Żużel. Degrengolada toruńskiego speedwaya. Mistrz Zmarzlik momentalnie poprawiał humor (tak mi minął rok)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Chris Holder
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Chris Holder

Smutek i pewne niezrozumienie jak można było w Toruniu do tego doprowadzić. Anioły po 44 sezonach w elicie spadły z niej z hukiem, co dla kibiców oznacza pierwsze takie bolesne doświadczenie. Humor poprawiał za to Bartosz Zmarzlik.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

KOMENTARZ.[/b] Im bliżej było rozpoczęcia sezonu, tym przeczucia miałem coraz gorsze. Choć zimą - przyznam się, że kierując się głównie sercem - umieściłem w typowaniu Get Well Toruń na szóstym miejscu, to na krótko przed pierwszym meczem wiedziałem, że utrzymanie się w PGE Ekstralidze będzie sporym sukcesem. Stało się inaczej. Toruński zespół, pozbawiony praktycznie wychowanków i budowany w sposób niezrozumiały, okazał się nie tyle najsłabszy w całej stawce, ile jednym z najsłabszych w ostatnich latach w najwyższej lidze. Dwa wygrane mecze, jeden zdobyty bonus i to wszystko szczęśliwie - oto cały dorobek Aniołów. Dramat.

Nieco więcej o Get Well i zapaści, do której doprowadzono w toruńskim żużlu, będzie jeszcze później, ale nie sposób nie wspomnieć o tym, co na drugim biegunie. Wielki szacunek dla Fogo Unii Leszno za stworzenie hegemona pod chyba każdym względem. Wyniki Byków to żaden przypadek. W Lesznie wszystko robione jest z głową, wiarą, mając na to konkretny, jasny plan. Wzorowo prowadzony klub pozwala potem myśleć o kolekcjonowaniu tytułów. A jeśli klub jest prowadzony bezsensownie, efekty też szybko widać.

CZYTAJ WIĘCEJ: Włókniarz pnie się w górę, a Zmarzlik przypomniał najważniejsze wartości

BOHATER. Zanim o bohaterze stricte sportowym, nie mogę nie wspomnieć o Tomaszu Guzowskim. Żużlowiec amator, który choruje na X-ALD w wersji dorosłej, czyli adrenomieloneuropatię i który niósł pomoc Tomaszowi Gollobowi (pomysł z produkcją numizmatów z podobizną żużlowego mistrza), sam jej potrzebuje. Zastanawiam się, ile ciepła i dobroci musi mieć osoba potrzebująca wielu pieniędzy na leczenie, a która sama zbiera je dla innej chorej osoby. Czytając historię Tomasza Guzowskiego, wszystko chwyta za serce.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Gdy w Toruniu kręcono głowami po niemal każdym meczu Get Well, przychodziły imprezy Grand Prix i tam humor poprawiał mi Bartosz Zmarzlik. Mistrzostwo wywalczone na wypełnionej po brzegi Motoarenie w sposób w pełni zasłużony, wyszarpane wręcz, pamiętając, że do końca naciskał go Emil Sajfutdinow, a przede wszystkim Leon Madsen. Klasa godna prawdziwego tuza dwóch kółek. Doczekaliśmy się trzeciego polskiego mistrza. Czapki z głów, Bartek.

KONTROWERSJA. Czwórka zawodników, która odmówiła reprezentowania Polski pod koniec sezonu, została wyrzucona z kadry i w 2020 roku w zespole narodowym żadnego z nich nie zobaczymy. Obojętnie czy mają oni coś na swoją obronę (można tylko się domyślać, że początek tego ma miejsce w kwietniu w pewnym wielkopolskim mieście), czy nie mają. Takie sytuacje w ogóle nie powinny mieć miejsca. Starty w reprezentacji to zawsze zaszczyt i szczególne wyróżnienie. Też w imprezach towarzyskich. W każdym sporze można wypracować kompromis. Tutaj zabrakło nie tyle chłodnej głowy, ile chęci, by znaleźć - jak to mówił w pewnym filmie Mateusz Borek - konsensus. Porozmawiać znaczy.

AKCJA ROKU. Wyścig w wykonaniu w Emila Sajfutdinowa w spotkaniu ligowym w Częstochowie zaprzeczył prawom fizyki i jestem przekonany, że został obejrzany także przez takich, którzy na co dzień niewiele o żużlu wiedzą. Za każdym razem go oglądając, odnoszę wrażenie, że Emil zaraz się wywróci. Na szczęście nigdy się nie wywraca. Szokująca jazda po płocie zakończona zwycięstwem na linii mety. Na taką rzecz stać tylko ludzi wybitnych.

Postanowiłem też wyróżnić całe zawody Grand Prix Polski we Wrocławiu. Miałem przyjemność zasiąść na trybunach Stadionu Olimpijskiego i choć wiele już w tym sporcie widziałem, buzia cieszyła się niemal przy okazji każdego biegu. Zjawiskowy speedway, znamienita uczta dla oka. Wszystko to przy wspaniałej pogodzie i zwieńczone triumfem Bartosza Zmarzlika.

CZYTAJ WIĘCEJ: Lipiec PGE Ekstralidze już taki niestraszny? Możliwe kolizje z meczami Polaków na EURO 2020

LICZBA. 44 - tyle sezonów z rzędu w najwyższej lidze w kraju jeździł klub z Torunia. Dla fanów w tym mieście tegoroczny spadek jest pierwszym tak przykrym doświadczeniem w kibicowskim życiu. Szkoda tym wielka, że Anioły straciły miano jedynej drużyny w Polsce, która nigdy nie spadła z ligi. Czasem aż trudno uwierzyć, że budowana przez lata silna pozycja i sportowa reputacja zostały tak brutalnie zburzone. Skutkiem działań władz klubu z Grodu Kopernika jest jednak takie, a nie inne jego położenie. W przyszłym roku zamiast szlagieru w Zielonej Górze będzie bowiem daleki wyjazd do Daugavpils.

CYTAT. Nie będę oryginalny i też wyróżnię słowa Bartosza Zmarzlika krótko po zwycięskim półfinale w Toruniu, gdy zapewnił sobie złoty medal IMŚ. - Zawdzięczam to przede wszystkim mojej mamie, mojemu tacie. Wiem, ile we mnie włożyli. Bez nich, bez dziadków, na pewno nie byłbym w tym miejscu - powiedział ze łzami w oczach i z łamiącym się głosem. Wywiadu odsłuchałem dopiero po powrocie ze stadionu i przyznam, że sam uroniłem małą łzę.

W Zmarzliku widać naturalność i spontaniczność (ta radość po decydującym biegu...) w tym, co robi. Oddaje się żużlowi cały, wkłada w niego całe serce i pracuje na maksa. Jego sukces jest czymś wielkim i jest chyba też zapowiedzią kolejnych. Przecież on ma dopiero 24 lata, a zdobył praktycznie wszystko. Złapie większy luz. A z jego podejściem, niesamowitą wolą walki i samozaparciem można być pewnym, że nie spocznie na laurach i będzie chciał więcej.

Źródło artykułu: