Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Przed nami ostatnia runda IMŚJ w Pardubicach. Polska jest w bardzo komfortowej sytuacji, bo na razie nasi reprezentanci zajmują całe podium. Według pana tak też będzie po zawodach na czeskiej ziemi?
Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener, obecnie ceniony ekspert: Biorąc pod uwagę sytuację światowego żużla, to widzimy jak poziom mocno leci w dół. Na początku sezonu najgłośniej mówi się o PGE Ekstralidze, cyklu Grand Prix, natomiast niewiele o juniorach. Przyglądając się obsadzie młodzieżowego Grand Prix, to nie miałem wątpliwości, że tytuł przypadnie Polakowi. Nie wiedziałem tylko któremu. Tak samo nie miałem złudzeń, że większość miejsc na podium będzie obsadzona naszymi reprezentantami. Dlatego nie jestem zaskoczony takim obrotem spraw. Nam, Polakom, pozostaje tylko się cieszyć.
Niepokojące dla mnie jest jednak to, co chce się zrobić w polskiej lidze. Mam tu na myśli plany, o których ostatnio się mówi, dotyczące m.in. umożliwienia jazdy zagranicznym juniorom na pozycji młodzieżowca.
Czytaj także: Tor w Pardubicach będzie preferował zawodników, którzy czują sprzęt
ZOBACZ WIDEO: Kibice Get Well opluli wychowanka. On sam mówi, że popełnił błąd
I co pan sądzi o tej propozycji?
Zawsze mówiłem, że gdy polskie władze chcą coś zmieniać, to najczęściej jest to gwóźdź do trumny. Uważam, że przy ewentualnym wprowadzeniu takiego pomysłu w życie zaczynamy sobie kopać grób. W każdej dziedzinie życia, gospodarki, jest tak, że dąży się do najlepszego, najwyższego poziomu. Tymczasem widzę, że aby wyrównać poziom to chce się najlepszych zlikwidować. Dla mnie jest to absurd. Jeżeli Polska będzie martwić się o to, co dzieje się w świecie, to padnie polski żużel. A jeśli nie będzie żużla u nas, to nie będzie go i na całym globie, bo przecież wiemy, że cały światowy żużel utrzymywany jest z polskich pieniędzy.
W tym miejscu pojawia się jednak argument, że Polska jako ten hegemon powinna wyciągnąć rękę do innych nacji, aby pomóc wydostać się im z dołka. Rozumiem, że taka argumentacja pana nie przekonuje?
Nie, bo już kiedyś ten temat w Ekstralidze był przerabiany. Nie zdało to egzaminu i wrócono do dwóch polskich młodzieżowców...
Może jednak zdało egzamin, bo wychowaliśmy choćby mistrza świata Taia Woffindena, który we Włókniarzu jeździł jako junior. Zdecydowano się wrócić do dwóch Polaków na juniorskich pozycjach, bo my zaczęliśmy mieć problemy.
Właśnie o tym myślałem. W tamtym okresie polski poziom młodzieżowców się obniżył. Po zmianie regulaminu gołym okiem widać, jak nasza młodzieżówka poszła w górę. Regularna jazda w lidze wiele daje.
Myślę, że w żużlu, w ogóle w każdym sporcie, najważniejsi są kibice. Pamiętam czasy, kiedy w naszej lidze jeździli przede wszystkim polscy zawodnicy. Wówczas stadiony pękały w szwach.
Bo wielu z tych zawodników byli znajomymi kibiców, po prostu kolegami.
Dokładnie tak. I frekwencja na trybunach była bardzo duża. Nie potrzebowaliśmy zagranicznych zawodników. Robiłbym wszystko i dbałbym w pierwszej kolejności o to, aby to nasz polski żużel nie padł. Jeżeli natomiast zaczniemy rozwijać światowy żużel, to obcokrajowcy wykończą nasze kluby finansowo. Jest takie powiedzenie: "wyhodować żmiję na własnej piersi". Będziemy wychowywać ludzi, którzy ogołocą polskie kluby.
Padają sugestie, że pomysł zagranicznego juniora na pozycji młodzieżowca forsuje tylko Betard Sparta Wrocław, bo po przejściu Maksyma Drabika do grona seniorów brak im dobrego juniora. W tej roli mogliby wykorzystać Gleba Czugunowa.
Według mnie chodzi m.in. o to, aby usadzić leszczyńską Unię, która prowadzi dobrą pracę z młodzieżowcami. Zresztą spójrzmy na Falubaz, gdzie juniorzy poczynili duży postęp. Tam też kładzie się nacisk na wychowanków. Przed dwoma laty czy rokiem mówiłem, że w końcu w Zielonej Górze będą efekty tej pracy i pomału je widać. Jeśli chodzi o Spartę i Gleba Czugunowa to zgadza się, że we Wrocławiu mieliby pewnego juniora. Moim zdaniem jednak nie tędy droga. Jeśli będziemy patrzeć jak podnieść poziom zagranicznych zawodników, to ucierpi na tym frekwencja i, tak jak powiedziałem, będziemy hodować żmije na własnej piersi. Później ci zawodnicy polskim klubom odwdzięczą się w postaci ogromnych oczekiwań przy podpisywaniu kontraktów.
A propos Gleba Czugunowa, to właśnie on jest najbliżej polskich zawodników w IMŚJ. Do trzeciego Bartosza Smektały traci raptem 2 punkty. Czy pana zdaniem może on zagrozić Polakom i wyprzedzić któregoś z nich w końcowej klasyfikacji?
Jestem raczej optymistą, jeśli chodzi o finał w Pardubicach. Według mnie na koniec całe podium będzie Biało-Czerwone.
To jeszcze pytanie o Jana Kvecha, bo to szybko rozwijający się zawodnik, jeżdżący odważnie i pewnie. Może namieszać jako gospodarz?
Uważam, że jeszcze nie. O naszej czołowej trójce Polaków nie można mówić, że to są tylko juniorzy. To już jest światowa czołówka. To trio wielokrotnie zwyciężało, a czasami wręcz upokarzało zawodników uznawanych za gwiazdy. Często radzili sobie z nimi znakomicie.
Zobacz również: To jest czas Dominika Kubery
W tej chwili w IMŚJ przewodzi Dominik Kubera, za nim jest Maksym Drabik, ciut większą stratę ma do nich Bartosz Smektała, ale wciąż ma szanse obronić tytuł. Na kogo zatem pan stawia?
Większy komfort psychiczny będzie miał Kubera. On tak naprawdę nie musi już teraz po ten tytuł sięgać, bo jeszcze w przyszłym roku będzie młodzieżowcem, kiedy to według mnie już w ogóle nie będzie miał żadnego zagrożenia, no chyba że ktoś w międzyczasie się "wylęgnie". W przypadku Drabika i Smektały to ostatnia szansa na mistrzostwo w juniorskiej kategorii. Widzimy jednak, że Kubera w ostatnich meczach prezentował wysoką formę i wydaje mi się, że ją podtrzyma.