trzech żużlowców na krzyż i żaden nowy pewnie się nie objawi w najbliższym czasie. Współczuję trenerowi Markowi Cieślakowi, który nie kryje, że nominacje na półfinał SoN 4 maja rozdawał za zasługi. Wydaje się, że wybrał optymalnie na ten moment, ale czy w drugiej połowie lipca nadal ci wyselekcjonowani będą rządzić i dzielić?

Pewnie mało który kraj ma ten komfort, że może wystawić dwie równorzędne kadry. My możemy. Bo przecież czy reprezentacja złożona z Patryka Dudka, Janusza Kołodzieja i Maksyma Drabika musi być gorsza od wyselekcjonowanej, czyli Macieja Janowskiego, Bartosza Zmarzlika i Bartosza Smektały? Wcale nie.

Przez dobrych kilkanaście lat ekscytowaliśmy się finałami DPŚ. Mamy w pamięci fantastyczne imprezy w Lesznie, Gorzowie, Pradze, Vojens czy Manchesterze. Często bywało tak, że losy tytuły ważyły się do ostatniego wyścigu. Emocje były nie z tej ziemi. Każdy wyścig był o coś. W każdym było za kogo trzymać kciuki, bo wszyscy finaliści mieli swojego przedstawiciela wyścig po wyścigu. Nie mówię, że Speedway of Nations jest złe. Ba, Mistrzostwa Świata Par też potrafią być ekscytujące. Pytanie tylko, po co dwudniowa formuła finału, skoro o wszystkim na końcu i tak decyduje finał?

Mamy świetnych promotorów sportu żużlowego. Trzymajmy za nich kciuki, by w niedalekiej przyszłości rozdawali karty nie tylko na krajowym i europejskim, ale także światowym podwórku. Nie chodzi o to, by przywracać DPŚ na siłę, bo Polacy wygrywali. Ta impreza broniła się sama. SoN w pierwszym sezonie, nawet w naszym kraju, nie przyciągnął tłumów. Ciekawe, jak będzie w lipcu w Rosji, gdzie miejscowi bronią tytułu?

Bez względu na wszystko, trzeba walczyć o przywrócenie Drużynowego Pucharu Świata! Mamy zgrupowania kadry narodowej, mamy sponsora reprezentacji, mamy test mecze naszych Biało-Czerwonych Orłów. Mieliśmy też co roku żużlowy mundial, który był świętem speedwaya. Teraz pozostała na tym karykatura rywalizacji drużynowej i nie kupuję argumentów, że to wpłynie na rozwój światowego żużla.

Speedway of Nations mógłby pozostać. Najlepiej w formie Mistrzostw Świata Par. Drużynowy Puchar Świata powinien koniecznie wrócić i to już od sezonu 2020! Obie imprezy nie muszą się wykluczać. Mogą być rozgrywane równolegle, a w najgorszym wypadku przemiennie. I nikt mi nie powie, że likwidacja jednych z najciekawszych zawodów w sezonie, wpływa na rozwój dyscypliny sportu. Żużel robi i tak wiele, żeby sam się unicestwić. Nie pozwólmy na to. Czym będziemy się ekscytować za kilka lat?

Maciej Kmiecik

Czytaj także: Co stało się w Pile. Czy seria pomyłek, zaniedbań i upór żużlowców zabiją Polonię?

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Drużynowy Puchar Świata powinien wrócić do kalendarza FIM w 2020 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×