Żużel. Kibice Ostrovii uwierzyli w wielki sukces. Niektórzy chcieli wzmocnień i finału. Prezes tonuje nastroje

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu zawodnicy Ostrovii: Aleksander Łoktajew, Renat Gafurow.
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu zawodnicy Ostrovii: Aleksander Łoktajew, Renat Gafurow.
zdjęcie autora artykułu

Arged Malesa TŻ Ostrovia była przez moment liderem Nice 1. LŻ, ale później pojechała do Rybnika i przegrała do 28. Niektórzy zaczęli mówić o blamażu. - Walczyliśmy, pokonaliśmy faworyta ligi u siebie. Nie każdemu się to udało - komentują działacze.

- Przegraliśmy do 28, ale i tak mógłbym wymienić wiele pozytywów. Zawodników nie zamierzam specjalnie ganić, bo walczyli. Sami są na siebie źli, bo taki wynik odczują w kieszeni - mówi nam prezes Radosław Strzelczyk. Wygranej jego zespołu w Rybniku nikt nie oczekiwał. Kibice liczyli jednak z pewnością na bardziej wyrównane spotkanie. Cichym marzeniem było wydarcie punktu bonusowego. Nadzieje prysły jednak bardzo szybko.

- Kibice mają prawo mówić, że to sromotna porażka, ale ja widzę to inaczej. Drużyna walczyła. W moich oczach nie odstawaliśmy aż tak od rywala. Nasi zawodnicy byli tam, gdzie rozgrywała się walka o punkty, wszystko działo się w kontakcie. Poza tym ROW jest na ten moment najsilniejszym zespołem w pierwszej lidze. Poza tym proszę pamiętać, że jesteśmy beniaminkiem, ale i tak pokonaliśmy faworyta do awansu na własnym torze. Innym ekipom z tego dwumeczu nie udało się wycisnąć aż tak dużo. Być może nasz ostatni sukces rozbudził apetyty, bo byliśmy przez moment liderem - tłumaczy Strzelczyk.

Zobacz także: Norbert Kościuch: Miałem chwile zwątpienia i różne telefony

Ostrowianie są przekonani, że nauka nie pójdzie na marne. Ich zdaniem ewentualna kolejna wizyta w Rybniku będzie wyglądać zupełnie inaczej. W klubie są nadal bardzo zadowoleni z postawy zawodników i zapowiadają, że nerwowych ruchów nie będzie. - Przypominam, że przed sezonem byliśmy skazywani na szóste, siódme miejsce. Nie mówmy zatem po meczu w Rybniku o blamażu. Drużyna i tak jedzie na plus. Jesteśmy na dobrej drodze do fazy play-off - podkreśla prezes.

ZOBACZ WIDEO Łaguta na ostatnich metrach uratował remis! Kronika 7. kolejki PGE Ekstraligi

W Ostrovii układa się nie tylko pod względem sportowym. Klub wywiązuje się również z wszystkich umów, które zostały zawarte z zawodnikami. - Trzymamy klub w ryzach. Z finansami jest w porządku. W Ostrowie nie ma El Dorado, ale realizujemy to, na co się umówiliśmy z zawodnikami. Nic nie wskazuje na to, że sytuacja zmieni się na gorsze, bo sponsorzy podchodzą do tematu z dużą życzliwością. Niektórzy widzą, że zespół jedzie dobrze i decydują się nawet na zwiększenie wsparcia. Cieszymy się, bo nikt nie ma poczucia, że pieniądze są wydawane w niewłaściwy sposób. Poza tym mamy pełne trybuny na prawie każdym spotkaniu. Dziękuję kibicom, bo widać, że rozumieją naszą sytuację. Każdy ma świadomość, że doping jest bardzo ważny, ale równie istotne są wpływy z biletów. Zapewniam, że każdą złotówkę, która zostaje przyniesiona na stadion, staramy się oglądać dwa razy - tłumaczy Strzelczyk.

Zobacz także: Stal Gorzów jak śpiąca królewna. Grzech Włókniarza może kosztować ich bonus i play-offy

Niektórzy kibice na fali ostatnich sukcesów uwierzyli, że Ostrovia już w tym roku włączy się do walki o awans do PGE Ekstraligi. W klubie podchodzą jednak do tematu bardzo ostrożnie. - Pozycja lidera zrobiła swoje. Doszły nas słuchy, że powinniśmy się wzmocnić i nie zaciągać hamulca ręcznego. My jednak tego nie robimy, ale nie stać nas na więcej. Będziemy walczyć o jak najlepszy wynik z tymi zawodnikami, których teraz mamy. Jeśli w pewnym momencie Ostrovia stanie na naprawdę silnych fundamentach, to o tym powiemy i powalczymy o coś więcej. Do tego potrzeba finansów i odpowiedniego wsparcia miasta. Z dodatkowymi środkami byłoby łatwiej. Na razie dziękuję z całego serca wszystkim, którzy już nam pomagają - podsumowuje Strzelczyk.

Źródło artykułu: