- Co tu podsumowywać? Jeden zawodnik ciągnął wynik. Doyle jechał fantastycznie. Tor mu nie przeszkadzał, ustawienia mu pasowały. Tak samo Jack Holder. Wiedzieliśmy, że sprzęt sprzed roku mu zagra. Zabrakło jednego zawodnika. Pojechaliśmy tragiczne zawody - powiedział menedżer Jacek Frątczak po przegranym meczu we Wrocławiu.
Get Well Toruń stracił w niedzielę ogromną szansę. Betard Sparta Wrocław przystępowała do zawodów osłabiona brakiem kontuzjowanego Macieja Janowskiego, a mimo to "Anioły" poległy z kretesem (36:54).
Czytaj także: Bieg sezonu w PGE Ekstralidze
Po meczu Frątczak odbył długą naradę z zawodnikami zagranicznymi na temat ich jazdy w tym spotkaniu. Trwała ona ponad pół godziny. - Trzeba było na gorąco podsumować pewne rzeczy i pomyśleć co dalej. Skoro Doyle potrafił być królem wrocławskiego toru, to wnioski wyciągnął odpowiednio, choć nie jechał na próbie toru. Wiadomo, że każdy jedzie na innym sprzęcie, ale Jack Holder też był od początku szybki - dodał opiekun Get Well.
ZOBACZ WIDEO Dlaczego Jacek Frątczak zniknął z mediów? Menedżer zabrał głos
Na braku liderów kłopoty Get Well się nie kończą. - Jest problem z juniorami. Nie dokładają żadnych punktów. Spodziewałem się też więcej po Iversenie w tym meczu. W sobotę pojechał świetnie w Grand Prix Polski. Przed rokiem we Wrocławiu zdobył 14 punktów - wyliczał Frątczak.
Menedżer Get Well nie zgodził się też z opinią, że kontuzja Janowskiego była osłabieniem dla gospodarzy. - Wydaje mi się, że Maciek swoją nieobecnością pomógł Betard Sparcie. Wzmocnił ją, motywował zawodników, powyciągał im silniki. Chwała gospodarzom, bo pojechali świetne zawody. Ja miałem tyle dziur, że próbowałem to załatać rezerwami taktycznymi, ale to było niemożliwe - wyjaśnił.
Torunianie w tej chwili zamykają tabelę PGE Ekstraligi. W czterech spotkaniach nie zdobyli ani jednego punktu i zamiast play-offów będą musieli nastawić się na walkę o utrzymanie w najlepszej lidze świata. W następnej kolejce ekipę Frątczaka czeka ciężki wyjazd do Lublina, który może okazać się decydujący w kontekście pozostania w PGE Ekstralidze.
Czytaj także: Tai Woffinden przegranym Grand Prix Polski
- Zdaję sobie sprawę, jakie są realia. Jestem ostatnim, który nie będzie wiedział, co ma zrobić. Nie jestem przyspawany do stołka. Jednak nie spodziewałem się takiego przebiegu spotkania we Wrocławiu. Nie wsiądę na motocykl, ale lider potrafił zdobyć 17 punktów. Jak to jest? Jak ktoś nie zrobi punktów, to jest moja wina. A jak ktoś robi, to już nie jest moja zasługa? - podsumował Frątczak.