Żużel. PGE Ekstraliga. Sezon widziany z... Torunia. A imię ich czterdzieści i cztery. Anatomia spadku Get Well

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: narada w Get Well. Plecami obrócony lider Jason Doyle
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: narada w Get Well. Plecami obrócony lider Jason Doyle

Czterdzieści cztery - na tylu sezonach na najwyższym szczeblu zatrzymał się licznik toruńskich Aniołów. Get Well spadł z hukiem z PGE Ekstraligi, tracąc zaszczytne miano jedynego klubu, który nigdy nie doświadczył degradacji. Jak do tego doszło?

W tym artykule dowiesz się o:

Zenon Martyniuk odpowiedziałby: "nie wiem". My wiemy. Szereg błędów w prowadzeniu klubu doprowadził do najgorszego sezonu w historii istnienia toruńskiego żużla. Degrengolada ośrodka, mającego jeszcze całkiem niedawno silną pozycję w polskim żużlu, jest rzadko spotykanym zjawiskiem, jeśli wziąć pod uwagę jego możliwości finansowe (i nie tylko). Doprowadzono do zapaści, niwecząc wszystko, co było powoli budowane w latach 2015-2016.

CZYTAJ WIĘCEJ: Prezes Unii Tarnów ma żal do Kułakowa. Chodzi o kontrakt sponsorski

Teoretycznie tajemnicza może wydawać się ta wspomniana zapaść. Zupełnie jak jeden ze słynniejszych cytatów w polskiej literaturze, który widzimy w tytule artykułu. Nikt nie wie, co ma oznaczać te "40 i 4". W Toruniu jest jasne, że po właśnie 44 sezonach z rzędu spędzonych na salonach, zdobyciu 18 medali Drużynowych Mistrzostw Polski, przeprowadzce na najnowocześniejszy żużlowy obiekt na świecie, klub pierwszy raz doświadczył degradacji i traci miano jedynego, który nigdy się z tym nie mierzył. Od 2007 roku Anioły mogły z dumą mówić o sobie, że one słowa "spadek" nie znają. W tym roku poznały, bo okazały się zdecydowanie najsłabsze.

Kłębek nerwów, chaos, nietrafione decyzje. Get Well Toruń oglądało się w 2019 roku wyjątkowo trudno. 12 porażek w 14 meczach - to mówi samo za siebie. Przed rokiem WP SportoweFakty przekonywały, że sposób budowania drużyny jest mocno ryzykowny i raczej nie przyniesie jej sukcesu w postaci awansu do play-off. Ba, w Get Well widziano zespół, który może czekać walka o utrzymanie.

ZOBACZ WIDEO: Trener Ostrovii w Stali Gorzów? Prezes mówi, że w klubie o tym myślą

Skład był jednak wypadkową decyzji podejmowanych rok i dwa wcześniej. Coś było przyczyną czegoś. Uwiązano się jeżdżącym coraz słabiej (szczególnie poza Motoareną) Chrisem Holderem, pozbyto się wychowanków, nie wiedzieć czemu zaufano Rune Holcie i zaniedbano szkolenie, sprawiając, że w PGE Ekstralidze jeździli najsłabsi młodzieżowcy. Kibice, którym ni stąd, ni zowąd podniesiono ceny karnetów, tracili powoli cierpliwość. Jacek FrątczakAdam Krużyński i cały zarząd nie podołali zadaniu. Zawiedli.

Kibice, media, obserwatorzy, sponsorzy główną uwagę skupiają na lidze. To ona napędza zainteresowanie, koniunkturę i całą machinę. Pozostałe turnieje bardziej interesują "koneserów". Zwróćmy jednak uwagę na dokonania klubu na tych właśnie polach. MPPK? Szóste miejsce, nawet za drugoligową ZOOleszcz Polonią Bydgoszcz. MMPPK? Brak awansu do finału. DMPJ? Brak awansu do finału. Osiągnięcia indywidualne seniorów, juniorów w pozostałych imprezach mistrzowskich w kraju? Brak. Mówimy o niedoszłym klubie ekstraligowym.

CZYTAJ WIĘCEJ: Będzie postępowanie GKSŻ w sprawie słów Przemysława Termińskiego

W Toruniu mają nadejść lepsze czasy już w przyszłym roku. Kampania trwa w najlepsze, wybory tuż, tuż. Kibicom sprawiono dużą niespodziankę, przywracając wymarzoną nazwę - Apator. Do macierzy wrócić mają Adrian Miedziński (ostatni zawodnik pamiętający czasy startów pod legendarnym szyldem) i jako trener/menadżer były żużlowiec tegoż Apatora, Tomasz Bajerski.

Skład, jaki zapowiedziano, z miejsce aspiruje do wygrania Nice 1. Ligi Żużlowej. Przed klubem jednak zadanie niełatwe, bo utrzeć nosa ligowemu krezusowi będzie chcieć każdy. Oprócz wyzwania sportowego, przed klubem zadania związane z budowaniem i odbudowaniem marki, którą wokół Apatora można wreszcie zacząć należycie opakowywać.