PGE Ekstraliga. Adrian Miedziński skomentował upadek. "Jakby jechał Nicki, zastanowiłbym się bardziej"

WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Adrian Miedziński
WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Adrian Miedziński

Adrian Miedziński, zdobywając dziewięć punktów z bonusem, dołożył dużą cegiełkę do triumfu forBet Włókniarza Częstochowa w Toruniu (51:39). Jego dorobek mógł być większy, gdyby nie upadek w 11. biegu. Przyznał, że liczył, iż rywal zostawi mu miejsce.

Do upadku Adriana Miedzińskiego doszło podczas pierwszego okrążenia na przeciwległej prostej. Wychowanek toruńskiego klubu napędzał się przy bandzie i próbował minąć Jacka Holdera. Australijczyk nie miał jednak zamiaru ustępować. Dojechał do ogrodzenia, w konsekwencji czego nie wystarczyło miejsca dla reprezentanta forBET Włókniarza Częstochowa. Z powtórki wykluczony został Miedziński.

Czytaj także: Norbert Kościuch: Nie układa się całość. Co chwilę jakieś kłody pod nogi

- Nie widziałem tej sytuacji. Jak decyzja była słuszna, to była słuszna (tak ocenił ją trener Marek Cieślak - dop. red.). Rozpędzałem się po dużej i łapałem prędkość. Czasami bierze się poprawkę na to, kto jedzie. Jakby jechał Nicki (Pedersen - dop. red.), to zastanowiłbym się bardziej. Myślałem, że zostanie tam dla mnie troszeczkę miejsca, ale nie zostało. Skończyło się tak, jak się skończyło. Widocznie rywal był na tyle z przodu, że mógł dyktować warunki jazdy i taka była decyzja sędziego - skomentował zawodnik drużyny z Częstochowy.

Kolejny powrót na Motoarenę był dla niego udany. Miedziński w pięciu startach zainkasował dziewięć "oczek" z bonusem. To trzeci rezultat w drużynie Włókniarza Częstochowa. - Liczy się zespół, bo to zawody drużynowe. Szkoda tego jednego biegu, bo wynik mógł być trochę lepszy. Trzeba cieszyć się jednak z tego, co jest. Tu nie chodzi o to, by poszczególny zawodnik robił komplet, a mecz był przegrywany, ale by drużyna zwyciężała - stwierdził.

Od czasów, w których Adrian Miedziński zdobywał punkty dla klubu z Torunia, dość dużo zmieniło się na miejscowym torze. Mimo to zawodnik nie miał większych kłopotów z odnalezieniem właściwych ustawień. - Od dwóch lat tor jest inny, bo została dosypana inna nawierzchnia. Jeżdżąc w zawodach, nie obserwuję dokładnie każdego biegu. Chyba działo się więcej niż ostatnio. To dobrze. Powinno się stwarzać widowiska, przygotowując tory pozwalające na walkę na dystansie - podsumował.

Czytaj także: Świetny pomysł na uczczenie 10-lecia Motoareny. Chcą zorganizować żużlową sztafetę pokoleń

ZOBACZ WIDEO Fotokomórka w żużlu jest potrzebna co najmniej od dwóch lat

Źródło artykułu: