PLUS. Klasa mistrza Polski. Piotr Baron i jego Fogo Unia Leszno pojechali do Wrocławia, gdzie mieliśmy sporo zastrzeżeń do toru. Goście nie zamierzali go jednak kwestionować. Od początku dawali do zrozumienia, że czują się mocni i pojadą na każdej nawierzchni. Później spisywali się świetnie i można powiedzieć, że losy złotego medalu rozstrzygnęły się już w pierwszym spotkaniu.
- To świadczy o wielkiej mocy zespołu. Kibicowałem Sparcie, bo nie byli faworytem, ale to drużyna z Leszna pokazała, że na złoto zasługuje jak nikt. Podejście zespołu, organizacja i kwestie sportowe były na najwyższym poziomie. Wygrali, choć nie wszyscy zawodnicy jechali idealnie, a po drugiej stronie był trudny tor, znakomity junior i mocny zawodnik z numerem 16 - komentuje były menedżer Get Well Toruń Jacek Frątczak.
MINUS. Betard Sparta. Nie było ani wyniku, ani widowiska. To grzech, który wrocławianom trudno będzie wybaczyć. Kolejny raz na Stadionie Olimpijskim mieliśmy sporo zastrzeżeń do stanu nawierzchni i wszystko wskazuje na to, że znowu posypią się kary. Szkoda, że gospodarze przyjęli taką taktykę na to spotkanie. Gdyby przegrali po emocjonującym i pełnym ścigania meczu, których we Wrocławiu mieliśmy w tym roku całe mnóstwo, to odbiór pierwszego finału PGE Ekstraligi byłby zupełnie inny. A tak pozostał olbrzymi niesmak.
ZOBACZ WIDEO Chińczycy chcieli aresztować Buczkowskiego. Za brak wizy
PLUS. Adrian Miedziński. Podobno wychowanek toruńskiego klubu jest zdecydowany na powrót do macierzystego zespołu. W tym roku jedzie przeciętnie, więc wydawało się, że forBET Włókniarz pożegna go bez żalu. Tymczasem w spotkaniu ze Stelmetem Falubazem Miedziński zdobył 11 punktów i trzy bonusy, a Paweł Przedpełski, którego chcą zatrzymać pod Jasną Górą, wywalczył zaledwie dwa "oczka". Ciekawe, co teraz myślą działacze i trener Marek Cieślak.
- To nigdy nie są łatwe sytuacje. W żużlu zwykle pamiętamy końcówki. One potrafią zamazać obraz całości, choć nie zamierzam umniejszać Adrianowi, bo jego na pewno stać na jazdę w PGE Ekstralidze. Ten sezon był w jego wykonaniu słabszy, ale ostatnio pokazuje potencjał. W rewanżu też może być nieźle, bo zielonogórski tor mu zwykle pasował. Uważam, że zawodnik i zainteresowane nim kluby dokonały już wcześniej wyborów. Moim zdaniem jeden mecz nie powinien przewracać wszystkiego do góry nogami - ocenia Jacek Frątczak.
MINUS. Stelmet Falubaz. Zielonogórzanie na kolanach. W rywalizacji z forBET Włókniarzem drużyna Adama Skórnickiego zdobyła zaledwie 33 punkty. Cztery indywidualne zwycięstwa to dowód, że zespół nie miał żadnych argumentów. Spełnił się czarny scenariusz, na który uwagę zwracał były prezes Falubazu Marek Jankowski.
Przed ekipą z Zielonej Góry rewanż, na który trudno będzie przyciągnąć kibiców. A to oznacza ogromne straty finansowe dla klubu. Później pojawi się temat sprzedaży kolejnego sezonu. Falubaz miał jechać w finale. Zawiódł, a rynek transferowy jest tak ubogi, że na poważne wzmocnienia się nie zanosi. Działaczy czeka poważne wyzwanie, żeby przekonać kibiców do swojego projektu, którego założenia zostały mocno zachwiane.
PLUS. ZOOleszcz Polonia Bydgoszcz za udowodnienie, że niemożliwe w żużlu nie istnieje. Bydgoszczanie przegrali pierwszy mecz z Power Duck Iveston PSŻ-em Poznań 31:59 i byli na deskach. W rewanżu nikt nie dawał im szans, a tymczasem drużyna pojechała jak natchniona, odrobiła wszystkie straty i wjechała do pierwszej ligi. Coś niesamowitego. Takie finały nie zdarzają się często.
MINUS. Power Duck Iveston PSŻ Poznań. - Witali się z gąską. Mieli olbrzymi sukces na wyciągnięcie ręki. Tak naprawdę przez tydzień byli w pierwszej lidze. Mogli poczuć jej smak, a nagle ktoś im to wszystko brutalnie zabrał. Będzie im bardzo trudno się pozbierać. W barażu z Orłem faworytem będą łodzianie, ale historia finału drugiej ligi pokazuje, że nie powinniśmy nikogo przekreślać - podsumowuje Jacek Frątczak.