Betard Sparcie Wrocław oberwało się za przygotowanie toru na finał PGE Ekstraligi. O tym, że jest on do kitu, mówił komentujący spotkanie w nSport+ Mirosław Jabłoński (więcej przeczytasz TUTAJ). Narzekali też eksperci, mocne słowa padły zwłaszcza z ust Jacka Gajewskiego (więcej przeczytasz TUTAJ). Z naszych informacji wynika, że jury zawodów też miało spore zastrzeżenia do tego, co działo się w piątkowe popołudnie we Wrocławiu.
Co wiemy? Sparta tradycyjnie przyklepała tor przy krawężniku i zrobiła bardziej przyczepny pas na zewnętrznej części. Tu jednak nie ma żadnych uwag, bo regulamin to dopuszcza. Zdaniem jury gospodarze przesadzili jednak z ilością wody wlanej w tor. Na 8 i na 4 godziny przed zawodami była ona bardzo grząska. Osoby funkcyjne mogły przejść swobodnie jedynie na wejściu w drugi łuk, bo w każdym innym miejscu zapadali się po kostki w błocie. Tak to miało wyglądać jeszcze na obchodzie około 17:30.
Oczywiście ktoś może zapytać, dlaczego komisarz nie powiedział miejscowym, co i jak mają zrobić, żeby doprowadzić tor do regulaminowego stanu. Tyle że komisarz nie ma takich uprawnień. Może jedynie patrzeć i zwracać uwagę, jeśli jego zdaniem coś jest robione źle. Wiemy, że komisarz uwagę zwracał, ale podobno nikt go nie słuchał.
ZOBACZ WIDEO Dyrektor Sparty wyjaśnia: Czepiają się nas o tor, ale nie robimy nic złego
Wyznaczony na kierownika zawodów pan Nowaczyk kierował się głównie uwagami dyrektora Sparty Krzysztofa Gałandziuka, tłumacząc, że robi to, bo pan Gałandziuk ma największe doświadczenie, gdy idzie o przygotowanie toru na Olimpijskim.
Wojciech Stępniewski, prezes Ekstraligi Żużlowej, na razie jest bardzo ostrożny w medialnych wypowiedziach. "Czekamy na dokumenty jury. Na torze widowiska nie było, ale z drugiej strony był on bezpieczny" - pisze nam działacz.
Ekstraliga już jednak na poważnie zajęła się sprawą, a na dniach to samo ma zrobić Komisja Orzekająca Ligi, która przeprowadzi swoje postępowanie. Każde przejście po torze jest nagrywane, więc to, że Sparta miała puszczać mimo uszu uwagi osób funkcyjnych jest podobno dobrze udokumentowane. W spółce zarządzającej rozgrywkami panuje takie przekonanie, że wrocławski klub musi dostać po łapach za to, co zrobił. W końcu regulamin został złamany.
W ciemno można założyć, że linia obrony Sparty będzie taka sama, jak w poprzednich tego typu przypadkach. Wrocławianie mówili wtedy, że dla nich liczy się widowisko. Problem w tym, że tym razem widowiska nie było. Było natomiast bezpiecznie i tego nikt nie może zakwestionować.