Samo to, że reprezentant Polski w ogóle wyjechał na tor w meczu Speed Car Motor Lublin - Fogo Unia Leszno (40:50), należy odbierać w kategoriach jego sukcesu. Jego występ, z uwagi na chorobę, był zagrożony, ale mimo wszystko Janusz Kołodziej chciał pomóc swojej drużynie.
Przeciwko beniaminkowi PGE Ekstraligi wystartował w dwóch biegach. W pierwszym dowiózł "trójkę", w drugim natomiast zanotował defekt. Na torze już więcej się nie pojawił, co było dla niego największym... szczęściem.
- Może głupio to zabrzmi, ale cieszyłem się, że nie muszę więcej razy jechać. Na szczęście koledzy pojechali świetnie i nie było potrzeby, bym wsiadał na motocykl. Powiem szczerze, że chyba nie dałbym rady. Z moim zdrowiem nie jest dobrze - powiedział Kołodziej po zawodach w Lublinie, cytowany przez sport.elka.pl.
ZOBACZ WIDEO Co z żużlem w Warszawie? Problemów nie brakuje
Zobacz: Liga w obrazkach. Kibice w Lublinie zasługują na medal. Fogo Unia Leszno była w szoku!
Choroba rozkładała Kołodzieja już podczas eliminacji SEC w Równem. Z tamtego turnieju wycofał się po swoim trzecim wyścigu, zdobywając wcześniej w sumie siedem punktów. Nie wystarczyło to do uzyskania awansu do SEC Challenge.
- Janusz już od jakiegoś czasu chorował, a na Ukrainie objawy się nasiliły. Przyszedł taki kryzys, że już nie dał rady dalej jechać - tłumaczył nam Krzysztof Cegielski, menedżer reprezentanta Polski (więcej TUTAJ).
Życzę powrotu do zdrowia i na tor we właściwej formie...