Trzeba przyznać, że w Lesznie długo pachniało niespodzianką. Po pierwszej i drugiej serii truly.work Stal prowadziła z Fogo Unią. Gospodarze mieli sporo problemów z szybkimi gorzowianami. Przed trzynastym wyścigiem mieliśmy jeszcze remis. Ostatnie trzy biegi należały jednak do mistrzów Polski, którzy wygrali je podwójnie. - Przed meczem wziąłbym taki wynik w ciemno. Teraz czuję niedosyt - mówi nam prezes honorowy Stali Władysław Komarnicki.
- Zapamiętam zwłaszcza obrazek z młodym Bartkowiakiem na czele stawki. Nawet nie potrafię opisać, jak radowało się wtedy moje serce. Trudno jednak przełknąć ostatnie biegi, w których dostaliśmy od rywala śmiertelne ciosy. Przez trzy czwarte spotkania jechaliśmy przepięknie. Taki czasami jest żużel - dodaje.
Zobacz także: Jarosław Hampel coraz bliżej powrotu. Zdradził, kiedy może wyjechać na tor
Komarnicki uważa, że z każdym kolejnym spotkaniem w gorzowskiej ekipie jest coraz mniej problemów. - Po Lesznie najbardziej cieszę się, że trochę obudził się Krzysztof Kasprzak. Do formy z ubiegłego roku jeszcze sporo brakuje, ale na szczęście przestał jechać do tyłu jak w poprzednich spotkaniach. Więcej spodziewałem się po Thomsenie, ale w tym przypadku zachowałbym dystans. To był jego pierwszy słabszy występ - tłumaczy.
W Lesznie kolejny raz nie popisał się Peter Kildemand, który w czterech startach uzbierał trzy punkty i bonus. Komarnicki uważa jednak, że nawet Duńczyk zrobił pewien postęp. - Z jednej strony można powiedzieć, że zdobycz nie powala na kolana. Trudno cieszyć się z trzech punktów zawodnika, który ma taki bagaż doświadczeń. Z drugiej strony to był i tak jego najlepszy mecz. Może zatem powinien dostać ostatnią szansą z Falubazem? Byłbym chyba zwolennikiem takiego rozwiązania, bo jego obudzenie to pewny awans do play-off. Decyzja będzie należeć jednak do sztabu -podsumowuje Komarnicki.
ZOBACZ WIDEO Tylko Bartosz Zmarzlik może dorównać Taiowi Woffindenowi?
Zatrudnienie Kildemanda to pewny brak play-off.